Inwestycyjna ruletka

Prawdopodobnie Comp Rzeszów będzie pierwszą od wielu lat spółką IT, z której Enterprise Investors uda się wyjść z zyskiem.

Prawdopodobnie Comp Rzeszów będzie pierwszą od wielu lat spółką IT, z której Enterprise Investors uda się wyjść z zyskiem.

Inwestycyjna ruletka

Inwestycje IE

Plan wyjścia przez Enterprise Investors z inwestycji w Comp Rzeszów - poprzez wprowadzenie jej na warszawską giełdę - może być dobrym czasem do podsumowania efektów inwestycji tego funduszu w spółki IT. Pod koniec lat 90. EI był uznawany za jeden z najaktywniejszych z funduszy venture capital inwestujących w polskie firmy teleinformatyczne. Większość transakcji tego typu Enterprise Investors dokonał w latach 1998-99, inwestując w pięć firm. Później pojawiły się dwie mniejsze inwestycje w Computer Communication Services i e-point.

Od co najmniej roku mówi się również o planach "skonsumowania" inwestycji w AB, dystrybutora z Wrocławia. Dlatego - jak mówią nieoficjalnie przedstawiciele wrocławskiej firmy - fundusz naciska na wypracowywanie przez spółkę jak największego zysku netto, nawet kosztem sprzedaży. Na rok 2004 zaplanowano debiut Comp Rzeszów, który jest jedną z najszybciej rozwijających się i najbardziej atrakcyjnych spółek w portfelu EI. W roku 2001 Enterprise Investors sprzedał za 100 tys. USD wszystkie akcje Biprogeo kupione przed dwoma laty wcześniej za kwotę ponad dziesięć razy większą.

Inwestycje w dobry rocznik

Fundusze venture capital działają przy założeniu, że na każde dziesięć inwestycji dwie okażą się szczególnie udane, dwie będą zupełnie nieudane, a reszta znajdzie się gdzieś pośrodku, nie przynosząc ani dużych strat, ani dużych zysków. To, czy dany fundusz był zarządzany szczególnie dobrze czy szczególnie źle, można ocenić, porównując jego stopę zwrotu ze stopą zwrotu charakterystyczną dla innych funduszy inwestujących w danym okresie.

Jest tu więc istotny - jak w przypadku win - rocznik. Fundusze, które inwestowały w spółki w latach 1994-1996 i wychodziły z inwestycji w latach 1999-2000, osiągały wysokie stopy zwrotu. Te, które dokonywały inwestycji w latach 1997-1999, straciły lub też efektywność ich działań jest nadal trudna do oszacowania, gdyż do tej pory nie udało się im sprzedać bądź wprowadzić na giełdę spółek, które kupili. Zgodnie z tym, co w 1999 r. mówił o inwestycjach w spółki IT Zygmunt Grajkowski, ówczesny wiceprezes Enterprise Investors, fundusze venture capital takie właśnie, jak jego fundusz, "inwestują w spółki o obrotach rzędu 5-10 mln USD, które mają szansę w ciągu 3-5 lat osiągnąć wzrost upoważniający je do wejścia na giełdę".

Tuż przed bessą

Inwestorzy aktywni w latach 1997-1999 oczekiwali, że po trzech latach, czyli najpóźniej dziś, otrzymają dwukrotność zainwestowanej sumy. Dziś wiedzą, że z każdego zainwestowanego dolara mają szansę odzyskać 20-50 centów. O dodatkowym zarobku nie ma mowy. Ci, którzy inwestowali w tych latach, mogą tylko żałować, że nie prowadzili tej działalności trzy lata wcześniej, i mówić o dużym szczęściu, jeśli z braku funduszy nie udało im się zainwestować większych kwot. Jeszcze w roku 1999 wielu potencjalnych inwestorów walczyło o możliwość zainwestowania w spółki informatyczne, wyceniając je bardzo wysoko, i może tylko konkurencja ze strony innych uchroniła fundusze przed większą katastrofą.

Najbardziej nieudane okazały się inwestycje na poziomie 1 mln USD, a więc dofinansowania niewielkich spółek. Do tej kategorii można zaliczyć inwestycję Enterprise Investors w Biprogeo. Fundusz dofinansował tę spółkę przy założeniu, że w Polsce zostanie wprowadzony podatek katastralny, którego - jak wiadomo - nie wprowadzono do tej pory. Tym samym rynek, na którym spółka miała święcić triumfy, nie powstał.

EI wycofał się z tej inwestycji, odsprzedając ją MCI Management za symboliczną kwotę 100 tys. USD. Los podatku katastralnego nadal nie jest znany. Inną inwestycją z niewielkich pod względem zainwestowanego kapitału było kupno od MCI akcji integratora Computer Communication Systems (CCS). Zgodnie z początkowymi założeniami spółka miała się stać ośrodkiem konsolidacji i centrum grupy kapitałowej z oddziałami w Gdańsku, Katowicach i Warszawie. Dziś szansą na jej rozwój jest połączenie z inną spółką o podobnym profilu lub nabycie w niej udziałów przez inwestora zagranicznego.

W roku 2002 Marek Liwski, ówczesny prezes CCS, deklarował, że jego spółka będzie konkurować z takimi podmiotami, jak Prokom, Softbank i Ster-Projekt. Dziś wydaje się to jeszcze bardziej nierealne niż w roku ubiegłym. Po trzech kwartałach 2002 r. przychody spółki wyniosły ok. 16 mln zł (prawie 36 mln zł w analogicznym okresie 2001 r.). W roku 2002 zwolniono ok. 30 pracowników, czyli jedną trzecią załogi. Oznacza to więc, że spółka straciła udział w rynku i zmniejszyła wielkość. W nieco lepszym świetle stawia spółkę planowany na koniec 2002 r. niewielki zysk netto. W ubiegłym roku zanotowała ona stratę przekraczającą 4 mln zł, w tym zaczęła zarabiać na siebie. Computer Communication Systems zaczął też większą część przychodów czerpać z usług, które mają wyższą marżę. "Zmalały przychody i koszty, bo zrezygnowaliśmy z nierentownych kontraktów i kontrahentów" - mówi Renata Wołosz, główna księgowa CCS SA.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200