Zakomputerowane skarpetki

Informatyzacja jest słowem, które stało się ostatnio bardzo modne. Państwo zapewne często słyszą o informatyzacji tego czy owego. Podejrzewam, że niektóre firmy wydają pieniądze na zbędne monitoringi, dualne serwery, ściany ogniowe (chyba przesadziłem) czy też inne zabezpieczenia, a firma ta jest producentem skarpetek o wydajności 100 sztuk tygodniowo i zatrudnia cztery osoby. Prezes boi się być może utraty wzoru dziergania.

Informatyzacja jest słowem, które stało się ostatnio bardzo modne. Państwo zapewne często słyszą o informatyzacji tego czy owego. Podejrzewam, że niektóre firmy wydają pieniądze na zbędne monitoringi, dualne serwery, ściany ogniowe (chyba przesadziłem) czy też inne zabezpieczenia, a firma ta jest producentem skarpetek o wydajności 100 sztuk tygodniowo i zatrudnia cztery osoby. Prezes boi się być może utraty wzoru dziergania.

Ostatnio jednak napotkałem na specyficzny rodzaj informatyzacji, w tym przypadku sektora usług, a mianowicie szaletów na warszawskim Dworcu Centralnym. Sprawa wynikła przypadkowo, kiedy to jeden mężczyzna wszedł do toalety, po czym zorientował się, że nie ma przy sobie pieniędzy, a jego portfel ma żona. Usiłował więc wyjść, lecz pani w stosunkowo ostry sposób poinformowała klienta, iż już został "zakomputerowany" i nie wyjdzie, dopóki nie zapłaci za usługę, z której nie skorzystał. Co w tym momencie miał człowiek zrobić? Poprosił mnie o użyczenie 50 groszy na wykupienie samego siebie, bo w przeciwnym razie zostałby uwięziony w szalecie na dworcu w Warszawie.

Może ktoś dopatrzyłby się w tym nutki romantyzmu. Kto wie ? Niemniej zainstalowaną fotokomórkę podpiętą do komputera PC, liczącą ile osób weszło do szaletu, uważam za totalny zbytek. Mało że podważa się rzetelność pracowników, to jeszcze naraża ludzi na nieprzyjemności. Zakładając, że mężczyzna ten zostałby nieodpłatnie wypuszczony, bilans dzienny nie zgadzałby się, pani zostałaby posądzona o malwersacje i musiałaby dołożyć z własnej kieszeni, być może dostałaby jakąś karę, a być może nawet zostałaby zwolniona z pracy. Na dodatek zostałaby odprawiona z papierem, gdzie byłoby napisane - PRZESTĘPCA FINANSOWY !!!

Nigdzie na świecie nie spotkałem się z czymś takim, a zapewne dlatego, że w żadnym normalnym kraju nie pobiera się opłat za toalety (proszę nie zrozumieć czasami, że Polskę uważam za kraj nienormalny, ale nie jest on bynajmniej całkiem normalny). Jak sądzę, by wejść do Unii Europejskiej, Polska będzie musiała spełnić wszystkie warunki, tak prawne, jak i te niepisane, więc w ten sposób, gdy toalety będą bezpłatne, działające tam systemy będą mogły służyć jako doskonałe źródła tak lubianych za okresu "pojęcia globalnego" statystyk. Być może w roczniku statystycznym zostanie zamieszczona pozycja: LICZBA KLIENTÓW W BEZPŁATNEJ TOALECIE NA DWORCU CENTRALNYM W WARSZAWIE.

Informatyzacja innych instytucji też ponosi za sobą wielkie skutki. Kiedy to 22 sierpnia miał się ujawnić wirus pt. Hare Krishna, media skutecznie, skromnie mówiąc, posiały popłoch. W sklepie, robiąc zakupu, usłyszałem, że szef kazał poodłączać wszystkie terminale kasowe od sieci - paranoja! Gdyby miały być zainfekowane, to już dawno zostały. Problem polega na tym, iż informatyzacja dotyczy tylko instytucji, a rzadko personelu i niestety później są takie efekty. Natomiast jeżeli już jest, to tak wąsko ukierunkowana, że zdarza się, iż instruktorzy mówią, by tego klawisza nie przyciskać, bo wszystkie dane ulegną zniszczeniu, tego pokrętła nie ruszać, bo monitor wybuchnie, a nie używać klawiatury mokrymi rękoma, bo "widzi pani, między tymi klawiszkami płynie 380 V".

Hipoteza druga, z której wynika oczywista konkluzja. Jest 22 sierpnia i w zakładzie produkującym wyżej wspomniane skarpetki ujawnia się Krishna. Teraz szef prowadzi dochodzenie, kto ZARAZIŁ system? Oprogramowanie legalne, wymiany informacji nie ma. Skąd? Okazuje się, że syn pani Zosi przynosił dyskietki i kształcił swoje zdolności poznawcze i manualne, upajając się dla przykładu pospolitą teraz grą Mortal Kombat. Szef oczywiście o niczym nie wiedział. Sprawa wyszła na jaw, bo ta oraz inne gry są na twardym dysku pani Zosi. W zawrotnym tempie pani Zosia traci pracę z papierami, w których jest adnotacja - SZPIEG PRZEMYSŁOWY INFEKUJĄCY SYSTEMY !

Od znajomego, z jednego z BRIR-ów, wiem, że wirusy najczęściej pojawiają się latem, a przyczyną tego najprawdopodobniej są wizyty latorośli zapraszanej przez mamy do banków, by sobie dzieci pograły.

Zastanawiacie się Państwo zapewne, do czego zmierzam. Przecież pierwsza część o skarpetkach zaprzecza drugiej. Tu mówię, by rezygnować z zabezpieczeń, a tu, by je wprowadzać. Tu mówię, że informatyzacja toalet prowadzi do utraty pracy, a tu, że brak "informatyzacji" personelu i nieuzmysłowienie mu, do czego mogą doprowadzić ich dziwne pomysły rodzicielskie, przynoszą ten sam efekt. Chodzi mi mianowicie o to, iż te dwie historie, doprowadzają do jednego wniosku, że nie można niczego globalizować, czyli że teraz, ponieważ wszędzie piszą, by się informatyzować, to nasze skarpetki też muszą być nowoczesne, lub też naszej fabryki samochodów nie informatyzujemy, bo w toalecie na Dworcu Centralnym to nie sprawdziło się. A czasami możemy zaobserwować niestety takie dziwne schematy.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200