Głęboki sen

'Naszym wyzwaniem jest stworzenie takich warunków społecznych, ekonomicznych i prawnych, aby sny o Globalnej Infrastrukturze Informacyjnej stały się rzeczywistością' - powiedział Al Gore wiceprezydent USA, na szczycie państw grupy G7, który przed kilkunastoma dniami odbył się w Brukseli.

"Naszym wyzwaniem jest stworzenie takich warunków społecznych, ekonomicznych i prawnych, aby sny o Globalnej Infrastrukturze Informacyjnej stały się rzeczywistością" - powiedział Al Gore wiceprezydent USA, na szczycie państw grupy G7, który przed kilkunastoma dniami odbył się w Brukseli.

Na wsi, w której mieszkałem, była poczta. Wraz z telefonem w szkole i u księdza na plebanii oraz autobusem, zatrzymującym się przy kościele raz na dobę, poczta była naszym oknem na świat. Był też listonosz. Przygarbiony i przywiązany do roweru.

Listonosz, jak ogólnie wiadomo, listy roznosi. Nasz także to czynił. Była to jednak zaledwie część jego pracy i chyba nie najważniejsza. Oczywiście z radością odbierało się z jego rąk list, tym bardziej, że przyklejony był doń cenny znaczek. Otóż listonosz, poza listami, roznosił z domu do domu, z jednej wsi do drugiej, wieści niepisane. Opierał rower o płot i wyciągając papierosa, zaczynał rozmowę. Ileż on musiał o nas wszystkich wiedzieć. A ileż dzięki niemu - my wiedzieliśmy o sobie.

W zasadzie nasza wieś bez niego nie byłaby naszą wsią. Kocie łby, wieczne błota, zapach stajni, krowy do których należały całe drogi, kury powracające przed zmrokiem do swych kurników - wszystko to nie byłoby tym, czym było, bez listonosza. To była instytucja.

Czasami brakuje mi skrzypienia jego roweru i niepewności czy wyjmie z torby list. Tu, w mieście, odgrodzony jestem od listonosza metalową skrzynką. Więcej - słyszę, że ludzie coraz częściej boją się wpuszczać listonosza do swego domu. Listonosza!

Kiedy zasypiam, często widzę gdzieś daleko, w tle, swoją wieś. W każdym domu komputer, wszystkie połączone w sieć. Moja wieś z następną, ta z najbliższym miastem. Chłopi nie wychodzą o zmroku przed bramy, aby pić piwo. Kobiety nie gromadzą się przed sklepem, nie plotkują godzinami. My - smarkacze - nie mamy czasu na grę w piłkę. Nie ganiamy po lasach. O listonoszu zapomniano. A znakiem identyfikującym nas jest adres poczty elektronicznej...

Gdy budzę się, wiem, że to tylko sen. W mojej wsi ciągle są dwa telefony. Tylko autobus przyjeżdża dwa razy w ciągu dnia. Poczta jest tam, gdzie była. Listonosz jest inny, ale właściwie taki sam. Też z rowerem.

Mam nadzieję, że gdy sen, o którym mówił Al Gore, stanie się rzeczywistością, nie zginie urok mojej wsi. Wiem również, że niebawem powinniśmy obudzić się w tej nowej rzeczywistości. Marzę też o tym, aby udało się połączyć dzisiejszą rzeczywistość ze snem.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200