Z czym na podbój świata

Nic nie wskazuje na to, aby eksport produktów informatycznych był wizytówką polskiej branży IT.

Nic nie wskazuje na to, aby eksport produktów informatycznych był wizytówką polskiej branży IT.

Oparte na sieciach neuronowych oprogramowanie warszawskiej firmy Transition Technologies działa w kilkunastu amerykańskich elektrowniach, a 45% przychodów firmy pochodzi właśnie z USA. Oprogramowanie wrocławskiego Neurosoftu, umożliwiające analizę językową dokumentów przeglądanych przez wyszukiwarki (knowledge retrieval), jest elementem pakietu oprogramowania amerykańskiej firmy Convera (wcześniej Excalibur Technologies). Na rynek niemiecki Neurosoft wchodzi od trzech lat ze sprzedawanym już pod własną marką oprogramowaniem pozwalającym na analizę informacji zawartych w bazach aktów prawnych. Z systemów archiwizacji dokumentów, planów i rysunków warszawskiego Inter-Design Tessel Systems korzystają szwedzkie spółdzielnie mieszkaniowe, akademiki, uniwersytety, zarządy miast i gmin, niemieckie kasy oszczędnościowe i fińskie szkoły wyższe. Dystrybutorzy krakowskiego AdRem Software sprzedają jego systemy umożliwiające monitorowanie sieci Novell i Microsoft, m.in. w Kanadzie, Argentynie, Austrii, Rosji, RPA i Hiszpanii, a wśród klientów firmy znajdują się Airbus, Bayer i Amerykański Departament Transportu. W ubiegłym roku AdRem uruchomił biuro w Nowym Jorku, co szerzej otworzyło dla firmy rynek amerykański. Ponad 200 amerykańskich szpitali wykorzystuje systemy zarządzania bazami danych aptek przyszpitalnych, laboratoriów i banków krwi firmy SoftSystem, które w Polsce w zasadzie nie znajdują odbiorcy.

<div class="tabelka">Dlaczego tak niewiele polskich firm IT eksportuje swoje produkty?

Z czym na podbój świata
Polskie firmy IT niewiele eksportują, ponieważ poziom ich produktów jest bardzo niski. Panuje co prawda powszechne przekonanie o wysokich umiejętnościach naszych informatyków, ale - na przykładzie systemu obsługującego wybory - wysokiej jakości ich produktów nie widać. Jednym z powodów jest beznadziejna w dziedzinie informatyki edukacja. Uczelnie uczą wszystkiego, czyli niczego, a ich przeciętnym produktem jest student, który nie potrafi w ciągu godziny napisać programu na 15 linijek. Nie daje sobie rady z tym zadaniem również wówczas, gdy ma do dyspozycji Internet, ponieważ nie jest przygotowany do samodzielnego zdobywania wiedzy. Pierwsze produkty przygotowywane przez tych studentów do niczego się nie nadają. Jeśli trafią do dobrej firmy, dzięki szkoleniom wewnętrznym mogą zacząć tworzyć dobre produkty. Ale przeciętnego polskiego programu nie da się zainstalować. Jeśli da się zainstalować, nie da się używać. Jeśli da się używać, to niech jego twórca doświadczy przyjemności pracy z nim przez cały dzień na własnej skórze. Polskie oprogramowanie tworzy się przy milczącym założeniu, że służy ono komputerom, a nie ludziom, którzy są tylko dodatkiem do systemu. W Stanach Zjednoczonych szalenie ceni się efektywność pracy i przyjazność programu dla użytkownika i nie da się tam sprzedać systemu bankowego, który podczas autoryzacji domaga się od użytkownika wpisania co trzeciej litery hasła zmienianego co miesiąc, a którego bezpieczeństwo zapewniane w ten sposób jest złudne. Amerykanie nie wpadliby również na to, że wydanie prawa jazdy za pomocą systemu komputerowego może trwać dwa miesiące - u nich trwa 20 minut.

Takich przykładów można znaleźć mnóstwo.

Tomasz Kunicki, prezes AdRem Software</div>

Małe pieniądze i wysokie technologie

Do listy polskich eksporterów technologii informatycznych można dodać tylko kilkanaście nazw, wśród których z pewnością nie powinno zabraknąć, takich jak: Young Digital Poland, Logotec Engineering, Qwed, RoboBAT czy Impaq.

Przedstawiciele Stowarzyszenia Polski Rynek Oprogramowania, organizatorzy konkursu Lider Eksportu Oprogramowania zauważają, że liczba firm przystępujących co roku do konkursu powoli się zwiększa. Podkreślają również, że tylko eksport jest w stanie zdynamizować gospodarkę, wywołując napływ kapitału, którego na niewielkim rynku polskim po prostu nie ma. Nie ściągną go jednak niewielkie, niszowe firmy, które - mimo bardzo interesujących osiągnięć - rozwijają się, może z wyjątkiem Logotec Engineering, powoli, zatrudniając kilkanaście lub kilkadziesiąt osób i osiągając obroty nie przekraczające kilku milionów dolarów. Nie ściągną go firmy, które zajmują się przede wszystkim produkcją oprogramowania, a nie jego sprzedażą i promocją, bowiem gros zysku trafia wówczas do kieszeni obrotnego, zachodniego partnera. Nie ściągną go również firmy z południowej i zachodniej Polski, których pracownicy pracują na zlecenie i zgodnie z wytycznymi zachodnich korporacji, oferując wykwalifikowaną, niedrogą i bezimienną siłę roboczą. "Pośrednik, a więc główny realizator inwestycji, może zabrać niemal całą marżę z tytułu zarządzania projektem. Tylko stworzenie własnej, niezależnej marki daje szansę na realizację zyskownych kontraktów. W przypadku pracy na zlecenie liczy się tylko cena pracy naszego informatyka, a trudno konkurować z informatykami z Indii, Bułgarii, Chin, Ukrainy czy Rumunii" - mówi Paweł Prokop, wiceprezes ComArch SA.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200