Szczęście w sieci

Nasza era wiecznej szczęśliwości informacyjnej, jaką przedstawiają nam najwięksi guru Internetu i innych mediów doszła do takiego punktu, że informacja płynie do nas niczym Amazonka. Dlaczego Amazonka? Z jednego brzegu nie widać drugiego; podobnie z informacją - nie widać żadnych jej granic. W tej sytuacji niesłychanie trudno jest przyznawać się do niewiedzy w jakiejkolwiek dziedzinie. Jeżeli jednak przyjąć, że mamy dostęp do nieograniczonej ilości danych nie oznacza to bynajmniej, że mamy gotowe odpowiedzi na wszystkie pytania. Wymaga to przecież niesłychanego wysiłku naturalnej (w przeciwieństwie do sztucznej) inteligencji, aby tę rzekę informacyjną przekształcić w użyteczną wiedzę.

Nasza era wiecznej szczęśliwości informacyjnej, jaką przedstawiają nam najwięksi guru Internetu i innych mediów doszła do takiego punktu, że informacja płynie do nas niczym Amazonka. Dlaczego Amazonka? Z jednego brzegu nie widać drugiego; podobnie z informacją - nie widać żadnych jej granic. W tej sytuacji niesłychanie trudno jest przyznawać się do niewiedzy w jakiejkolwiek dziedzinie. Jeżeli jednak przyjąć, że mamy dostęp do nieograniczonej ilości danych nie oznacza to bynajmniej, że mamy gotowe odpowiedzi na wszystkie pytania. Wymaga to przecież niesłychanego wysiłku naturalnej (w przeciwieństwie do sztucznej) inteligencji, aby tę rzekę informacyjną przekształcić w użyteczną wiedzę.

Czy zadawanie pytań "w ciemno" nie przypomina przypadkiem próby pisania arcydzieł literackich przez małpy, stukające latami w klawiaturę? Szanse uzyskania "poprawnej" odpowiedzi są znikome, niezależnie od tego jak szybko będziemy zadawać pytania i z jak szybkiej sieci będziemy uzyskiwać odpowiedzi. Zresztą, aby zadać sensowne pytanie, trzeba już wiele wiedzieć o przedmiocie, o który pytamy. Wiedzą o tym dobrze dziennikarze, przeprowadzający udane (bądź nieudane) wywiady i ich czytelnicy.

Są jednak duże szanse, że żadne wskazywanie palcem na innych ani typowo szkolne tłumaczenia (mój młodszy brat zjadł moje wypracowanie) nie pomoże nam w przypadku, gdy zostaniemy uznani za osoby nie doinformowane w tej erze powszechnej dostępności informacji. To zupełnie tak, jakbyśmy w erze elektryczności posługiwali się nadal świeczkami, a w erze kamienia gładzonego kamieniem łupanym.

Co możemy powiedzieć na swoją obronę? Że zapomnieliśmy zapłacić rachunek za telefon, albo że zakwestionowaliśmy jego astronomiczną wysokość, ale w międzyczasie TPSA nam go wyłączyło, odcinając dostęp do sieci? Że nas nie stać na ten dostęp? Przecież do tego ostatniego nikt nie przyzna się za żadne skarby!

Pewnie wkrótce okaże się, że podobnie jak analfabeci, będziemy musieli wstydliwie ukrywać fakt niepodłączenia się do sieci. Jak więc najtaniej i najprościej uznać (i przekazać to innym), że jednak jesteśmy w tym towarzystwie ludzi dobrze połączonych, choć niekoniecznie dobrze poinformowanych? Należy sobie nadrukować na wizytówce adres sieciowy! Są małe szanse, że ktoś zechce nam coś nań wysłać, a i tak kłopoty z dostaniem się do nas można zawsze zrzucić na telekomunikację.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200