Policja, ludzie i lwy

Felieton ten, zanim zdążył trafić na tzw. łamy, już się szczęśliwie i - miejmy nadzieję ostatecznie - zdezaktualizował.

Felieton ten, zanim zdążył trafić na tzw. łamy, już się szczęśliwie i - miejmy nadzieję ostatecznie - zdezaktualizował.

Gdy dziesięć lat temu koledzy z Sheffield pokazywali mi miejsce, w którym pojmano tamtejszego seryjnego zabójcę, nie zrobiło to na mnie szczególnego wrażenia, a cała sprawa wydała mi się jak z książki Conan Doyla albo ze świata innego niż mój, świata, z którego przybyłem. Świata, w którym taki np. nocny pociąg był azylem, a jazda nim dawała poczucie chwilowej ucieczki i nieuchwytności, ale jednocześnie i szczególnego bezpieczeństwa.

Teraz zaś słucham opowiadania kolegów z jednej z firm informatycznych, zadowolonych, że w trakcie nocnej podróży pociągiem przez środek Polski panowie w dresach, którzy raczyli odwiedzić ich przedział, byli na tyle uprzejmi, że zadowolili się tylko przenośnymi komputerami, oszczędzając portfele, telefony i nie naruszając nietykalności.

Wracając jednak do sprawy felietonu: zdezaktualizował się szczęśliwie, bo wydaje się, że schwytani w Ameryce podejrzani o dokonanie serii zabójstw przypadkowych osób są rzeczywistymi sprawcami zarzucanych im czynów. Zdezaktualizował się, bo powstał zanim to nastąpiło i teraz dociera do Was w nieco zmienionej postaci.

A dlaczego cała ta sprawa mnie w ogóle zainteresowała, skoro lekturę kryminałów zakończyłem na Holmesie (ale za to w tłumaczeniu Słomczyńskiego), czytanym jeszcze w liceum? Otóż zaintrygowało mnie doniesienie jednego z serwisów informatycznych o tym (a było to jeszcze przed ujęciem podejrzanych, bodaj po szóstej ofierze), że policja amerykańska zamierza posłużyć się specjalnym oprogramowaniem, zdolnym przybliżyć miejsce, z którego najprawdopodobniej działa sprawca.

Oprogramowanie to, stosowane już od blisko pięciu lat, wskazuje miarę prawdopodobieństwa, że przestępca działa z określonych miejsc. Program ten dokonuje złożonych obliczeń, uwzględniając w nich miejsca, w których już dokonano przestępstw. Algorytmy obliczeń biorą pod uwagę wyniki badań z tak różnych dziedzin, jak kryminologia i psychologia zachowań.

Jedną z ważniejszych ról w tym programie pełnią jednak algorytmy opisujące... metody polowania stosowane przez lwy. Okazuje się bowiem, że przestępca stosuje pewnego rodzaju ekonomię, która nie pozwala mu działać zbyt blisko domu, z obawy przed rozpoznaniem, ale również nie dalej od niego niż trzeba. Co więcej - zauważając potencjalną ofiarę w jednym miejscu, dokonując przestępstwa w innym i jeszcze gdzie indziej pozbywając się ciała, przestępca sądzi, że myli w ten sposób tropy, a w rzeczywistości wprowadza współrzędne aż trzech punktów do rzeczonego systemu.

System ten nie jest specjalnie kosztowny (pełna wersja to około pięćdziesięciu tysięcy dolarów, wersja okrojona, do przestępstw przeciw mieniu - niecałe sześć tysięcy), jednak posługiwanie się nim jest podobno tak skomplikowane, że umiejętność tę posiadło tylko kilka osób, a wśród nich Kim Rosso - były policjant i współtwórca programu. Programu, który użyty w ponad pięciuset przypadkach pomógł rozwikłać blisko sto pięćdziesiąt z nich. Były wśród nich tak spektakularne sukcesy, jak trafne, potwierdzone później próbą DNA, wskazanie seryjnego gwałciciela pośród trzystu podejrzanych.

Przykład lwich zachowań świadczy, że mimo komputerów, pod wieloma względami zbyt daleko od naszych pra-pra-przodków nie odeszliśmy. Tyle że zwierzęta nie polowały i nie polują dla samego polowania. No, ale to tylko zwierzęta.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200