Edison lepszy od komputera

Wyobrażam sobie skoki ciśnienia i zmiany w elektrokardiogramie kandydatów do prezydentury w miarę tego, jak biura badania opinii publicznej zmieniały swe prognozy ostatecznych wyników.

Wyobrażam sobie skoki ciśnienia i zmiany w elektrokardiogramie kandydatów do prezydentury w miarę tego, jak biura badania opinii publicznej zmieniały swe prognozy ostatecznych wyników.

Od pierwotnej jednopunktowej przewagi Wałęsy doszliśmy w poniedziałek rano do dziewięciopunktowej przewagi Kwaśniewskiego, by potem obserwować powrotny jej spadek. Jeszcze wieczorem następnego dnia po głosowaniu nie wiedzieliśmy z pełną dokładnością, ile kto zebrał głosów - gdyż podać autorytatywne informacje mogła jedynie Państwowa Komisja Wyborcza.

Pomyśleć, nawet w tak prostej sprawie jesteśmy o ponad sto lat za Stanami Zjednoczonymi... Ameryka bowiem obserwuje wyniki wyborów - na bieżąco. Nie czeka dziesiątkami godzin. Siedzi przed telewizorami i śledzi, jak co chwilę dopływają wyniki z różnych stron kontynentu, z Alaski, Hawajów, Florydy czy New Hampshire, wiadomości już nie hipotetyczne, nie "prognozowane", lecz ostateczne, przynajmniej dla głosów już oddanych. I w każdej chwili wiadomo, ile który kandydat na prezydenta, na senatora czy kongresmena uzbierał głosów. Na filmach o kampaniach wyborczych Ameryki nie raz oglądaliśmy napięcie w twarzach ludzi ze sztabów wyborczych, sumujących dane z różnych stanów.

Ma ten system i swoje minusy - zbyt dobre początkowe wyniki demobilizują zwolenników kandydata, a zbyt słabe zrażają czasem tych, którzy jednak zamierzali oddać na kogoś swój głos w parę godzin później. Nie ma za to wielogodzinnej niepewności hipotez. No i nie ma - "cudów nad urną". Bo nie ma - urny wyborczej, do której można by dosypać "lepszych" głosów lub nie wszystkie z niej wyjąć. Nie ma też jak sfałszować obliczeń, ani też jak popełnić prostych, a ludzkich pomyłek w dodawaniu czy przy wypełnianiu protokołów.

Nie ma urn, bo w Ameryce głosuje się za pośrednictwem maszyny skrutacyjnej.

Obśmiewaną przez miniony ustrój "maszynę do głosowania" wynalazł Tomasz Alva Edison w roku, jeśli dobrze pamiętam, 1869. Miał wtedy lat trzydzieści dwa. Był to, co więcej, pierwszy jego uzyskany patent. I już wtedy przewodniczący specjalnej komisji Kongresu Stanów Zjednoczonych, która miała zbadać przydatność "urządzenia do rejestrowania i kontroli głosów oddawanych w wyborach" - powiedział Edisonowi, mrużąc oko, mniej więcej tak:

- Mister Edison, nie wiem, czy to się przyjmie. Pański wynalazek ma jedną, ale to zasadniczą wadę...

Wynalazcę zmroziło. Ale dalszy ciąg opinii rozbawił wszystkich i rozładował napięcie:

- ...Pański wynalazek nie pozwala wpływać na przebieg głosowania, a co gorsza - zmieniać wyników.

Ta "maszyna do głosowania" nie pozwala też głosować za jednym zamachem dwa razy, ani też głosować "za kolegę", drugim przyciskiem, jak w naszym sejmie. Nie ma głosów nieważnych, nie ma kart źle wypełnionych, ani fałszywych. Nie ma przecież - kart samych. Naciskasz dźwignię - i tyle. Naciskasz tylko raz. Nie możesz się poprawić, ale akt głosowania jest aktem na tyle poważnym, że każdy Amerykanin, jeśli już idzie głosować, idzie doń w pełnym skupieniu. I chociaż po naciśnięciu dźwigni wiadomo od razu, który kandydat zyskał punkt, to nikt nie może, ba nie ma sposobu, zarejestrować, jak głosowała konkretna osoba. Amerykanie zaś nawet własnych żon nie informują o tym, jak głosowali (i vice versa). A przynajmniej zwykli nie informować o tym przez pierwsze 200 lat swego państwa.

Nie byłem od paru lat w Stanach. Ale, jeśli się nie mylę, do dziś "maszyn do głosowania" nie zastąpiły komputery. Bo maszyny są nieczułe na czyjąkolwiek inteligencję. "Nie ma software'a bez hackera", nie ma komputera, podłączonego do jakiejś sieci, na który nie znalazłby sposobu jakiś włamywacz. "Prosta" sprawdzalna mechanika służy demokracji lepiej, niż technika coraz bliższa inteligencji ludzkiej.

Demokracja jest może w ogóle sprawą prostoty - i uczciwej prostolinijności, zrozumiałej dla każdego.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200