Bank online

Nie, nie zamierzam tu czepiać się banków, co w przypadku bycia pracownikiem jednego z nich zawsze może wydawać się podejrzane. Nie zamierzam, chociaż mógłbym temu jednemu wytknąć nowy serwis internetowy, który odmawia działania, jeżeli nie stosuje się przeglądarki w wersji o dwie generacje wstecz (a poprzedni, szczęśliwie nadal dostępny, działa nawet z najnowszą!).

Nie, nie zamierzam tu czepiać się banków, co w przypadku bycia pracownikiem jednego z nich zawsze może wydawać się podejrzane. Nie zamierzam, chociaż mógłbym temu jednemu wytknąć nowy serwis internetowy, który odmawia działania, jeżeli nie stosuje się przeglądarki w wersji o dwie generacje wstecz (a poprzedni, szczęśliwie nadal dostępny, działa nawet z najnowszą!).

Ale do rzeczy. Gdyby ograniczyć się do jednoliterowych skrótów słów składających się na nazwę, to mielibyśmy w Polsce dwa banki PKO.

Zadecydowało jednak prawo pierwszeństwa i skrót ten przysługuje założonej w roku 1919, na mocy dekretu naczelnika Józefa Piłsudskiego, Pocztowej Kasie Oszczędności, w kilka lat po wojnie przekształconej z "pocztowej" w "powszechną".

Założony dziesięć lat później bank Polska Kasa Opieki, aby się odróżniać, przyjął skrót PeKaO. Bank ten z założenia miał obsługiwać naszych rodaków na emigracji, ułatwiając im przekazywanie pieniędzy do rodzin w kraju. Jego placówki ulokowano tam, gdzie koncentrowała się emigracja, czyli w obu Amerykach (USA, Argentyna), Francji i Izraelu. Jeżeli prawdą jest, że niektóre z nich działały również podczas wojny, to był to chyba jedyny przypadek działania banku, który nie miał centrali.

Ponieważ na emigracji każdemu z założenia musiało powodzić się lepiej niż znakomicie, ruch pieniędzy w banku PeKaO odbywał się przede wszystkim w jednym kierunku: do rodzin w kraju, którym powodziło się tak sobie, albo jeszcze gorzej. Nie inaczej było po wojnie, kiedy z czasem ta, finansowa w końcu instytucja, stała się czymś kuriozalnym, wprowadzając sklepy, w których od razu można było wydać otrzymane z zagranicy pieniądze. Pieniądze, które zamieniano zresztą na ich surogat w postaci bonów, uznawanych tylko w tych sklepach, co przypominało nieco praktyki dziewiętnastowiecznych kapitalistów, którzy we własnych sklepikach odzyskiwali wypłacone robotnikom wynagrodzenia.

Te, prowadzone przez bank sklepy oferowały towary z importu, na sprowadzenie których do normalnych sklepów zawsze brakowało środków. Po jakimś czasie jednak nastąpił rozwód i sklepy zaczęły działać pod szyldem Pewex, sprzedając również niektóre atrakcyjne, a produkowane głównie na eksport, towary krajowe. Generalnie jednak, bez zakupów w tych sklepach można było spokojnie żyć.

Wydawałoby się, że wszystko to należy już do bezpowrotnie minionych, historycznych stadiów rozwoju kraju. U nas, przynajmniej chwilowo, tak. Natomiast w dotkniętej poważnym kryzysem Argentynie...

Otóż w tejże Argentynie zaczęły sprawdzać się, jako forma zaopatrzenia w podstawowe towary codziennego użytku, sklepy... internetowe.

Sklepy, których odpowiedniki w USA dawno padły z tej jednej chociażby przyczyny, że nie można dostarczać towarów do domu taniej niż w przypadku gdy klient sam bierze na siebie problemy pakowania i transportu, czyli przychodzi na zakupy osobiście. W kryzysowej Argentynie odbywa się to jednak tak, że zamówienie poprzez Internet składa (i płaci rachunek) ktoś z rodziny za granicą, a dostawa następuje pod wskazany adres na miejscu.

Czyli taki nasz dawny sklep PeKaO lub Pewex, ale - zgodnie z duchem czasu - działający online i z dostawą do domu.

Mógłby ktoś zapytać: po co o tym wszystkim pisać? Wydaje się, że nic na wzór Argentyny chwilowo nam nie grozi, ale warto, tak na wszelki wypadek i w razie czego, wiedzieć, że mamy własne, ponad 70-letnie tradycje i że są współczesne wzorce na ich połączenie z tzw. nowoczesnością. Tyle że bank już nie całkiem nasz...

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200