Fundamentalne braki

Przedsiębiorstwa branży budowlanej przeżywają kolejny ciężki rok. Trudno oczekiwać, że w tej sytuacji będą skłonne do inwestowania w systemy informatyczne. Tym bardziej że portfolio dostawców IT nie obfituje w przykłady udanych wdrożeń w budownictwie.

Przedsiębiorstwa branży budowlanej przeżywają kolejny ciężki rok. Trudno oczekiwać, że w tej sytuacji będą skłonne do inwestowania w systemy informatyczne. Tym bardziej że portfolio dostawców IT nie obfituje w przykłady udanych wdrożeń w budownictwie.

Mimo zapaści panującej w branży, nieliczne firmy informatyczne są zainteresowane sprzedażą swoich produktów i usług przedsiębiorstwom budowlanym są nastawione optymistycznie. "Kiedy, jeśli nie teraz, powinno się inwestować w narzędzia, które pozwalają redukować koszty" - pytają zgodnym chórem. "Nie można zwlekać z inwestycjami w informatykę, ponieważ z chwilą poprawy sytuacji firmy budowlane będą miały jeszcze większe problemy niż obecnie" - mówią handlowcy, ale chyba sami zdają sobie sprawę, że to bardziej przejaw życzeniowego myślenia niż realny scenariusz na nieodległą przyszłość.

Równia pochyła

Przez rok, od marca 2002 r. do marca br., wartość indeksu giełdowego WIG-Budownictwo spadła z poziomu 13 tys. punktów poniżej 10 tys. Tylko pojedyncze spółki wykazały zysk. Znacznie większa grupa balansuje na krawędzi bankructwa. Uważano, że skutki kryzysu branża budowlana najdotkliwiej odczuje w minionym roku. Analiza bieżących doniesień o kondycji budownictwa skłania do wniosku, że najgorsze może dopiero nadejść.

Co trzeci przedsiębiorca twierdzi, że sytuacja jego firmy pogorszyła się w ostatnim czasie. Prawie połowa uważa, że wprawdzie sytuacja nie zmieniła się, ale w ciągu najbliższych miesięcy spodziewa się pogorszenia koniunktury.

Zdaniem kierownictwa Budimeksu, największej grupy spółek budowlanych działającej na terenie Polski, spadek "wartości produkcji sprzedanej" może w tym roku wynieść od 5 do nawet 10%. Brakuje dużych inwestycji i kontraktów, które mogłyby wybawić branżę z kłopotów. Wykonywane obecnie prace zostały w większości zakontraktowane wcześniej. Wielkie nadzieje wiązano z budową autostrad, lecz na razie projekty te są odsuwane w czasie w związku z odrzuceniem projektu ustawy o winietach. Teraz ogromne oczekiwania wiąże się z wejściem Polski do Unii Europejskiej, gdzie produkcja budowlana na jednego mieszkańca jest ponad dwa razy wyższa niż w Polsce.

Eurooptymizm w branży budowlanej bierze się z przeświadczenia, że wejście do struktur europejskich wymusi rozwój inwestycji infrastrukturalnych wspieranych środkami pomocowymi Unii. Jednak nawet gdyby tego typu kontrakty pojawiły się jeszcze w tym roku, ich efekty byłyby widoczne dopiero po roku do dwóch lat. To normalny okres dla realizacji kontraktów w budownictwie. Jeśli więc nie zdarzy się cud, jakakolwiek poprawa jest możliwa najwcześniej ok. 2005 r.

Szaro-czarno

Jednym z największych problemów branży budowlanej jest jej ogromne rozdrobnienie. Nie ma spółki, która w skali całego kraju mogłaby się pochwalić choćby kilkunastoprocentowym udziałem w rynku. "Szacuje się, że z ponad 200 tys. podmiotów działających na rynku budowlanym zaledwie 1000 zatrudnia więcej niż 100 osób. Duże firmy wytwarzają tylko 31% produkcji budowlanej" - twierdzi Marek Rodowski z IFS Poland, firmy, która jako jedna z nielicznych dostawców systemów ERP wykazuje zainteresowanie sektorem budowlanym.

Z istnieniem tysięcy małych podmiotów wiąże się problem szarej strefy. W jej obszarze działa ogromna większość rodzinnych firm. Z różnych szacunków wynika, że czwarta część obrotów spółek branży budowlanej odbywa się poza granicami wyznaczanymi przez prawo. W przetargach często zwyciężają firmy, które oferują niższe ceny, ponieważ zatrudniają pracowników zza wschodniej granicy na czarno albo płacą im bardzo niskie stawki, w granicach 5 zł za godz. Ponadto środowisko budowlane zapracowało sobie na opinię jednego z najbardziej podatnych na korupcję. Nagminne są praktyki umożliwiające generalnym wykonawcom inwestycji nieregulowanie zobowiązań wobec firm podwykonawczych. Komu potrzebny w takich warunkach system informatyczny pozwalający precyzyjnie monitorować koszty? Komu przyda się choćby system kadrowo-płacowy? Gros średniej wielkości przedsiębiorstw pozbawionych zaplecza w postaci kapitału zagranicznego inwestora notuje przychody i zyski w wysokości nie usprawiedliwiającej inwestycje w systemy klasy ERP. Małe firmy doskonale sobie radzą bez skomplikowanej informatyki, co najwyżej korzystając z pirackich kopii systemów do kosztorysowania.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200