Menedżerowie na start

W Polsce łatwo jest zostać menedżerem. Trudniej natomiast być nim przez długi czas, osiągając coraz wyższe cele i nie zadręczając przy okazji siebie oraz otoczenia. Takim jest Jednominutowy menedżer Kennetha Blanchaarda i Spencera Johnsona.

W Polsce łatwo jest zostać menedżerem. Trudniej natomiast być nim przez długi czas, osiągając coraz wyższe cele i nie zadręczając przy okazji siebie oraz otoczenia. Takim jest Jednominutowy menedżer Kennetha Blanchaarda i Spencera Johnsona.

Dr S. Johnson to znany amerykański psycholog, który wiele lat przepracował jako dyrektor ds. komunikacji międzyludzkiej w firmie Meditronic produkującej m.in. urządzenia do reanimacji za pomocą elektrowstrząsów. Elektrowstrząsy są na tyle drastyczne, że stosuje się je w sytuacjach wręcz beznadziejnych. Do równie beznadziejnych przypadków "choroby społecznej" należy sytuacja, gdy w przedsiębiorstwie rządzi zły menedżer. Każdy może podać wiele przykładów braku kompetencji, nieumiejętności podejmowania decyzji i konfliktowych charakterów swoich szefów. Najgorsi jednak są ci menedżerowie, którzy o swą władzę opierają na strachu podwładnych. Takich menedżerów należy - twierdzi dr S. Johnson - leczyć właśnie elektrowstrząsami. Na początek kuracji proponuje książkę Jednominutowy menedżer, którą napisał wraz z Kennethem Blanchardem.

W poprzednim odcinku "Giełdy pracy" pisaliśmy, że podstawową zasadą, którą powinni kierować się dobrzy menedżerowie, jest przyłapywanie swoich podwładnych ...na dobrych uczynkach. A iluż jest takich, którzy marzą o czymś wręcz odwrotnym. Gdy już im się to uda, potrafią wręcz z sadystyczną rozkoszą znęcać się nad swoim podwładnym. Jest to najgorszy typ menedżerów. Nadają się oni do polowań z nagonką, ale wiadomo, że zwierzyna łowna nie jest dobrym materiałem na wydajnych pracowników.

Każdy jest potencjalnym asem

Takie hasło powinno wisieć nad biurkiem każdego kandydata na dobrego menedżera. Natomiast w większości przedsiębiorstw jest tak, że aby samemu zrobić wrażenie dobrego menedżera, trzeba przyłapać kilku podwładnych na wykonywaniu czegoś niewłaściwie. W zespole pracowniczym należy mieć więc kilku asów, kilku nieudaczników, a wszyscy pozostali powinni mieścić się gdzieś pośrodku. Jest to tzw. mentalność rozkładu normalnego, która w dobrym kierowaniu zespołem jest absolutnie nieprzydatna. O wiele lepiej sprawdza się założenie, że tylko niektórzy ludzie sprawiają wrażenie nieudaczników, ale są to w większości przypadków tylko pozory. Autorzy książki powołują się na Alberta Einsteina, który w sprawach codziennych był kompletnym nieudacznikiem, nie pamiętającym nawet swego numeru telefonu.

Jakże łatwo więc paść ofiarą nieporozumienia. Dobry menedżer nie może ulegać pozorom. Ma on do wyboru trzy możliwości.

Po pierwsze - może zatrudniać samych asów, ale trudno ich znaleźć i drogo kosztują.

Po drugie - zamiast asów zatrudnić ludzi na tyle zdolnych, aby stali się asami.

Gdy nie ma się asów i ochoty ponoszenia kosztów szkolenia zwykłych ludzi na asów, pozostaje trzecia możliwość modlitwa.

I tym świątecznym akcentem można by zakończyć, ale nie chciałbym z gruntu złych menedżerów zostawić w przekonaniu, że takimi pozostaną do końca swego menedżerstwa. W psychologii jest zasada nie przejmowania się zbytnio przegranymi i szybkiego mobilizowania się nawet po ciężkich porażkach. Tak radzą również autorzy Jednominutowego menedżera - Kenneth Blanchard i Spencer Johnson. Ich zasada natomiast brzmi: "Jeżeli przegrałeś to wracaj na start".

A oto krótka ściągawka z książki Jednominutowy menedżer, dla tych którzy będą mieli trudności z dotarciem do niej. Ja jednak życzę wszystkim menedżerom samych sukcesów.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200