Śmierć polskiego Internetu - czyli zbiorowa, oczyszczająca zabawa pt. "szukamy frajera"

Ostatnio w prasie pojawiło się sporo jadowitych artykułów dotyczących cennika NASK. Mieliśmy również okazję usłyszeć zdanie na jego temat z trybuny sejmowej. Dziękujemy za cenne uwagi!

Ostatnio w prasie pojawiło się sporo jadowitych artykułów dotyczących cennika NASK. Mieliśmy również okazję usłyszeć zdanie na jego temat z trybuny sejmowej. Dziękujemy za cenne uwagi!

Mógłbym na tym, być może, poprzestać, gdybym miał więcej lat i gdyby moja wrażliwość na obłudę była stępiona wiekiem. Ale niestety tak nie jest i zdecydowałem się odkryć kulisy niektórych nośnych ostatnio sformułowań.

Mit 1: rozwiązanie nietypowe; nikt tak na świecie nie robi; brak zdrowego rozsądku itp.

Najbardzej typowe proponowane rozwiązanie to dokupienie łącz, zamiast podnoszenia cen w celu ograniczenia ruchu. Pomysłodawcy (przezornie) nie wspominają natomiast, skąd na to wziąć pieniądze. Bo nie traktuję poważnie deklaracji, że wzrost liczby łączy finansuje się sam, nie powodując tym samym zwiększenia kosztów usług. Jeżeli ktoś chce, może mnie nazwać wstrętnym materialistą, ale gdy się mówi o moich pieniądzach, pragnę zobaczyć coś więcej, niźli utopijną wizję opartą na wątpliwych założeniach. Chcę wtedy poznać konkrety - w tym przypadku móc porównać kompletne, oparte na rzeczywistych kosztach kalkulacje i wtedy dopiero przeprowadzić rachunek.

Inna odmiana tego samego mitu - pochodząca wprost ze świata bajek - to "tani Internet" czy też może raczej "Internet dla wszystkich" (oczywiście za darmo). Hasła gromko wykrzykiwane przy okazji tego cuda, to "cywilizacja", "postęp", rozwój" itp. Tak jakby gromkimi okrzykami można było odmienić świat, w którym żyjemy. Samo jedynie słowo (nawet to wykrzyczane bardzo głośno i z głębokim przekonaniem) nie ma - w naszych ludzkich ustach, tu na Ziemi - Mocy Działania. Tak dzieje się jedynie w świecie fantasy, gdzie czarodziej podnosi różdżkę i w oparach magicznego dymu, w blasku świateł pojawia się coś niemożliwego do uzyskania normalnymi metodami. Na tym świecie działają znane powszechnie (mam nadzieję) prawa, nic nie jest za darmo i ktoś zawsze musi płacić za wszystko co robimy. Dlatego bardziej cywilizowani będziemy, gdy koszty przyjemności korzystania z Internetu poniosą jednak jego użytkownicy (hasło: opłaty za ruch), a nie wszyscy bez wyjątku podatnicy (hasła: dotacja, darmowe lub nieograniczone korzystanie).

To rynek, a nie reglamentacja, winien zapewnić nieprzerwaną podaż dóbr.

Mit 2: koszty wzrosną 10-, 20-, 30-, 40-krotnie.

Tym razem kontrargumentem jest prosta matematyka. Pracownicy NASK dokonali analizy ruchu warszawskiego. I okazało się, że w odniesieniu do najczęściej cytowanych firm (ATM, Internet Technologies, Polbox, Polska OnLine i in.) czyli tych, co sprzedają dostęp do Internetu, gdy mowa o wzroście opłat, pojawiają się liczby rzędu 2-3 zamiast cytowanych 7-40. Dane, na podstawie których zostało to wyliczone, są rzeczywiste i zostały opracowane na podstawie statystyk ruchu.

Cena przesłania 1 MB danych wynika z kalkulacji kosztów NASK (opartych na rzeczywistych danych o ruchu). Cytowane powyżej liczby oznaczają, że dotychczasowa metoda rozliczeń (ryczałt) pozwalała wielu na pracę poniżej rzeczywistych kosztów generowanego przez nich ruchu. Droga od zgrubnych szacunków do demagogii jest w miarę krótka.

Autorzy wyliczeń ponadto skromnie zapominają dodać (lub dodają mimochodem), że wzrost kosztów dotyczy dostawców usług, nie użytkownika końcowego. Krótko mówiąc, nie znaczy to nic innego, jak "koniec złotego interesu". Mam natomiast nadzieję, że to początek interesu normalnego, gdzie konkurencja będzie w stanie oczyścić rynek z tych, którzy sprzedają końcowym użytkownikom sieci jedynie marzenia i dalekie od skromności deklaracje. Śmiem twierdzić, iż do tej pory, aby mienić się firmą sprzedającą dostęp do Internetu, wystarczało mieć dobry pomysł. Teraz trzeba będzie pokazać, że jest się naprawdę lepszym od konkurencji. Rezultat (normalny dla konkurencji na rynku) - cena usługi dla użytkownika końcowego raczej spadnie, a jakość jej się poprawi. A to, że kilku obecnych "Internetodawców" zbankrutuje - nic nie szkodzi, pozostaną lepsi!

Mam wrażenie, że powstało lobby "Internetodawców", dla których dotychczasowy system rozliczeń przynosił ogromne zyski. Nie mam do nich o to pretensji, ani nie jestem zazdrosny. Niech jednak nie twierdzą, że występują w imieniu wszystkich "zjadaczy Internetu". Nie dajmy się nabrać - jeżeli dobrze dbają, to jedynie o swój własny interes!

Mit 3: liczenie ruchu wychodzącego i przychodzącego spowoduje ogromne nadużycia.

Artykuły prasowe straszą złośliwym zalewem nie chcianej informacji i niszczeniem poprzez zasypywanie użytkowników gigabajtami informacyjnych śmieci.

W moim pojęciu ich autorzy kreślą tym samym swoje wypaczone wyobrażenie o "typowym" użytkowniku Internetu, który nic innego nie robi, tylko ślęczy przed monitorem, "ściąga" i "transmituje" oraz patrzy, komu by tu dokopać. O ile firma, w której pracuje, nie zajmuje się zarobkowo ww. działalnością - chyba nie robi tego, czego oczekuje od niego pracodawca w godzinach pracy ...

Wyobrażenie to więc, jeżeli mówimy nadal o typowym użytkowniku Internetu, jest przesadzone co do rozmiaru. Zgoda, na pewno będą tacy, ale z pewnością nie będzie to większość.

Ci sami autorzy dodają ze smutkiem snującym się między wierszami: "koniec lewych kont" (nie nazywając tego bynajmniej nadużyciem). Trudno oszacować rozmiary zjawiska "lewych kont" - jednak przypuszczam, że jest ono masowe.

Przeanalizujmy może, dlaczego powstają one z taką swobodą. Mechanizm tego zjawiska jest, wbrew pozorom, łatwy do rozszyfrowania. Upraszczając: jeżeli ja, dostawca usługi Internetu płacę ryczałt za łącze np. 100 zł miesięcznie, mam 5-ciu abonentów, którzy płacą mi np. 50 zł miesięcznie, to zarabiam na tym 150 zł miesięcznie. Jeżeli mam ich 25, to zarabiam 1150 zł miesięcznie. I tak dalej.

Promocja mojego interesu jest relatywnie tania - rozdanie kilku kont "za darmo" kosztuje nie mnie, ale innych podłączonych do tego samego operatora (mają mniejsze pasmo do wykorzystania).

Zupełnie inaczej przedstawia się sytuacja, gdy muszę płacić za wykorzystane pasmo. Wtedy, ponieważ ja płacę za ruch wszystkich moich użytkowników (czy to mających płatne konta, czy nie), w swojej, nie w cudzej kieszeni muszę znaleźć fundusze na pokrycie tego ruchu.

Nie mówię, że nadużyć nie będzie - chcę tylko sprowadzić wszystko do właściwych proporcji. W normalnie funkcjonującym społeczeństwie są one zjawiskiem marginalnym. Twierdzę, że dopiero taryfikacja ruchu (będąca w konsekwencji efektem "policzenia" ile, kto i gdzie przesyła), daje szansę zmierzenia się z nadużyciami.

Mit 4: NASK wrogiem rozwoju Internetu, NASK chce zabić Internet ...

Muszę zmartwić czytelników - powyższe slogany nic nie znaczą i pasują jedynie jako hasło zagrzewające do boju w (jedynie) słusznej sprawie, na sztandarach protestujących przed siedzibą NASK!

Dlaczego hasła te są perfidne? Bo pomijają milczeniem problem, dają złudne poczucie, że znaleziono wspólnego wroga i że wszystko jest jasne. Tymczasem NASK nie jest niczyim wrogiem, nikogo nie chce zabijać - chce jedynie, aby każdy zaczął płacić za to czego używa. Masz pomysł na ciekawy serwis? Brawo! Jeżeli również wiesz jak zdobyć fundusze na jego realizację - masz szansę w sposób trwały zaistnieć w Internecie. Coż, jeżeli masz jedynie genialny pomysł i nie wiesz jak go zrealizować - nie każ płacić za niego innym: podatnikom (Internet dotowany), innym użytkownikom sieci (ryczałt za pasmo) czy swoim potomkom (tani Internet). Świat jest pełen frustratów mających genialne pomysły, z pianą na ustach broniących swoich marzeń. Mówiąc wprost - nie chcę oceniać tych marzeń, ale z doświadczenia codziennego wiem, że na tym świecie same marzenia nie wystarczą. Są akurat podstawą do demagogicznych haseł, ale nie merytorycznej, konstruktywnej dyskusji.

Nowy cennik zatem jest propozycją w miarę możliwości uczciwego (czyli wiążącego zakres usługi z jej ceną) rozłożenia kosztów używania sieci na wszystkich jej abonentów. Jeżeli dużo korzystasz z Internetu, to również będziesz dużo płacił. I w ten sposób Internet nie zginie, bo będą fundusze na jego rozwój.

Mit 5: protestujmy!

Pozornie protestujący występują w imieniu większości. Pozornie, bo większość abonentów NASK mieści się w opłacie abonamentowej (nie będzie płaciła za ruch). Na przykład w Warszawie (WARMAN) limit w ramach abonamentu przekracza ok. 26% użytkowników, a przekracza znacznie (więcej niż 2 razy) jedynie 17% (w całym NASK odpowiednio 29% i 25%). Wobec tego w czyim imieniu występują protestujący?

Spróbujmy podsumować, co te protesty mogą oznaczać...

1. są wyrazem frustracji z powodu zawalenia się wizji bajkowego świata, w którym każdemu wszystko wolno i nie ponosi on za swoje działania żadnych konsekwencji

2. mają stworzyć wrażenie, że protestujący reprezentują inny niż własny interes

3. mają odwrócić uwagę od rzeczywistości, co pozwoli godziwie przeżyć tym mniej zaradnym, mniej przedsiębiorczym

4. są wyrazem nadziei, że wszyscy pracownicy NASK rzucą się, aby odpowiedzieć na każdy protest, zapomną o swojej normalnej pracy i w ferworze walki zapomną również o ściąganiu opłat (a sieć zacznie lepiej działać)

5. mają spowodować emocjonalny protest, zanim czytający zdążą zadać sobie elementarne pytania czy jest o co, czy warto i czy tą drogą dojdziemy do "lepszego Internetu".

Mit 6: u nas drogo; w USA jest taniej.

Jeżeli porównamy cenę bananów u nas i w krajach, gdzie są one powszechne (gdyż tam rosną), pewnie też byłoby drogo. Chyba prawie każdy wie, że w USA prawie wszystkie artykuły przemysłowe (w tym samochody) są tańsze niż w Europie Zachodniej. Uważny obserwator stwierdzi również, że i u nas wiele rzeczy jest droższych niż u naszych zachodnich sąsiadów. Co z tego wynika? Niewiele! Porównywanie cen bez wzięcia pod uwagę całości środowiska ekonomicznego danego kraju, jego ogólnego rozwoju, poziomu zarobków, obecnej polityki podatkowej, celnej, gospodaczej itp., jest demagogią - może być użyte w celu udowodnienia każdej "prawdy". Obudźmy się! Nie jesteśmy potęgą ekonomiczną (jak USA), nie mamy długoletniej tradycji gospodarki rynkowej (jak USA) i wreszcie Internet nie istnieje u nas w dojrzałej formie rynkowej (jak w USA). Upraszczając, właśnie dlatego cena naszego Internetu jest taka a nie inna. Może być niższa, gdy poprawimy swoją ekonomię, będziemy bogatsi i będzie nas stać na "tani Internet".

Mit 7: szeroki rozgłos protestów dowodem racji w "dyskusji".

Bardzo często autorzy koniecznie pragną przekonać czytelnika, iż protesty przeciwko cennikowi mają charakter powszechny. Nawiązują do pseudodemokratycznej zasady, że większość ma rację (do tego w zasadzie sprowadza się argumentacja). Cennik jest zły, bo tak twierdzi większość. Przypominam, że jeśli byłaby to prawda, to m.in. Słońce nadal kręciłoby się wokół Ziemi.

Śmiem w swojej przewrotności twierdzić, że mamy następny żywy przykład tzw. "tematu zastępczego" - prowadzone dyskusje dalekie są od poziomu nawet zbliżonego do dojrzałej konstruktywności - krytykującej, ale i proponującej inne rozwiązania. Jednak nie znalezienie lepszych rozwiązań jest przecież celem tych dyskusji. Dlatego bardziej w swoim tonie przypominają mi Rewolucję Francuską niż Przemysłową.

Jedno bowiem prędzej czy później spowoduje na pewno "śmierć polskiego Internetu" - tym razem tę prawdziwą, dla użytkowników końcowych. A mianowicie pozbawienie działalności sieciowej w Polsce prostych i skutecznych mechanizmów rynkowych, w miejsce demagogicznych propozycji z pięknego lecz (niestety!) nierzeczywistego świata bajek.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200