Na bazarze, w dzień targowy...

Od samego rana przygotowywałem się solidnie do dzisiejszej imprezy. Koszula znakomicie odprasowana. Pechowo zgodziłem się, aby mi gosposia wykrochmaliła kołnierzyk. Czuję się jak koń w chomącie. Garnitur z najlepszej czystej, żywej wełny. Krawat spokojny, granat będzie najlepszy. Buty lśnią, białe skarpetki też pasują do stylu ambitnego, młodego menedżera. Teczka z najlepszej, skóry, notebook, komórkowiec. Cholera wie co zrobić z radiem z samochodu. Jak zostawię, ukradną łącznie z wozem. Nosić ciężko, bo już jestem obładowany jak wielbłąd. W szatni nie chcą przyjąć. Dobra, wrzucę pod siedzenie.

Od samego rana przygotowywałem się solidnie do dzisiejszej imprezy. Koszula znakomicie odprasowana. Pechowo zgodziłem się, aby mi gosposia wykrochmaliła kołnierzyk. Czuję się jak koń w chomącie. Garnitur z najlepszej czystej, żywej wełny. Krawat spokojny, granat będzie najlepszy. Buty lśnią, białe skarpetki też pasują do stylu ambitnego, młodego menedżera. Teczka z najlepszej, skóry, notebook, komórkowiec. Cholera wie co zrobić z radiem z samochodu. Jak zostawię, ukradną łącznie z wozem. Nosić ciężko, bo już jestem obładowany jak wielbłąd. W szatni nie chcą przyjąć. Dobra, wrzucę pod siedzenie.

Prezentację mam przygotowaną od paru miesięcy, nie zepsuję jej przez spóźnienie się. Jadę na ośmą, mimo że impreza zaczyna się o dziewiątej. Nie wiadomo czy krzeseł jest dość, czy nagłaśnianie działa jak potrzeba, a żarówka w rzutniku sprawna. Wszystko w porządku. Nawet kelnerzy ustawili ciasteczka, napoje, kawę i herbatę z tyłu sali, a nie jak poprzednio tuż przy stole konferencyjnym.

Nasze panie przy stole recepcyjnym wyglądają jak z telewizji. Materiały na miejscu, akwarium na wizytówki, długopisy leżą wszędzie, nawet nie zapomnieliśmy o notatniku i zapalniczkach w reklamówce.

O dziewiątej do sali zagląda kilku nie znanych mi facetów, biorą ciasteczka i kawę i wynoszą się. Co jest, pomylili salę, godzinę czy nie dostali faksów? Sam wczoraj wysyłałem.

O 9.15 pojawia się nareszcie jeden dziennikarz, wraca któryś z tych zgłodniałych, ale poza tym pusto. Przepraszam za niespodziewane spóźnienie samolotu, nasz wybitny specjalista jest już w drodze z lotniska (nikogo nie ma być, ale muszę robić dobrą minę).

O 9.30 w sali jest już osiem osób, wszyscy się znają, gadają jak przekupy na targu, nikt nawet nie zajrzał do naszych materiałów. To po co tu przyszli? Trudno, nie mogę dłużej czekać - zaczynam. Po kilku minutach widzę, że ten łysy w trzecim rzędzie wyraźnie podsypia. Podkręcam siłę głosu, ale nie udaje się go zbudzić. Dobrze że chociaż nie chrapie. Nagle budzi się na sygnał mego komórkowca i uśmiecha ironicznie. Co jest? Odbieram. Szefowi przypomniało się, że zostawił kartę kredytową w domu i za poczęstunek dla zaproszonych gości mam zapłacić gotówką. A bodajby go...

Chyba sami ślepi na tej sali. Jeden to nawet podchodzi do ekranu, żeby odczytać tezy prezentacji. A przecież nie dałem więcej niż 10 wierszy i to 12-punktową czcionką. Kup Pan sobie lepsze okulary, jak idziesz na poważną imprezę.

Nareszcie koniec, teraz pytania. No, któryś się zdecydował. Zaczynam wyjaśniać, ale on mnie wcale nie słucha, tylko sam sobie odpowiada i peroruje, jakby wszystkie rozumy posiadł. Inny: "Czy potrafi Pan określić efektywność ekonomiczną zastosowania systemu?" A bodaj cię, czasy realnego socjalizmu minęły. Uśmiecham się uprzejmie, gadam jakieś okrągłe frazesy, byle ten nachał się odczepił. Uff, koniec nie ma więcej pytań, zapraszamy na lunch i rozmowy w kuluarach.

Teraz dopiero widać, kto tu przyszedł. Nikogo nie interesuje nasz system, za to rzucili się na jedzenie, jakby od tygodnia nie jedli. Łysek pierwszy ruszył do barku. A pije jak smok. Nikt nawet nie zapyta, co nasz system robi. Jak tu można robić interesy w tym kraju!

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200