MoMa

Mój pokój do pracy mieści się w starym, ponadsześćdziesięcioletnim budynku. Jak to wtedy robiono, wzdłuż korytarzy ciągnie się wiele rur, przewodów i kabli, zaś mało jest świateł. W takim właśnie otoczeniu zobaczyłem go któregoś dnia rano, jak niemy i cichy czekał pod ścianą, aż ktoś się nim zainteresuje. Był zakurzony, nieco przyblakły i widać było, że wiele w życiu przeszedł. Nie wiadomo skąd w tym miejscu się znalazł. Ale nie miałem wątpliwości. To był ON.

Mój pokój do pracy mieści się w starym, ponadsześćdziesięcioletnim budynku. Jak to wtedy robiono, wzdłuż korytarzy ciągnie się wiele rur, przewodów i kabli, zaś mało jest świateł. W takim właśnie otoczeniu zobaczyłem go któregoś dnia rano, jak niemy i cichy czekał pod ścianą, aż ktoś się nim zainteresuje. Był zakurzony, nieco przyblakły i widać było, że wiele w życiu przeszedł. Nie wiadomo skąd w tym miejscu się znalazł. Ale nie miałem wątpliwości. To był ON.

Pierwszy model Macintosha, z charakterystyczną, pudełkową klawiaturą i myszką, która jeszcze dziś budzi respekt dopasowaniem do ręki. Materiał obudowy zupełnie zmienił kolor, stał się zielonkawy. Co gorzej, pojawiły się na nim plamy, pewnie dlatego że przez 18 lat od wyprodukowania tego klasycznego modelu komputera ciągle ktoś do niego coś przyklejał: a to tabliczkę własności, a to informację o zdjęciu ze stanu magazynowego.

Domyślałem się, że ktoś wreszcie postanowił sprzątnąć pokoje w laboratorium i przy okazji znalazł to cudo. Skoro już trzymał je tyle czasu, to nie rozumiem, dlaczego nie dał szansy na jeszcze trochę - za siedem lat będzie ćwierćwiecze i wtedy niewątpliwie oryginalne modele Maca będą w cenie jako bardzo poszukiwane elementy kolekcji.

Tak sobie rozmyślając, porwałem staruszka za uchwyt w obudowie i raz jeszcze ucieszyłem się, że ktoś kiedyś pomyślał o tych, którzy będą ten komputer przenosili. Spróbujcie Państwo porwać z podłogi jakiegoś PC, a zobaczycie, że w krzyżu będzie strzelało aż miło. Postawiłem go na półce w pokoju, obok nowszego modelu SE, też z demobilu. Oba przypominają mi młodość, bo na obu zaczynałem swoją pracę zawodową w komputerach. Może jestem sentymentalny, ale taka pamiątka z przeszłości to coś więcej niż tylko przypomnienie, kim się było. To także niemy wyrzut wobec społeczeństwa, które absolutnie nie szanuje wyrobów przemysłowych. Byle pacyk albo krzywy mebel, ale zrobione ręcznie, zaraz znajdują chętnych, a jak coś było wyprodukowane masowo, to łatwo się wyrzuca.

Jakiś tydzień po opisanych powyżej wydarzeniach znalazłem się w pokoju współpracownika, który właśnie kupił był sobie nowy komputer. Od słowa do słowa okazało się, że w rogu za biurkiem ma dwa stare Macintoshe, SE/30 oraz IIci. Podejrzewam, że oczy zaświeciły mi się znacząco, w każdym razie otrzymałem pozwolenie na pogrzebanie w stosie. Oprócz dwu komputerów znalazłem też trzy klawiatury oraz masę kabli i dodatków. Tak właśnie narodziła się MoMa, czyli Museum of Macintoshes, nie mylić z MoMA, czyli nowojorskim muzeum sztuki nowoczesnej. Nie mam zresztą wątpliwości, że niektóre z moich eksponatów prędzej czy później trafią i tam, bo są wręcz idealnymi przykładami projektowania doskonałego. Czy wiedzą Państwo, że cały IIci trzyma się na jednej śrubie i skutkiem tego można go rozebrać w jakieś półtorej minuty? Ja wiem, bo kiedyś dla dowcipu zrobiłem taką demonstrację publicznie.

W moim prywatnym muzeum mam już kilkanaście komputerów. Biorę jak leci, także klawiatury, drukarki, skanery, nawet zewnętrzne napędy CD-ROM. Postanowiłem kolekcjonować wszystko, co ma na sobie charakterystyczne jabłuszko. Nie ograniczam się tylko do starych modeli, chętnie przyjmuję i takie, które mają tylko kilka lat. Kieruję się jednak podstawową zasadą: za żaden eksponat nie płacę, są to wszystko darowizny od byłych posiadaczy, którzy w moim muzeum otrzymują honorowy tytuł dobroczyńcy oraz prawo zasiadania w społecznej radzie nadzorczej. Przewodniczącym jest oczywiście ofiarodawca największej liczby eksponatów.

Ciekawy jestem, czy ktoś kiedyś zrobi podobne muzeum komputerom PC. Wątpię, bo nigdy nie budziły one w nikim ludzkich reakcji.

Ot, blaszaki.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200