Komputer bez ekranu

Kiedyś, przed laty, będąc w Sheffield, chciałem się wybrać do jednego z tamtejszych teatrów. Tak się złożyło, że było to możliwe tylko jednego, konkretnego wieczoru. Tę samą sztukę grano dzień w dzień, ale w "moim" dniu, w programie, przy tytule, widniał tajemniczy napis signed performance.

Kiedyś, przed laty, będąc w Sheffield, chciałem się wybrać do jednego z tamtejszych teatrów. Tak się złożyło, że było to możliwe tylko jednego, konkretnego wieczoru. Tę samą sztukę grano dzień w dzień, ale w "moim" dniu, w programie, przy tytule, widniał tajemniczy napis signed performance.

Kiedy nikt z tamtejszych znajomych nie potrafił tego rozszyfrować, zadzwoniłem do kasy teatru. Okazało się, że było to przedstawienie jak każde, tyle że miejsca po jednej stronie w pierwszych rzędach są zarezerwowane dla głuchoniemych. Po to, aby mogli dobrze widzieć stojącego z boku sceny tłumacza, bieżąco przekładającego wypowiadane przez aktorów kwestie na język migowy. Podobnie jak to można zobaczyć w niektórych programach telewizyjnych.

Rozwiązanie takie wydaje się proste, szczególnie gdy uwzględnić przykład profesora Stephena Hawkinga, który dysponuje urządzeniem będącym połączeniem elektrycznego wózka inwalidzkiego (Quantum Jazzy 1400, prędkość maksymalna 10 km/godz., zasięg 40 km) z bardzo specjalnym komputerem, wyposażonym w syntezator mowy i sterowanym ruchami głowy i oczu.

To unikatowe urządzenie pozwala mu, mimo choroby, której jednym ze skutków jest zanik mięśni, pisać rozprawy naukowe, rozmawiać i wygłaszać wykłady w odległych zakątkach świata, co czyni kilka razy każdego roku.

Wypada jednak stwierdzić, że ludzie pozbawieni pewnych sprawności fizycznych czy też niektórych zmysłów, nigdy nie mieli i nie mają łatwego życia, mimo pewnego postępu w zakresie przeznaczonych dla nich udogodnień.

Teraz, w USA, gdzie z mocy prawa, wszystko, co dostępne publicznie, musi być dostosowane do możliwości osób o niepełnej sprawności fizycznej (np. szerokość przejść i wysokość półek w sklepach samoobsługowych musi umożliwiać sięgnięcie po towar z wózka), rozgorzał spór, czy reguły te odnoszą się także do przestrzeni wirtualnej.

Niedochodowa organizacja o nazwie Access Now, występując na podstawie wspomnianego prawa (Americans with Disabilities Act), pozwała do sądu linie lotnicze Southwest, argumentując, że oferowane przez nie w sieci ceny i możliwości rezerwacji przelotów i hoteli są niedostępne dla ludzi pozbawionych wzroku. Zdaniem tej organizacji strony internetowe winny umożliwiać również korzystanie z dwukierunkowych syntezatorów mowy (komputer do człowieka i odwrotnie), pozwalających skorzystać z lepszej, internetowej oferty również tym, którzy ekranu nie widzą.

Sąd nie podzielił tych racji, dzieląc zarazem Amerykę na zwolenników i przeciwników tego werdyktu.

Ci pierwsi uważają, że rozszerzająca interpretacja prawa może sparaliżować Internet, gdyż właścicieli tysięcy prezentowanych tam stron nie będzie stać na takie rewolucyjne uzupełnienia. Ich zdaniem wyeliminowałoby to na długo z sieci małe firmy i liczne organizacje społeczne oparte na pracy ochotników.

Drudzy argumentują, że zamiast odczytywania na głos, wystarczy zapewnić możliwość prezentowania tego, co na ekranie, np. na urządzeniu potrafiącym drukować kodem Braille'a, bądź oferować te same warunki przez telefon.

Pomysłu na dobre rozwiązanie nie mają ani jedni, ani drudzy. Być może przyniesie je izraelsko-amerykański wynalazek, nie znany jeszcze w momencie wydania wspomnianego werdyktu sądowego. Jest nim "rozumiejąca" mowę mysz komputerowa. Wykonuje ona podawane głosem polecenia, np. double click. Reaguje również na nazwy obiektów ekranowych i znajdujących się na ekranie słów. Można za jej pomocą, samymi słowy, pisać i poprawiać teksty.

Sceptycy pytają: czy nie łatwiej skorzystać po prostu z czyjejś pomocy? Odpowiedź znają tylko ci, którzy sami poczuli, co to znaczy utrata samodzielności.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200