Strach ma wielkie oczy

Samorządowcy boją się Partnerstwa Publiczno-Prywatnego jak diabeł święconej wody. Z jednej strony wolą nic nie robić, niż narazić się na zarzuty, że są przekupni. Z drugiej, nie chcą tracić widoków na nowe stanowiska dla tzw. swoich.

Samorządowcy boją się Partnerstwa Publiczno-Prywatnego jak diabeł święconej wody. Z jednej strony wolą nic nie robić, niż narazić się na zarzuty, że są przekupni. Z drugiej, nie chcą tracić widoków na nowe stanowiska dla tzw. swoich.

Ciągłe posądzanie przez media władz samorządowych o czerpanie nielegalnych korzyści ze sprawowanych funkcji powoduje, że ich zarządy niechętnie patrzą na koncepcję integracji kapitału prywatnego z inwestycjami gminnymi. Na każdym, podkreślam, na każdym posiedzeniu zarządu, na którym prezentowałem te zagadnienia, wyrażano obawę o posądzenie o korupcję. Zdarzyło się, że w gminie Łomianki jeden skuteczny krzykacz zablokował sfinansowanie prywatnym kapitałem wzmocnienia wałów przeciwpowodziowych. Ponieważ w lipcu 1997 r. osobiście stałem się ofiarą powodzi, nie potrafię zrozumieć ludzi narażających mieszkańców na niebezpieczeństwo, przegłosowujących uchwałę pod wpływem emocji.

Straszak pod tytułem korupcja jest niezwykle silną bronią wykorzystywaną przez przeciwników politycznych lub zwykłych rozrabiaczy, którzy trafiają się w każdej społeczności. PPP wymaga wymieszania kapitału publicznego i prywatnego. Opinie, że na styku kapitałów musi występować korupcja, wygłaszają moim zdaniem ludzie, którzy znają to z własnego doświadczenia - przyjmujący lub wręczający łapówki. Nie można jednak pozwolić, aby nieuzasadniony zarzut był skuteczną bronią w ręku ludzi nieodpowiedzialnych.

Wracając jeszcze do przykładu wałów przeciw- powodziowych. Być może przed rokiem 1997 Rada Miasta Opola również rozważała wzmocnienie wałów za pomocą prywatnych pieniędzy i również, jak miało to miejsce w Łomiankach, ktoś doprowadził do utrącenia tej inicjatywy. Nie wiem, czy mocniejsze wały zatrzymałyby powódź, ale wiem, że moje osiedle znalazło się pod wodą, gdyż wały pękły. Poddaję to pod rozwagę włodarzom miast i gmin, przypominając, że ich ustawowym zadaniem jest "zaspokajanie potrzeb społeczności lokalnych", ale nie polowanie na nieuczciwego burmistrza.

Prywaciarz to oszust

To drugi najtragiczniejszy w swojej wymowie stereotyp. Tym straszliwszy, że minęło już ponad 10 lat od zmian ustrojowych, a pogardliwe okreś-lenie "prywaciarz" można usłyszeć z ust niejednego radnego i członka zarządu. Sam fakt używania takiej nomenklatury wskazuje na stosunek rozmówcy do prywatnego kapitału. PPP zakłada obopólne korzyści z inwestycji. Społeczność lokalna otrzymuje potrzebną infrastrukturę (np. kanalizację, placówkę oświatową czy basen), a prywatny inwestor pobiera opłaty za świadczone usługi (od gminy lub mieszkańców).

Fakt, że inwestor będzie osiągał jakiekolwiek korzyści jest traktowany jako koronny argument przeciw realizacji takiej koncepcji. Niektórzy samorządowcy zachowują się tak, jakby osiąganie zysku przez prywatne firmy było przestępstwem. "To prywaciarz ma brać pieniądze za kanalizację i oczyszczalnię?" - pyta wiceburmistrz jednej z podwarszawskich gmin. "Jaką kanalizację?" - odpowiadam pytaniem - "Tę, której nie macie, a on wybuduje?". To autentyczny dialog z osobą na poziomie zarządu gminy. Nie mają oczyszczalni, nie mają ponad 70% kanalizacji, a ten człowiek martwi się, że jak prywatny inwestor ją wybuduje, to za dużo zarobi. Ja natomiast wiem, że w tej gminie inwestor na razie nic nie zarobi. Wiem również, że w najbliższych latach nie będzie tam ani oczyszczalni ścieków, ani kanalizacji. Będzie marazm i narzekanie na brak pieniędzy. Bo przecież prywaciarz to oszust i nie wolno mu pozwolić inwestować w gminie.

Cała władza w ręce rad

Do dzisiaj nie rozumiem, dlaczego Los Angeles wystarcza 15 radnych, czyli mniej niż w 10-tys. Białobrzegach. Rada liczy tam 22 osoby, a po planowanych zmianach ustawowych dorówna liczebnością Los Angeles. W polskiej demokracji został wyraźnie zachwiany stosunek władzy do odpowiedzialności. Rady miast i gmin zostały obdarzone przez ustawodawcę ogromnymi kompetencjami w stosunku do odpowiedzialności, jaką ponoszą. Władza przyznana określonemu gremium musi przekładać się na odpowiedzialność za podejmowane decyzje. Radnym, za złe dla gminy decyzje, nie grożą żadne konsekwencje. Zarządy natomiast, które odpowiadają za bieżące zarządzanie gminą, są skutecznie blokowane: przesunięcie środków pomiędzy działami, struktura organizacyjna urzędu, utworzenie jednostek itp. Gdyby w ten sposób wyglądały relacje między zarządami spółek a radami nadzorczymi, mielibyśmy w Polsce ogromną liczbę bankructw. Do zarządzania niezbędne są swoboda decyzji oraz ponoszenie za nie odpowiedzialności. Obecne zmiany w prawodawstwie niosą iskierkę nadziei. Szkoda tylko, że czekaliśmy na nie ponad 10 lat.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200