Co nie jest prawem zabronione, jest dozwolone

Bezradność Urzędu Regulacji Telekomunikacji i Poczty wobec poczynań Telekomunikacji Polskiej opóźniającej na wszystkie możliwe sposoby liberalizację rynku prowadzi do tolerowania działalności telekomunikacyjnej na pograniczu prawa.

Bezradność Urzędu Regulacji Telekomunikacji i Poczty wobec poczynań Telekomunikacji Polskiej opóźniającej na wszystkie możliwe sposoby liberalizację rynku prowadzi do tolerowania działalności telekomunikacyjnej na pograniczu prawa.

Dlaczego gdy telefonuje do nas ktoś z Ameryki, na naszym telefonie wyświetla się numer warszawski, chociaż rozmówca jest np. w San Francisco? A gdy chcemy oddzwonić, to słyszymy: "nie ma takiego numeru". Wyjaśnienie tej zagadki jest dość proste. To tylko widomy znak tego, że liberalizacja polskiego rynku telekomunikacyjnego w obszarze połączeń międzynarodowych toczy się dwoma niezależnymi torami. Jeden, określony w prawie, zakładający dopuszczenie od 1 stycznia 2003 r. na ten rynek nowych podmiotów, jeśli uzyskają stosowne zezwolenie w Urzędzie Regulacji Telekomunikacji i Poczty (URTiP). Drugi to liberalizacja nieoficjalna, która trwa już od kilku lat.

Zaczęło się dość niewinnie od jakościowo nieporadnych połączeń typu Voice over IP (VoIP) przez Internet. Brak jakichkolwiek reakcji czynników oficjalnych na te harcerskie próby obchodzenia monopolu Telekomunikacji Polskiej sprawił, że zjawisko szybko nabrało znaczenia i stało się powszechne. TP traci obecnie w ruchu międzynarodowym - przez firmy oferujące usługi z wykorzystaniem VoIP - ponad 350 mln minut rocznie (tj. kilkanaście procent wszystkich połączeń międzynarodowych). Zjawisko to wciąż narasta, a radykalny spadek przychodów Telekomunikacji Polskiej z tego tytułu nastąpi już od 1 stycznia 2003 r. i to pomimo skandalu związanego z nieprzygotowaniem tego operatora do udostępnienia abonentom możliwości korzystania z usług międzynarodowych świadczonych przez innych operatorów. Bez zwłoki, bowiem obowiązkowego do tej pory pośrednictwa TP pozbędą się niezależni operatorzy telefonii stacjonarnej oraz - co istotniejsze - operatorzy GSM. W sumie może to oznaczać dla TP spadek przychodów z międzynarodowych połączeń na poziomie nawet kilkudziesięciu procent.

Tanio, ale czy bezpiecznie?

Nie chodzi już o pojedyncze połączenia VoIP traktowane jako uzupełnienie oferty usługodawców internetowych, lecz poważny biznes. W Polsce działa ok. 4, 5 dużych hubów telekomunikacyjnych, przez które przepływa międzynarodowy ruch telefoniczny. Chodzi tu zarówno o tzw. terminowanie ruchu (czyli obsługę połączeń zagranicznych do Polski), jak i możliwość realizacji tańszych połączeń z zagranicą. Po stronie klienta oferta jest coraz bogatsza: Gadatek, Telepin, oferty numerów dostępowych, oferty "o 80% tańszych połączeń zagranicznych" itp., itd. Na rynku aż kipi od ofert, które są kpiną z obowiązującego prawa. Faktycznie mamy tu do czynienia z pewnym rozdwojeniem jaźni.

Z jednej strony mamy prawo, które chroniło monopol TP, z drugiej zaś, wszyscy są zgodni, że ta ochrona Polsce szkodzi. Decydenci z instytucji odpowiedzialnych za nadzorowanie rynku telekomunikacyjnego w Polsce doszli więc do wniosku, że trzeba tolerować inne rozwiązania, bo to będzie bowiem stanowić namiastkę konkurencji na rynku międzynarodowych połączeń telefonicznych na zasadzie, że "nikt nie powie, że wolno, ale nikt również niczego nie zabroni". W ten sposób urósł całkiem spory alternatywny rynek i teraz nie wiadomo w jaki sposób go uporządkować i ucywilizować, tym bardziej że działa tu wiele podmiotów o niejasnych powiązaniach kapitałowych i inwestorskich.

Teoretycznie miałyby to być tylko rozwiązania VoIP, czyli transferu rozmów telefonicznych w sieciach teleinformatycznych, do czego legitymizacji oficjalne czynniki tworzyły interpretacyjne łamańce prawne, wg których "opóźnienia rzędu milisekund miały sprawić, że rozmowa po VoIP nie odbywa się w czasie rzeczywistym, a więc rozmową telefoniczną nie jest". W praktyce, zachęceni bezkarnością, operatorzy zaczęli realizować połączenia komutowane.

W efekcie mamy chory rynek, gdyż wszystkie te rozwiązania łamią technologiczną strukturę sieci telekomunikacyjnych, zwłaszcza art. 40 Prawa telekomunikacyjnego nakazujący pomoc operatorów dla organów bezpieczeństwa państwa (np. w zakresie udostępniania billingów i instalowania podsłuchów) czy art. 64 mówiący o konieczności przygotowywania planów awaryjnych na wypadek klęsk żywiołowych i sytuacji kryzysowych oraz rozporządzenie o numeracji krajowej.

Wielu operatorów działa efektywnie dzięki wykorzystaniu dostępnych możliwości technologicznych i redukcji kosztów do minimum. Oczywiście po części także w rezultacie zaniedbywania wspomnianych wyżej obowiązków. Wiele z takich przedsięwzięć to typowe "firmy-krzaki", które tak naprawdę poza sprzedażą i znakiem handlowym nic nie mają, bazując na technologicznej platformie innych operatorów.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200