Programy pod ochroną, firmy pod obstrzałem

Z Romanem Dolczewskim, wiceprezesem Stowarzyszenia Polski Rynek Oprogramowania rozmawia Wojciech Raducha

Z Romanem Dolczewskim, wiceprezesem Stowarzyszenia Polski Rynek Oprogramowania rozmawia Wojciech Raducha.

Mamy już w Polsce organizację chroniącą prawa autorskie w dziedzinie oprogramowania komputerowego. Czy wszyscy użytkownicy programów w naszym kraju są przestępcami?

Przyznanie koncesji kończy etap kształtowania podstaw prawnych do wymienionej przez Pana działalności. Specjaliści zachodni określili ilości nielicencjonowanego oprogramowania w Polsce na poziomie słynnych 94%. Skorzystali z metodologii sprawdzającej się na Zachodzie. Ilość zakupionego oprogramowania porównuje się z ilością kupionego sprzętu oraz ze średnią liczbą oprogramowania, która zwykle jest wykorzystywana na jednym komputerze. Zakłada się, że oprogramowanie zakupione w danym roku, również w ciągu tego roku zostanie zużyte. Według tej metody "sfotografowano" piractwo w Polsce. Wzięto oficjalne dane o sprzedaży oprogramowania, które przyrównano do ogromnej ilości sprzedanego sprzętu i uzyskano wspomniany już wynik. Tymczasem w Polsce wykorzystywanie oprogramowania nie kończy się po roku. Odnawia się ono co 3-4 lata. My oceniamy, że nielicencjonowane oprogramowanie to 80% rynku.

Co i za ile zaoferuje swym członkom PRO?

Po pierwsze, stworzony zostanie Rejestr Produktów Oprogramowania, do którego produkty będą mogli zgłaszać zarówno producenci, jak i importerzy. W USA podobny rejestr prowadzony jest przez urząd państwowy. U nas zajmie się tym Agencja Ochrony Praw Autorskich Teleinformatyki. Oceniliśmy bowiem, że oczekiwanie od autorów polskiego budżetu, że uwzględnią tego rodzaju wydatki byłoby zupełnie nierealistyczne. Rejestr będzie podstawą do podjęcia konkretnych działań.

Jakich?

Jeśli zarejestrowany podmiot zgłosi naruszenie jego praw, wówczas zostaną uruchomione dwie procedury. Pierwsza, to obsługa prawna, druga to działanie policyjno-dochodzeniowe, które zabezpieczy część dowodową.

Czy usługi świadczone przez Stowarzyszenie będą wynikały z faktu zgłoszenia do rejestru czy też będą wymagały dodatkowych opłat?

Nie będzie to działalność charytatywna. Podstawowym kosztem będzie opłata za wpis do rejestru. Nie będzie to kwota wysoka. Odpłatne będą konkretne akcje dochodzeniowe i prawne. Ich koszt zależeć będzie od zastosowanych środków i rynkowego zasięgu danego oprogramowania.

Czyli za każdą usługę płaci klient?

Tak. Ale będzie miał pewność, że zwraca się do organizacji mającej możliwość uruchomienia czynności dochodzeniowych.

Jak będzie to wyglądało technicznie? Czy będą się Państwo posiłkowali donosami?

Jednym ze źródeł uzyskiwania informacji o piractwie jest "gorąca linia" telefoniczna, która doskonale sprawdziła się w USA.

Kto w USA najczęściej takich informacji udziela?

W analogicznej do naszej organizacji, amerykańskiej SPA (Software Publishers Association), dziennie jest takich telefonów ok. 20. Na ogół dzwonią pracownicy instytucji, w których są lub byli zatrudnieni.

Z jakich pobudek działają?

Pierwsza grupa są to ludzie, którzy czują się nieswojo mając do czynienia z kradzieżą oprogramowania. Druga grupa, to ludzie działający z zawiści lub mający pretensje np. do kierownictwa.

Czy w Polsce uruchomiona zostanie "gorąca linia"?

Tak, niebawem. Posiłkujemy się doświadczeniami amerykańskimi. SPA udostępniła nam całą technologię działania. W wyniku działań m.in. SPA w ciągu dwóch lat udało się w USA obniżyć straty z tytułu piractwa z 4 mld do 2 mld USD.

Jak Pan widzi współpracę z policją i prokuraturą?

Od wielu miesięcy współpracujemy z Komendą Główną Policji, gdzie funkcjonuje już komórka do zwalczania piractwa m.in. komputerowego. Przeszkoliliśmy grupy specjalistów z policji, prokuratury, Ministerstwa Sprawiedliwości, informatyków poszczególnych resortów i urzędów wojewódzkich. Mogę powiedzieć, że współpraca układa się bardzo dobrze.

Nie włączyliśmy się do akcji BSA na giełdach komputerowych, ponieważ nie będziemy zajmowali się piractwem indywidualnym. Ten problem w ogóle nas nie interesuje. Ściganie indywidualnego użytkownika wykorzystującego nielegalne oprogramowanie, nie dla celów komercyjnych jest uznawane na świecie za bezcelowe. Nas interesują firmy, instytucje, organizacje, urzędy.

Czy oferowane w Polsce oprogramowanie nie jest zbyt drogie?

Cena dla indywidualnego użytkownika w relacji do jego zarobków jest rzeczywiście wysoka. W przypadku przedsiębiorstw i instytucji oprogramowanie jest za tanie. Na świecie w kosztach zakupu systemu komputerowego 50-60% stanowi oprogramowanie wraz z usługą umożliwiającą jego uruchomienie. W Polsce jest to zaledwie 10-15%.

Dlaczego?

Nie rozumie się, że pełne wykorzystanie nowoczesnego sprzętu komputerowego może zapewnić tylko właściwe oprogramowanie. Jesteśmy w stanie zapłacić 10 mln USD za pudełka ze sprzętem. Natomiast wydatki na to, co uruchamia te pudełka stawia się dopiero na dalszym planie. To kwestia niedojrzałości w używaniu technologii komputerowej.

Czy sądzi Pan, że takie firmy jak Microsoft i Lotus będą zwracały się do Stowarzyszenia o pomoc?

Trzeba rozróżnić kwestię współpracy i pomocy. Tak wielkie firmy mają swoje służby prawne i nie potrzebują pomocy w prowadzeniu konkretnych spraw. Natomiast działając w Polsce wchodzą w obowiązujący układ prawny. Współpraca jest raczej konieczna.

Na czym polegał spór między PRO i BSA?

Chodziło oczywiście o pieniądze. Ustawodawca założył, że istnieje rynek nielegalnego oprogramowania, dlatego storzył warunki dla powołania Funduszów Ochrony Praw Autorskich w tym również do opragramowania komputerowego. Składać się nań będą wpłaty producentów i importerów sprzętu, który umożliwia kopiowanie. Może to być, wg ustawy, maksymalnie 3% wartości sprzedaży tego sprzętu. Zebrane fundusze mają być rozdzielane między producentów oprogramowania w zależności od ich udziału w rynku. Ma to być swego rodzaju wyrównanie strat dla twórców oprogramowania ponoszonych na skutek nielegalnego używania ich utworów.

Otóż BSA założyło, że będziemy pobierali przewidzianą ustawą opłatę, ale nie będziemy chcieli przekazywać części przysługujących jej członkom. Tymczasem w rejestrze będą mogły zostać odnotowane również produkty firm zachodnich i wielkość ich sprzedaży. Na tej podstawie będzie następował rozdział środków Funduszu.

W pierwszych dniach marca tego roku planujemy spotkanie z przedstawicielami największych firm zachodnich: Microsoft, Lotus, Borland, Novell, Oracle i przypuszczam, że w tej sprawie porozumiemy się.

Czy opłaty za zgłoszenie do rejestru będą jednorazowe czy systematyczne?

Koszt utrzymania bazy danych będzie spory. Przypuszczalnie opłata będzie każdego roku odnawiana. Jeszcze tego nie zdecydowaliśmy.

Czy mała firma zapłaci tyle samo co światowy potentat?

Za zgłoszenie opłata będzie taka sama. Chcemy rozmawiać jednak ze wspomnianymi wcześniej firmami, aby te współfinansowały całość tego przedsięwzięcia, to jest działalność Agencji w pierwszym okresie po jej utworzeniu.

Agencja będzie przecież uzyskiwała zyski z wykonywanych usług?

Tak, ale zanim do tego dojdzie trzeba wszystko zorganizować, a na to potrzebne są środki, którymi nie dysponujemy.

Kiedy spodziewa się Pan pierwszych efektów działalności PRO?

Będą one widoczne już za 2-3 miesiące.

Jaki poziom piractwa instytucjonalnego w Polsce byłby satysfakcjonujący dla PRO?

W ciągu 2 lat powinniśmy zejść z 80 do 40-50%.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200