Razem na piratów

Stowarzyszenie PRO wycofało się z poparcia dla projektu rozporządzenia Ministra Kultury i Sztuki dotyczącego utworzenia Funduszu Ochrony Praw Autorskich. Zakończył się również, na skutek mediacji Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji, spór między Business Software Alliance a Stowarzyszeniem Polski Rynek Oprogramowania dotyczący kwestii interpretacji ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych. BSA wycofała też zarzuty względem PRO o monopolizację rynku ochrony oprogramowania.

Stowarzyszenie PRO wycofało się z poparcia dla projektu rozporządzenia Ministra Kultury i Sztuki dotyczącego utworzenia Funduszu Ochrony Praw Autorskich. Zakończył się również, na skutek mediacji Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji, spór między Business Software Alliance a Stowarzyszeniem Polski Rynek Oprogramowania dotyczący kwestii interpretacji ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych. BSA wycofała też zarzuty względem PRO o monopolizację rynku ochrony oprogramowania.

Spór między Polskim Rynkiem Oprogramowania "PRO", organizacją współpracującą z amerykańską Software Publishers Association a przedstawicielem kilkunastu czołowych producentów oprogramowania - BSA rozpoczął się na długo przed wejściem w życie ustawy o ochronie praw autorskich. W roku 1994 BSA, która jest na polskim rynku przedstawicielem kilkunastu największych firm software'owych m.in. Microsoftu, Novella, WordPerfecta, SCO i Symantecu, zasłynęła ze zorganizowania kilku "nalotów antypirackich" na giełdy komputerowe, konfiskując nielegalne oprogramowanie i tym samym zbierając materiał dowodowy do wszczęcia postępowania dochodzeniowego. Aktualnie toczą się w Polsce 3 postępowania.

"Ustawodawca założył - mówił jeszcze przed targami CeBIT '95 wiceprezes PRO Roman Dolczewski - że istnieje rynek nielegalnego oprogramowania, dlatego stworzył warunki dla powołania Funduszu Ochrony Praw Autorskich, w tym również oprogramowania komputerowego. Składać się nań będą wpłaty producentów i importerów sprzętu, który umożliwia kopiowanie. Może to być, wg ustawy, maksymalnie 3% wartości sprzedaży tego sprzętu. Zebrane fundusze mają być rozdzielane między producentów oprogramowania w zależności od ich udziału w rynku".

Jak twierdzi Roman Dolczewski spór dotyczył głównie pieniędzy. BSA nie widziało możliwości istnienia w polskich warunkach "organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi do programów komputerowych". Na mocy koncesji przyznanej przez Ministra Kultury i Sztuki, PRO otrzymała prawo do prowadzenia Agencji Praw Autorskich. Przyznanie koncesji ministerstwa na utworzenie Agencji zarządzającej prawami twórców poparła zarówno Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji, jak i Polskie Towarzystwo Informatyczne.

"Nie ograniczajmy działalności Agencji do roli Cerbera, który rewiduje instytucje w poszukiwaniu pirackiego oprogramowania. Agencja jest również po to, by chronić ludzkie pomysły, takie jak szczegółowe projekty zgłaszane w ramach przetargów" - twierdzi Roman Dolczewski.

Wojna między BSA a PRO o interpretację art. 20 ustawy, mówiącym że producenci urządzeń służących do kopiowania utworów chronionych prawem autorskim mają płacić do 3% swoich obrotów na rzecz twórców, zakończyła się ostatecznie ustąpieniem Stowarzyszenia. Argumentem przetargowym był tutaj zdecydowany opór producentów, jak i interpretacja samego prawa. Nie wiadomo było np. czy autorzy dużych systemów bankowych, które ze zrozumiałych względów trudno jest nielegalnie skopiować, mają również otrzymywać gratyfikację finansową od producentów oprogramowania. Jak twierdzi prezes Optimusa S.A. Józef Michalik "obciążenie podatkiem producentów spowodowałoby jedynie przeniesienie kosztów na ostatecznego użytkownika, co bynajmniej nie oznacza likwidacji problemu nielegalnego oprogramowania".

Podobnego zdania jest większość producentów zrzeszonych w Polskiej Izbie Informatyki i Telekomunikacji. Niektórzy, jak Tomasz Czechowicz z JTT, określali zamiary PRO jako "niebezpieczną próbę wprowadzenia nowego podatku akcyzowego, który przy jednoczesnym funkcjonowaniu ulg fiskalnych dla polskich producentów stanowiłby przykład dość przypadkowego stanowienia prawa w Polsce".

"Jeśli chciałbym ukraść system bankowy - twierdzi prezes Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji Wacław Iszkowski - musiałbym jeszcze ukraść 3 facetów z tej firmy". Izba i BSA podważały interpretację PRO powołując się na art. 77 ustawy, który wyklucza oprogramowanie z zakresu obowiązywania art. 20. "Dyskusja stała się więc bezprzedmiotowa" - twierdzi Wacław Iszkowski. Jednak fakt wycofania się PRO z roszczeń wobec producentów, nie ustalił jak do tej pory ostatecznego stanowiska Ministerstwa Kultury i Sztuki. "Zainteresowane strony już dawno doszły do porozumienia - nawiązuje W.Iszkowski do zorganizowanego przez Izbę spotkania przedstawicieli BSA i PRO przed targami CeBIT '95 - ale wciąż czekamy na decyzję ministerstwa". Zapadnie ona najprawdopodobniej po utworzeniu wszystkich agencji zarówno zajmujących się oprogramowaniem, jak i fonografią oraz wideo i wypracowaniem wspólnego stanowiska. Wtedy wiadomo będzie już na pewno czy producenci sprzętu i nośników mają obowiązek płacenia wspomnianego podatku.

Porozumienie między dwoma zwalczającymi się do tej pory agencjami dotyczy przede wszystkim wspólnego występowania na sali sądowej, jak i współdziałania w dziedzinie ochrony praw autorskich reprezentowanych przez BSA i PRO producentów.

"Między PRO a BSA - mówi prezes Microsoft Polska Waldemar Sielski - istnieje filozoficzna różnica. BSA zajmuje się bowiem wyłącznie problemem piractwa komputerowego, a PRO niemalże wszystkim, co dotyczy oprogramowania. W naszym konflikcie ze Stowarzyszeniem wielokrotnie podkreślaliśmy, że Polska nie potrzebuje kolejnej superagencji, mającej uprawnienia superprokuratora".

Paradoksalnie jednak sporny przepis ustawy dotyczy informatyki w dużo większym stopniu, niż na początku sądzono. Komputery mogą służyć bowiem nie tylko do kopiowania sensu stricte oprogramowania, ale także utworów będących pierwotnym przedmiotem ochrony. Dotyczy to zarówno muzyki, jak i grafiki, a nawet fragmentów filmów, które wchodzą w skład tzw. zastosowań multimedialnych. "Nie rozwiążemy tych wątpliwości dzisiaj - sądzi Wacław Iszkowski - tym bardziej że Europa nie rozwiązała ich do dziś". Dodaje również, że wygodniej jest poczekać na rozwiązania Unii Europejskiej, niż później zajmować się ponowną zmianą przygotowanych ustaw. "Jest to jednak kwestia przyszłości" - dodał Wacław Iszkowski.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200