Śruba

Każdy, kto chociaż raz zmierzył się ze śrubą, która długo tkwiła w miejscu szczególnie narażonym na korozję, wie, że jej odkręcenie to operacja trudna i ryzykowna

Każdy, kto chociaż raz zmierzył się ze śrubą, która długo tkwiła w miejscu szczególnie narażonym na korozję, wie, że jej odkręcenie to operacja trudna i ryzykowna.

Stopień trudności może jeszcze powiększyć niełatwy dostęp do śruby, a ceną ryzyka bywa ukręcenie zamiast odkręcenia. Pół biedy gdy jest to śruba z nakrętką, którą, w razie katastrofy, można względnie łatwo zastąpić inną (o ile nie jest to śruba specjalna, np. z drobnym gwintem). Gdy jednak ukręci się śruba ślepo tkwiąca w jakimś otworze, sprawa może być bardzo poważna.

Dlatego śmieszą mnie telewizyjne próby sprzedawania uniwersalnych kluczy, które - co każdy może na ekranie zobaczyć - odkręcą każdą, nawet najbardziej zardzewiałą śrubę, bez względu na jej wielkość i trudność dostępu. Prawdziwe jest tam tylko jedno: próżno szukać takiego klucza w sklepach z narzędziami. Próżno, bo w sklepach takich kupują głównie fachowcy i na coś takiego nawet nie spojrzą.

Byłem ostatnio na kilku konferencjach (których, każdego roku po wakacjach zawsze jest sporo, ale tegoroczny urodzaj zmusza już do bardzo poważnej selekcji). Imprezy tego rodzaju, bez względu na szczegółowy temat, od lat, a właściwie od zawsze, cechują się tym, że samoczynnie dzielą się na kilka wątków tematycznych, a oficjalny program jest tylko jednym z nich.

Przy okazji uświadomiłem sobie, że pośród konferencyjnych bywalców należę do nielicznego grona dziwaków, którzy po takich spotkaniach w ogóle sięgają po przywiezione stamtąd materiały. To jednak jest wątek zdecydowanie pokonferencyjny, więc zostawmy go na inną okazję.

Na konferencjach interesujące i pouczające bywają tzw. rozmowy kuluarowe z ludźmi z branży. Jest to zarówno źródło informacji o tym, co się tu czy tam dzieje, jak i forma wymiany myśli oraz ścierania się poglądów. Może tak było zawsze, a na konferencjach tylko ostrzej to widać, że niektórzy ludzie zajmujący się informatyką próbują traktować ją jako jeszcze jeden sposób na zaklinanie trudnej rzeczywistości.

Można ich podzielić na trzy grupy. Jedna z nich wierzy, że istnieją narzędzia informatyczne, jak ten wspomniany uniwersalny klucz, których zastosowanie nie tylko ułatwi życie, ale otworzy drzwi do Sezamu samych sukcesów. Druga grupa żywi przekonanie, że wystarczającym sposobem na osiągnięcie tego samego, co w poprzednim przykładzie, celu jest zaangażowanie firmy x lub y, gdyż tylko ona... W obu przypadkach pada zazwyczaj nazwa konkretnego produktu lub przedsiębiorstwa. Trzecia zaś grupa nie gustuje ani w narzędziach, ani w firmach wdrożeniowych. Ich religią jest outsourcing. Outsourcing wszystkiego co się da, który pozwoli wreszcie otrzepać zbrukane pracą łapki i zażyć zasłużonego spokoju, bo teraz już wszystko będzie się działo samo i nie tylko będzie lepsze, ale jeszcze i tańsze.

Ponieważ odkręcałem już w życiu niejedną zażartą śrubę, której nawet kształtów nie było dobrze widać spod błota i rdzy, nie potrafię jakoś sympatyzować z którymkolwiek z wymienionych przekonań, które wzajemnie łączy tylko to, że zazwyczaj jedyną przeszkodą w realizacji każdego z nich jest nieubłagana postawa firmowej "góry". Góry, która - nie zdając sobie sprawy z tego, co bezpowrotnie traci - skąpi tych kilku milionów na sfinansowanie takiego oczywistego pomysłu.

Nie wiem, czy to już historyczna prawidłowość czy ciągle jeszcze zbieg okoliczności, ale większość głoszących tego rodzaju poglądy, to wykorzystujący konferencyjne rozmowy kuluarowe do narzekania na skąpą "górę" ludzie raczej młodzi i pracujący w dużych i bardzo dużych organizacjach.

Signum temporis?

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200