Wzrastając z Internetem

Wywiad z Jerry Yangiem - prezesem Yahoo Inc.

Wywiad z Jerry Yangiem - prezesem Yahoo Inc.

Yahoo jest jedną z najbardziej znanych firm działających jedynie na internetowym rynku. Podobnie jak w przypadku innych tego rodzaju przedsięwzięć, jej rozwój związany był z gwałtownym rozwojem sieci. Yahoo wzrastało w równie szybkim tempie. Nasuwa się pytanie - co dalej?

Jak długo rozwój infrastruktury Internetu jest w stanie nadążać za potrzebami rosnącej liczby klientów i coraz większymi zasobami sieci?

Jerry Yang: Bob Metcalfe z IDC powiedział kiedyś, że jego nowe prawo będzie dotyczyło przewidywanego czasu załamania się Internetu. Nie byłbym taki szybki w wyznaczaniu dnia sądu ostatecznego nad siecią globalną, aczkolwiek sądzę, iż jest w tych obawach nieco słuszności. Część problemu, to zbyt wolny wzrost infrastruktury, która nie nadąża za rosnącymi potrzebami. Gdy mówię o tym, przypominają mi się korki na ulicach wielkich metropolii. To że ruch jest duży - nie znaczy wcale, iż nie możemy się do niego włączyć. Może jedziemy wolniej i spóźniamy się na spotkania, ale w końcu przyzwyczajamy się do korków w mieście. Myślę, że sieć globalna osiągnęła już swoją masę krytyczną i użytkownicy Internetu będą w stanie pogodzić się z pewnymi niedogodnościami wiedząc, co mogą dzięki Internetowi uzyskać.

W co zamierzacie zainwestować fundusze uzyskane z pierwszej publicznej sprzedaży akcji?

Mamy do dyspozycji ok. 100 mln USD, z czego tylko część pochodzi ze wspomnianej oferty. Nasze wejście na giełdę było nie tyle istotne ze względów finansowych, co uwiarygodniło nas w oczach klientów. Z pewnością będziemy inwestować w rynek międzynarodowy (przede wszystkim w Japonii i Europie). Dużo uwagi poświęcamy obecnie rozwojowi regionalnemu na terenie Stanów Zjednoczonych - powstały już Yahoo San Francisco, Yahoo Los Angeles i Yahoo New York. Jest to ważne, gdyż wejście na rynek lokalny ma poważne implikacje. Po pierwsze - z punktu widzenia biznesu - otwiera dostęp do lokalnego rynku ogłoszeń (w USA to ok. 80% wszystkich reklam!). Po drugie - uwzględnia przyzwyczajenia ludzi. Nie próbują oni błądzić po Internecie w godzinach szczytu, ale mogą zechcieć włączyć komputer, gdy wieczorem włożą pantofle w domu. Zaoferujemy wówczas lokalne wiadomości, ogłoszenia, sport i pogodę. Nie jest to może to samo co lokalna gazeta, ale w każdym razie jest to medium, za pomocą którego ludzie mogą komunikować się w ramach lokalnej społecznością - czy chociażby poznać tytuł sztuki granej w pobliskim teatrze itp.... Na razie wciąż inwestujemy.

Aby skutecznie wykorzystać rynek lokalny, potrzebne jest przekroczenie pewnego poziomu bogactwa Waszej oferty. W jaki sposób pragniecie rozwinąć zawartość oferowanych zasobów, tak aby to osiągnąć?

Filozofia Yahoo polega na wykorzystaniu możliwości partnerów. Współpracujemy z wieloma firmami w różnych dziedzinach na rynkach lokalnych. Prawdę mówiąc to zawartość oferowanych przez nich zasobów jest najbardziej interesująca w naszej ofercie. Na przykład w trzech regionach USA, o których wcześniej wspomniałem, współpracujemy z lokalnymi rozgłośniami radiowymi i telewizyjnymi a także lokalnymi gazetami. W San Francisco działamy z lokalną TV, która oferuje nam serwisy wiadomości i jednocześnie promuje nas. Kooperujemy także z agencjami nieruchomości, które dostarczają nam informacji o swoim rynku. To właśnie współpraca lokalna decyduje o naszej ofercie. Nie musimy tworzyć całej zawartości sami.

To chyba także tanie rozwiązanie?

W tym właśnie rzecz! Nie działamy w bardzo kosztownym biznesie rozwijania technologii sieciowych. Owszem inwestujemy, ale koncentrując się na dokonywaniu analiz i agregacji zasobów. Nie zatrudniamy natomiast nikogo, kto całymi dniami siedziałby przy klawiaturze uzupełniając serwisy. To zadanie naszych partnerów.

Czy nie sądzi Pan, że narzędzia używane do przeszukiwania zasobów sieci zostaną zintegrowane z systemami operacyjnym, tak jak kiedyś sterowniki pamięci zostały z MS Windows?

To bardzo dobre pytanie, ale nie do końca można na nie precyzyjnie odpowiedzieć. Oczywiście, jeśli mówimy o tego typu tworach jako o narzędziach, to można je integrować z systemami operacyjnymi. Pewnego dnia Microsoft lub inna firma (a znowu żadna nie ma aż tak liczącego się systemu operacyjnego) zaopatrzy swój system w narzędzie do przeszukiwania zasobów sieciowych. My idziemy w innym kierunku - wchodzimy w świat mediów. Media nie mogą być traktowane wyłącznie jako towar. Wystarczy pomyśleć o gazetach. Time, Newsweek, US News&World Report - podają zbliżone wiadomości. Towar niby ten sam, ale czytelnicy mają zaufanie do konkretnego tytułu, utożsamiają się z nim. Może chodzi tu o punkt widzenia wydawcy, może o styl, może o opakowanie. W tym sensie na rynku mediów jest miejsce dla wielu graczy. To trudne zadanie wyprzeć z rynku znany tytuł. Nasza przyszłość to media. Chcemy być firmą znaną, wszechobecną w Internecie, zwiększać ilość oferowanych zasobów, powiększać sieć dystrybucji. Im bardziej będziemy niezależni, tym trudniej będzie konkurencji wyprzeć nas z rynku.

Być może powinniśmy podziękować Netscape'owi. Microsoft zużywa obecnie większość energii na wyparcie tej firmy z rynku. Wydaje się być daleko w tyle jeśli chodzi o serwery. Sądzę, że właśnie serwery będą przynosiły największe zyski. Teraz Microsoft chciałby zostać niekwestionowanym liderem na rynku przeglądarek. Jednak prawdziwe boje dotyczą, jak sądzę, rynku serwerów. Jeśli nawet firma Billa Gatesa jest finansowo nieporównanie silniejsza - to i tak walka nie skończyła się. Łatwo o błędy w ocenie rzeczywistej strategii Microsoftu. Czy możemy czekać dwa lata, by przekonać się, co z tego wyniknie? Myślę, że Yahoo musi podjąć ryzyko kreowania nowego modelu medium komunikacji, co okaże się ważniejsze niż kwestie narzędziowo-technologiczne. Nie chcielibyśmy się jednak stać częścią Microsoftu. To byłby koniec Yahoo.

Ale w efekcie ktoś zwycięży na rynku przeglądarek - nawet jeśli nie poświęci należytej uwagi serwerom?

Nie sądzę, by odpowiedź na to pytanie była istotna. Poza tym przeglądarki zostaną zapewne włączone do systemów operacyjnych. Trochę szkoda, pozbawi nas to bowiem możliwości wyboru przeglądarki.

Czy mógłby Pan dokładniej wyjaśnić koncepcję, w której Yahoo jest firmą działającą na rynku mediów? W jaki sposób pragniecie odróżniać się od konkurencji?

Jestem bardziej związany z wydawaniem gazet niż z technologią informatyczną. Prasa niezbyt mnie lubi, gdyż taki serwis, jak Yahoo, staje się dla niej konkurentem. Gdybyśmy dzisiaj zamrozili zasoby zawarte w naszych katalogach, to powstałby produkt, który ktoś inny mógłby umieścić w systemie operacyjnym bądź przeglądarce. Ale my stale zmieniamy zawartość tychże zasobów, a im więcej oferujemy usług, tym trudniej jest nas naśladować. Rozmiar odwiedzanych za naszym pośrednictwem zasobów dobrze obrazuje liczba ok. 10 mln dostępów codziennie do stron WWW na naszym serwerze. Możemy wykorzystać te miliony wizyt w celu dostarczenia informacji. Odpowiednio rozwinięta współpraca z dostawcami zasobów może przynieść obu stronom wyjątkowe korzyści. Jesteśmy właścicielem znaku firmowego, który znacznie nabrał na wartości.

Na zakończenie chciałbym zadać osobiste pytanie. Słyszeliśmy Pana wypowiedzi, iż podczas studiów zabawa z Internetem była bardziej interesująca niż pisanie doktoratu. Czy teraz, w dwa lata później, rozważanie fuzji z innym przedsiębiorstwem i rozmowa o giełdzie są równie zajmujące?

Tak. Zawsze powtarzam, że życie jest teraz bardziej zabawne niż dwa lata temu. Jeszcze rok temu byłem małą cząstką w maszynie. Teraz osiągnąłem pozycję, dzięki której mogę mieć wpływ na cokolwiek. Obecnie mija czas sprzedawania wielkich idei. Patrzymy bardziej trzeźwo i zastanawiamy się, jak możemy wprowadzić je w życie. Spędzam teraz nieco czasu w Azji przekonując, że Internet może być na tym kontynencie taką siłą na rynku ogłoszeń, jaką jest w innych częściach świata telewizja. Jeśli okaże się to prawdą, to za 50 lat będę mógł powiedzieć byłem tam - nawet jeśli Yahoo nie będzie już istniało. Jest to fascynujące i bardzo twórcze. Gdy pisałem doktorat, przeszkadzało mi, że mógłbym naliczyć co najwyżej 100 osób nim zainteresowanych. Teraz jest mowa o 100 milionach ludzi. Być może nie brzmi to zbyt skromnie - ale właśnie to ekscytuje mnie najbardziej.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200