Wolność - Równość - Odpowiedzialność

Ja tu sobie tak piszę od czasu do czasu felietony, robi to też na tych łamach paru innych ludzi, a prawdę mówiąc całe to nasze pisanie funta kłaków jest warte. Spójrzmy na nie oczyma ludzi, którzy po kolei mają z nim do czynienia.

Ja tu sobie tak piszę od czasu do czasu felietony, robi to też na tych łamach paru innych ludzi, a prawdę mówiąc całe to nasze pisanie funta kłaków jest warte. Spójrzmy na nie oczyma ludzi, którzy po kolei mają z nim do czynienia.

Nieskromnie zacznę od autora. Każdy autor nosi w sobie nieco pychy, gdyż uważa, że ma wiele do powiedzenia innym. Naprawdę taka przypadłość zdarza się tylko niewielu i tylko czasami - trawestując powiedzenie pewnego mądrego człowieka: "Felietonistą się nie jest, felietonistą się bywa". Dodam od razu, że mieć coś do powiedzenia jest dlatego tak trudno, iż w dziejach ludzkości prawie wszystko już napisano, wykuto lub namalowano. Ale autor ma ten jeden, jedyny przywilej - to on decyduje o tym co napisze. Wolność wyboru to podstawowy atrybut demokracji. Tyle tylko, że w każdym czasopismie, a już na pewno w czasopismie komputerowym, wolność tę ograniczają tzw. uwarunkowania.

Bo przecież nie można tak wprost napisać, że komputer XYZ jest do bani. Po pierwsze dlatego, że prywatna opinia autora może nie być uzasadniona. Mógł on mieć zły dzień, trafić na zły egzemplarz lub po prostu nie umieć obsłużyć złożonego urządzenia. Gdy obsmaruje się książkę (np. tak jak to zrobiłem w felietonie z "Lolitą"), to zawsze autor może bronić swych racji. Dzieło po prostu nie podobało mu się. Kropka. "Dżentelmeni nie dyskutują o faktach". Ale gdy autor napisze, że dysk wymienny CDE jest hałasliwy to powinien zmierzyć poziom jego hałasu i porównać z innymi, podobnymi urządzeniami. Niestety, w szybko rozwijającej się branży nie ma całkowicie podobnych urządzeń. A czytelnik dowiedziawszy się z gazety o hałaśliwości produktu CDE nie kupi go, choć być może to właśnie urządzenie okazałoby się dla niego optymalne, bo w jego biurze i tak poziom hałasu jest wysoki.

Jeszcze gorsza jest sytuacja redaktora, który pisanie zamawia i przyjmuje. Powiedzmy, że redaktor chce dowiedzieć sie, co też ciekawego wydarzyło się na lokalnych targach komputerowych. Reporter przelatuje przez zatłoczone sale, z trudem rozpycha młodzież gromadzącą się przy grach i całkiem przypadkowo napotyka jakieś nowe urządzenie: komputerowy generator zapachów. Trzy minuty stukania w klawiaturę i wąchania, pobranie broszurki a potem w domowym spokoju wypichcenie relacji z targów, wypunktowującej ten rewelacyjny wynalazek. Biedny redaktor na targach nie był, zapachów nie wąchał a zdrowy rozsądek podpowiada mu, że taki generator to może do restauracji by się nadawał i to raczej tych gorszych. Ale terminy oddania numeru gonią, nic innego na kolumny nie ma, więc buch! Opis urządzenia zapachowego ukazuje się jak tytułowy news tygodnia. W ten właśnie sposób wielokrotnie dowiedzieli się Państwo o rewelacjach, które nigdy potem nie zaistniały na rynku, a jeśli nawet były sprzedawane to do niczego się nie nadawały.

Trzecim ogniwem doświadczanym pisaniem są oczywiście czytelnicy. Jest ich niestety wielokrotnie więcej niż autorów i redaktorów, dlatego też szansa, że coś będą wiedzieli, znali lub po prostu używali jest praktycznie równa pewności. Po wielu latach pisania wiem, że każdy poruszony na piśmie temat zawsze wywołuje reakcję czytelników - czasami przychylną (jeśli coś pochwaliłem) lub negatywną (jeśli coś zganiłem). Można by to nazwać prawem Q: nadanie jakiemukolwiek produktowi komputerowemu znamiom jakości (co kiedyś nazywało się znakiem Q) nie powoduje protestów. Zawsze bowiem może się zdarzyć, że kupiony przez czytelnika komputer przypadkowo tylko jest niesprawny lub po prostu nie nadaje się do postawionego mu zadania. Natomiast skrytykowanie jakiegoś wyrobu niesie w sobie niebezpieczeństwo, że producent lub szczęśliwi (?) posiadacze zaprotestują. Producent gdyż psuje mu się markę i opinię, a posiadacze gdyż nic tak nie boli jak kupienie sobie chłamu na własne żądanie.

Dlatego właśnie w całej prasie komputerowej czytacie Państwo pozytywne opinie o urządzeniach, które niechybnie do niczego wam się nigdy nie przydadzą, wcale waszej produktywności nie podniosą a dni wasze uczynią gehenną. Takie bowiem są skutki demokracji.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200