Zapychanie sieci

Rozmowa z Andrzejem Zienkiewiczem dyrektorem technicznym NASK, rozmawia Przemysław Gamdzyk

Rozmowa z Andrzejem Zienkiewiczem dyrektorem technicznym NASK, rozmawia Przemysław Gamdzyk

Czy rzeczywiście sieć się zaczyna zapychać? Prawie wszyscy wieszczą wspaniały rozwój Internetu, choć niektórzy ostrzegają, że już w niedługim czasie, głównie za przyczyną przesyłania informacji multimedialnych, tworzonych chociażby poprzez wędrówki użytkowników po pajęczynie WWW, wszystko się zadławi i padnie. Jakie jest Pana zdanie?

Kłopot polega w dużej mierze na powszechnym niezrozumieniu sedna sprawy. Można postawić względnie tanie multimedialne komputery, ale ich połączenie siecią to problem techniczny o zupełnie innej skali. Oferowane aplikacje przekraczają możliwości techniczne sieci. World Wide Web jest kapitalną aplikacją, która rozwija się zdumiewająco szybko. Zupełnie początkujący użytkownik może ściągać sobie praktycznie wszystko, generując ogromne ilości przesyłanych danych. Siecią globalną nie da się połączyć wielu komputerów na świecie, tak by wszyscy byli w stanie bawić się multimediami.

Zważywszy na ilości danych jakie przesyłane są codziennie w polskiej sieci, to gdyby były to same listy, na każdego Polaka przypadałby co najmniej jeden każdego dnia. Więc i u nas dominuje informacja multimedialna, a nie poczta elektroniczna.

Rozwiązaniem wszystkich problemów winna być budowa globalnych sieci światłowodowych. Zamiast jednego szybkiego kanału transmisyjnego można utworzyć ich tysiąc, czy milion - ile kto chce. Trzeba tylko umieć tę informację odebrać. Jednak sprzęt telekomunikacyjny bardzo szybka starzeje się "moralnie", a przecież trzeba zadbać o jego amortyzację. Stąd łatwo można zrozumieć naturalny opór koncernów telekomunikacyjnych wobec konieczności ciągłego unowocześniania sieci.

Rozwój WWW fascynuje, ale ktoś musi za to wszystko zapłacić - na tym świecie nie jest za darmo. Dla przykładu spójrzmy na tworzenie serwisów informacyjnych - same dane o Warszawie nic nie wnoszą, ale takie same informacje połączone z ofertą miejsc noclegowych w hotelach, prezentacją restauracji, stają się doskonałym biznesem. Jeśli patrzeć całościowo na dane przesyłane i gromadzone w sieci, to informacji kulturotwórczych jest raczej mało. Nie jest szczytem elegancji w zupełnie dowolny sposób korzystać z dóbr, za które płacą wszyscy, głównie w postaci podatków.

Jak to jest naprawdę z sieciami metropolitarnymi - są one częścią Internetu, czy też dostęp do globalnej sieci jest tylko oferowaną w nich usługą? By pozostać blisko NASK-u, chciałbym spytać się o WARMAN-a - jeśli jego użytkownicy wygenerują zbyt duży ruch na zewnątrz, to czy NASK aby nie przykręci im kurka?

Takie działania mogą mieć miejsce jedynie w przypadku braku środków. Ruch lokalny w sieci warszawskiej jest tani, ale nie oznacza to, że WARMAN jest jedynie tanim przyłączem do sieci globalnej. W przyszłości trzeba będzie dokonać rozdzielenia ruchu, by możliwe było osobne opłacanie ruchu lokalnego i globalnego. Nie ma w polskim Internecie mechanizmu znanego z telefonii, by sieci lokalne, potrafiłyby dofinansowywać rozległe. Docelowym modelem jest wprowadzenie abonamentu i opłaty za ilość przesyłanych danych. Według naszych szacunków, przesłanie 1 MB w Polsce kosztuje dzisiaj 80 groszy. To aż kilkaset listów, ale tylko kilka większych obrazków.

Przez polską sieć ostatnio przetaczają się alarmujące wieści o ograniczaniu przepustowości łącz, chociażby do Lublina czy Katowic. Można by odnieść wrażenie, że polski Internet zamiast się rozwijać, zaczyna się kurczyć...

To nie tak. W roku 1994 wspólnie z TPSA rozpoczęliśmy realizację eksperymentalnego połączenia miast w Polsce przez kable 2 MB/s. Nie zawarliśmy jednak umowy na kontynuację działań na zasadach zbliżonych do eksperymentu i musimy obecnie płacić pełne stawki. Są one niemałe, bowiem nie starczyłoby na to całego budżetu NASK. Chcemy teraz dokonać przebudowy struktury logicznej łączy - w miejsce niekorzystnej topologii gwiazdy, wprowadzamy przejścia ramowe w technologii Frame Relay. Łącza będą kosztowały mniej, ale nie ukrywam, że w niektórych miejscach prędkość przesyłu danych może spaść. Prawda jest jednak oczywista - ani NASK-u, ani lokalnych odbiorców nie stać na utrzymanie wszystkich dotychczasowych łączy. Na efekty restrukturyzacji trzeba będzie poczekać do października, na który patrzymy zresztą z wielkim niepokojem, bowiem na uczelnie mają powrócić ... studenci.

Pojawiają się głosy, by przestać uznawać Internet za najważniejszy priorytet rozwoju nauki. Ten spór jeszcze nie jest rozstrzygnięty, ale moim zdaniem komercjalizacja Internetu w Polsce, jak i wszędzie na świecie, jest nieunikniona. Ilość środków jest zawsze ograniczona, a KBN nie ma prawa przeznaczać pieniędzy na edukację i inne podobne cele, tylko pracę instytutów naukowych na uczelniach. Najrozsądniejszym pomysłem jest przyznawanie poprzez Komitet Użytkowników dla poszczególnych uczelni limitu ruchu, który będzie w całości finansowany przez KBN. Za jego przekroczenie, będą musieli płacić już sami zainteresowani.

Ale czy wówczas pierwszymi poszkodowanymi nie będą studenci?

Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Mogę jedynie przypomnieć z dawnych czasów historię walk w Cyfronecie. Gdy nie dopuszczono studentów, były znaczne rezerwy. Kiedy mogli już działać, pracownicy naukowi nie mogli się dopchać. Być może studenci powinni jednak płacić za korzystanie z Internetu.

Czy wobec coraz większego znaczenia komercji w polskiej sieci NASK powinien się w dalszym ciągu NASK-iem nazywać?

To bardzo skomplikowana sprawa, bowiem ta nazwa jest uwarunkowana historycznie. Z całą pewnością nie jest adekwatna do aktualnej działalności NASK-u. Coraz częściej w polskim Internecie nie ma akademickich abonentów (aczkolwiek bez wątpienia uczelnie przodują w ilości przesyłanych danych). Z uwagi na przyzwyczajenie wszystkich do tej nazwy, ciężko myśleć o jej zmianie. Chcemy jednak zachować charakter jednostki przodującej w rozwoju technologii, co niewątpliwie z "akademickością" ma coś wspólnego.

Jak Pan postrzega możliwość rozwoju działalności konkurencyjnych wobec NASK-u krajowych operatorów Internetu? Chociażby sama TPSA ma w tej materii pewne plany.

Rynek w Polsce jest tak duży, że dla wszystkich wystarczy miejsca. Internet dopiero teraz wychodzi poza środowiska akademickie. Tak naprawdę sieć jest najbardziej potrzebna na prowincji, chociażby w przysłowiowej Białowieży. Właśnie tam jest ona częstokroć jedynym medium bezpośredniego kontaktu ze światem. Wszędzie, gdzie tylko pojawia się kilku potencjalnych abonentów, możemy zbudować kolejny węzeł sieci. Takich nowych odbiorców, a zwłaszcza szkoły zawodowe, namawiamy do świadczenia usług internetowych. Z drugiej strony NASK nie planuje zamienić się w przedsiębiorstwo telekomunikacyjne. Będzie nadal zajmować się siecią szkieletową, chętnie współpracując z wszelkimi usługodawcami Internetu.

Połączenia międzynarodowe są bardzo drogie, a ich cena nie zależy liniowo od przepustowości. Wszędzie na świecie wygląda to podobnie: 4-krotnie większa przepustowość kosztuje tylko dwa razy więcej. Polska to nie Stany Zjednoczone, lepiej więc inwestować w szybsze łącza niż wiele wolniejszych.

Problemem jest zawsze doprowadzenie połączenia do końcowego użytkownika. Tutaj właśnie ukryty jest największy koszt. Niektórzy proponują wykorzystać telewizję kablową do przesyłania danych. Trzeba jednak takie sieci wyposażyć w skomplikowane urządzenia sterujące rozdzielaniem informacji, dzięki którym byłoby można zindywidualizować połączenia. Możliwości jest dużo, ale nie do uniknięcia są ogromne inwestycje. Jeśli idzie o samą TPSA, jest to bardzo złożony problem. Jako organizm jest ona po prostu za duża. Spotykam się z jednej strony z bardzo pozytywnymi reakcjami i chęcią współpracy, a z drugiej z jakąś ogólną niemocą. Choć widać dobre sygnały - TPSA na przykład planuje w centralach, do których doprowadzone są linie cyfrowe, instalować routery i będzie się można do nich dołączać.

Na koniec chciałbym poruszyć zupełnie osobną sprawę, a mianowicie spytać jak Pan ocenia fakt powstania Polskiej Społeczności Internetu?

Samo zjawisko postrzegam jak najbardziej pozytywnie. Mam nadzieję, że w PSI dominować będzie działanie pozytywistyczne, a nie na poły polityczne, polegające w dużej mierze na przyjęciu postawy roszczeniowej. Na razie za wcześnie, by oceniać jaką rolę rzeczywiście odegra PSI. Warto jednak pamiętać, że wszelkie tego typu akcje mogą być naprawdę pożyteczne tylko wtedy, gdy są trwałe. A to zależy od uzyskania odpowiedniej bazy materialnej.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200