Klocki do budowy katedry

W naszym kraju rozpowszechnił się mit przedsiębiorcy pracującego tylko i wyłącznie dla pieniędzy: zimnego pazernego egoisty. Tymczasem im więcej i lepiej poznaję ludzi interesu, zwłaszcza spoza Warszawy, tym bardziej zadziwia mnie, jak bardzo głęboko przeżywają swój rozwój, swoją karierę.

W naszym kraju rozpowszechnił się mit przedsiębiorcy pracującego tylko i wyłącznie dla pieniędzy: zimnego pazernego egoisty. Tymczasem im więcej i lepiej poznaję ludzi interesu, zwłaszcza spoza Warszawy, tym bardziej zadziwia mnie, jak bardzo głęboko przeżywają swój rozwój, swoją karierę.

Słowo "kariera" nie ma dla nich pejoratywnego wydźwięku. Oznacza samorealizację, doskonalenie się według z góry założonego planu. Ci ludzie przechodzą przez poszczególne etapy poznawania sztuki biznesu i rozwoju zawodowego, awansują, nie zaniedbując czytania literatury pięknej, książek filozoficznych, słuchania muzyki, refleksji nad sobą, rodziną, otoczeniem. Pamiętają, że życie ma sens mierzony nie tylko wskaźnikami zysku czy wysokością premii. Ciekawe, że akurat ci, którzy starają się, aby być autorami samych siebie - selfmade man - prawie zupełnie nie interesują się polityką. Uważają że ma ona minimalne znaczenie dla ich codziennego życia.

Odnoszę wrażenie, że wyzwanie wielkich pieniędzy, a przynajmniej sporo większych niż przeciętne dochody, stanowi silniejszy bodziec do rozważań "o co mi naprawdę w życiu chodzi" niż to się powszechnie uważa i niż demonstrują to publicznie niektóre grube ryby polskiego biznesu. Podejrzewam że mówią takim "zmaterializowanym" stylem, bo boją się, że gdy będą mówić bardziej duchowym czy uczuciowym nie zostaną po prostu zrozumiani przez publiczność, która raczej oczekuje potwierdzenia stereotypu przedsiębiorcy niż odkrycia, że jest zupełnie inaczej.

Wtedy, gdy pozornie wszystko już można kupić, bardziej intensywnie - czasem wręcz rozpaczliwie - szuka się tego, czego kupić się nie da. Nie da się kupić m.in. przeświadczenia o własnej wartości i wielkim przeznaczeniu. Tę wiedzę i samopoczucie zdobywa się innymi środkami niż materialnymi. Te środki to klocki do budowy katedry. Warto je znać jak najwcześniej, żeby nie uczyć się na własnych niepowodzeniach, bo to najbardziej kosztowny sposób nauki.

W szkole

W tradycyjnej szkole uczą nas różnych faktów i definicji. To niestety nie wystarcza. Szkoła powinna również uczyć metod działania i postaw. Powinna uzmysłowić młodym, że w życiu jak w szachach, jest plan rozgrywki, są pionki, są figury i jest gracz. Szkoła powinna nauczyć reguł tej gry oraz pomóc i skłonić do podjęcia decyzji czy chcemy być pionkiem, figurą, czy graczem. Powinna wyedukować nas tak, abyśmy umieli zaplanować własną przyszłość, własny rozwój w wybranej roli. Niestety w tradycyjnej szkole dzieje się zupełnie inaczej, ponieważ podstawowym celem szkoły nie jest kształtowanie osobowości ucznia, lecz realizacja programu nauczania. W efekcie, po szkole ludzie mają rozległą wiedzę encyklopedyczną i spore umiejętności, mogliby robić wielkie rzeczy dla siebie i społeczeństwa, ale nie robią, bo nie wiedzą jaką budowlą ma być ich życie i jak nakładać poszczególne warstwy cegły. Można powiedzieć, że ludzie o których wspomiałem na początku, ludzie, którzy mnie zadziwiają, którzy przykładają tak wielką uwagę do harmonijnego rozwoju swojej działalności zawodowej i życia wewnętrznego, czynią to na przekór dziedzictwu, wyniesionemu ze szkoły.

Wznoszenie katedry

Tymczasem wystarczy znać kilka prostych zasad budowania kariery, świadomego "pisania" życiorysu, aby uniknąć błądzenia, posuwania się do przodu po omacku. Po pierwsze trzeba szukać wymagającego pierwszego szefa. Pierwszy szef wymodeluje nasz sposób pracy, podejście do firmy i współpracowników na całe zawodowe życie. Tak jak doświadczenia z dzieciństwa i postawy rodziców determinują stosunek do świata i ludzi w wieku dojrzałym, tak pierwszy zwierzchnik wyryje w naszej psychice wzorzec pracy zawodowej. Całkiem nieświadomie będziemy go powielać w innych firmach i na innych stanowiskach, a wyrwanie go z psychiki jest zawsze bardzo trudne i kosztowne. Dlatego pierwszy szef musi być maksymalnie wymagający, musi rzucać wyzwania wymagające od nas największego wysiłku. Da nam to rozpęd na resztę kariery. Dla przeciwagi dla takiego szefa, trzeba sobie znaleźć spolegliwego mentora. Jest to druga zasada świadomego budowania swojego życiorysu zawodowego. Mentor to ktoś o dużym autorytecie, bardziej opiekuńczy niż wymagający. Mentor pomaga w chwilach załamania, pomaga też rozumieć swoją karierę w czasie jej trwania.

Po trzecie, trzeba nauczyć się dokładnego planowania tego, co w danym roku (czy w innym przedziale czasu) chce się osiągnąć i jakimi środkami. To nieprawda, że planowanie zabija radość spontanicznego życia, ogranicza twórczą aktywność. Planowe życie jest tak samo intensywnie, a przebiega bez nieprzyjemnych niespodzianek i zawodnych improwizacji. Boże Narodzenie jest co roku dokładnie tego samego dnia i będzie tak do końca świata, i wcale nie odbiera nam to radości świętowania. Na pocieszenie dla zatwardziałych wielbicieli spontaniczności powiem, że według doświadczeń praktyków raptem 60% zdarzeń można przewidzieć i zaplanować. Pozostaje więc jeszcze sporo miejsca na improwizacje.

Akumulatory i archiwum

Czwartą zasadą jest systematyczne ładowanie zawodowych "akumulatorów". Co pięć lat powinno się zmieniać pracę, aby zyskać nową wiedzę i umiejętności, nowe bodźce do rozwoju, świeżą motywację. Przeżytkiem jest kurczowe trzymanie się jednego stanowiska czy zawodu przez całe życie, a i firmy coraz mniej są zainteresowane takimi biernymi pracownikami. Zmiana pobudza, chociaż doświadczenie też ma swoją wartość.

Piątym wreszcie przykazaniem dla konstruktorów własnej kariery jest prowadzenie prywatnego archiwum, przede wszystkim teczki z wizytówkami i notatkami z rozmów na tematy zawodowe oraz teczki z opisami własnych sukcesów. Pamięć jest bardzo zawodna. Pierwsza teczka przydaje się po to, aby z poszczególnymi sprawami trafiać do właściwych ludzi i nie zrażać ich do siebie swoją niewiedzą czy niepamięcią o tym, o czym nas kiedyś poinformowali. Ludzie wyjątkowo nie lubią, gdy myli się ich tytuły naukowe, nazwy firm czy imiona dzieci. Z drugiej teczki możemy w razie potrzeby natychmiast wyciągnąć argumenty przemawiające na naszą korzyść. W naszych oczach własne osiągniącia z czasem bledną, ale dla zwierzchnika czy kontrahenta mogą być nowością.

Przestrzegając tych reguł możemy zaplanować karierę i zrealizować ten plan. Co jakiś czas trzeba się jednak zatrzymać i zapytać: czy to co robię rzeczywiście służy moim interesom? Warto też przeczytać książkę Spancera Johnsona pt. "Jedna minuta dla samego siebie".

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200