Bessa BSA

Zwalczanie tzw. piractwa komputerowego, a mówiąc po prostu kradzieży oprogramowania, jest samo w sobie zajęciem bardzo szczytnym. Dlatego dziesięć lat temu pomagałem założyć polską filię Software Publishers Association, którą nazwaliśmy PRO, czyli Polski Rynek Oprogramowania. Stowarzyszenie działa, a raczej egzystuje do dzisiaj, o czym można się przekonać, odwiedzając stronę internetową http://www.pro.org.pl . Jednak nie stało się popularne, prawdopodobnie dlatego że organizacja-matka, czyli SPA http://www.spa.org/piracy/, nigdy nie zaliczyła w poczet swoich członków największych producentów programów, przede wszystkim firmy Microsoft.

Zwalczanie tzw. piractwa komputerowego, a mówiąc po prostu kradzieży oprogramowania, jest samo w sobie zajęciem bardzo szczytnym. Dlatego dziesięć lat temu pomagałem założyć polską filię Software Publishers Association, którą nazwaliśmy PRO, czyli Polski Rynek Oprogramowania. Stowarzyszenie działa, a raczej egzystuje do dzisiaj, o czym można się przekonać, odwiedzając stronę internetowąhttp://www.pro.org.pl . Jednak nie stało się popularne, prawdopodobnie dlatego że organizacja-matka, czyli SPAhttp://www.spa.org/piracy/, nigdy nie zaliczyła w poczet swoich członków największych producentów programów, przede wszystkim firmy Microsoft.

Przyjemność posiadania członkostwa firmy z Redmond przypadła organizacji Business Software Alliancehttp://www.bsa.org. Mimo swej nazwy, organizacja ta zrzesza nie tylko producentów oprogramowania biznesowego, ale także kreatywnego, jak Adobe i Macromedia, producentów systemów operacyjnych, jak Apple i Novell, oraz wytwórców komputerów, jak Dell oraz HP, i ich komponentów, jak Intel. Do Polski BSA podobno weszła już w 1994 r., ale było to wejście kuchennymi drzwiami i bardzo po cichu. Zresztą do dziś tak naprawdę BSA w Polsce nie istnieje, o czym może się przekonać każdy, kto odwiedzi wspomnianą powyżej stronę. Są na niej znaczki w Czechach i na Węgrzech, jest nawet Litwa, ale Polski nie ma.

Jak się jednak dobrze poszuka, to można znaleźć namiastkę strony BSA, która znajduje się na... serwerze firmy Microsoft Polska, ukryta pod hasłem "Pirat-Nie":http://www.microsoft.com/poland/piratnie/bsa.htm . Tak naprawdę organizację reprezentuje w Polsce kancelaria prawnicza Sołtysiński, Kawecki, Szlęzak z Warszawy, co ma swój sens, jeśli weźmie się pod uwagę, że większość firm członkowskich BSA nie ma polskich wariantów swoich produktów albo ma je w wersji niezgodnej z polskimi normami.

Chodzi oczywiście o polskie znaki. Wprawdzie Microsoft wreszcie uporał się z problemem kodowania w Windows i MS Office, ale już ten sam produkt pod Mac OS X pozostawia wiele do życzenia. O wyrobach polsko-podobnych firmy Adobe nawet nie chce mi się pisać, bo wszyscy twórcy, którzy ich używają, wiedzą, jaką drogą przez mękę jest zmuszenie tych programów do pisania po polsku.

Dlaczego o tym wszystkim mówię teraz, skoro sytuacja nie zmienia się od lat? Ano dlatego że BSA rozpoczęła kolejną głośną kampanię reklamową, rozsyłając listy, w których posiadacze nie licencjonowanego oprogramowania straszeni są niezapowiedzianymi kontrolami. To nic, że dotychczasowa działalność BSA jest raczej żałosna i mało skutecznahttp://iik.onet.pl/561909,1,2876,newsy.html, a proponowane kontrole są nielegalne z punktu widzenia polskiego prawa. Tak w każdym razie twierdzi specjalistahttp://www.law.uni.torun.pl/KOMP-LEX/Jabl_3.pdf . Skutkiem tej działalności jest głównie śmiech na listach dyskusyjnych oraz przenoszenie się wielu małych biur z oprogramowania komercyjnego, produkcji Microsoftu, na platformę linuxową, gdzie dość jest darmowych programów biurowych.

Wygląda więc na to, że zamiast naprawdę walczyć z piractwem, mamy kolejną namiastkę praworządności. Kiedyś jeden z założycieli PRO, śp. Marek Car miał odwagę jako urzędnik państwowy podać publicznie procent kradzionego oprogramowania w polskich biurach i fabrykach. Od lat nikt takich liczb nie podaje, a przecież ciągle jeszcze większość pracowników w Polsce zatrudniona jest w tym właśnie sektorze. Jeśli więc państwo nic nie robi, to czego oczekiwać od zwykłych obywateli, na dokładkę borykających się z recesją. Myślę, że akcja BSA skończy się zajęciem 17 komputerów, 203 płyt CD-ROM oraz ukaraniem kilku firm grzywnami. Prawdziwi zaś złodzieje, czyli kopiujący masowo oprogramowanie, dalej będą robili swoje. U nich zawsze jest hossa.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200