Łork-dżokej wiecznie żywy!

Nie. Taki stary to ja jeszcze nie jestem. Historyjkę tę opowiadali mi starsi koledzy z pierwszej pracy. Otóż na początku lat pięćdziesiątych przybywających rano do tejże pracy witał osobnik, którego przewrotnie można by nazwać "łork-dżokejem", a który przez fabryczne megafony rzucał odzywki w stylu: "Obywatelu w szarej kurtce. Tak - wy, wy, którzy właśnie wysiedliście z tramwaju.

Nie. Taki stary to ja jeszcze nie jestem. Historyjkę tę opowiadali mi starsi koledzy z pierwszej pracy. Otóż na początku lat pięćdziesiątych przybywających rano do tejże pracy witał osobnik, którego przewrotnie można by nazwać "łork-dżokejem", a który przez fabryczne megafony rzucał odzywki w stylu: "Obywatelu w szarej kurtce. Tak - wy, wy, którzy właśnie wysiedliście z tramwaju.

Jest za minutę szósta. Myślicie, że zdążycie na czas stanąć z współtowarzyszami pracy za warsztatem, aby w trudzie wykuwać naszą nową rzeczywistość?"

No, może trochę przesadziłem i to wykuwanie i tę rzeczywistość dodałem od siebie, ale zostało mi to z trudnego dzieciństwa: trudnego, bo nauczyłem się czytać (ale tylko drukowane), zanim poszedłem do szkoły, i lubiłem czytać na głos gazety. Trudnego, bo gdy np. czytałem (oczywiście na głos) przemówienie ministra obrony i marszałka Konstantego Rokossowskiego, wygłoszone z okazji Dnia Wojska Polskiego, Dziadek nie zdzierżył, wyrwał mi gazetę i umieścił ją na właściwym jego zdaniem miejscu, czyli na symbolicznym gwoździu. Trudnego, bo za karę zostałem, mimo niestosownego wieku, zesłany do szkoły.

Ileś tam lat później, gdy już sam byłem obywatelem i pracownikiem w szarej kurtce, metody się zmieniły. Bywali tacy szefowie, jak ci moi, którzy te sprawy ignorowali, bo i bez tego wiedzieli, ile i jak kto pracuje. Ale zdarzali się i tacy, którzy przychodzili rano wcześniej i czaili się za jakimś węgłem, by dopaść kogoś na gorącym uczynku odbijania godziny przyjścia na obcej karcie albo - co było jeszcze większą atrakcją (dla łapiącego) - złapania delikwenta, który spóźnił się o minutę, a kartę miał już dawno odbitą przez niewidzialną rękę.

Nie kwestionuję potrzeby punktualności, która jest konieczna w tysięcznych sytuacjach. Irytuje mnie, gdy, nie ze swojej winy, spóźniam się na spotkanie, zebranie czy chociażby okazję towarzyską. Równie irytuje mnie jednak i czepianie się bez sensu, z którym mieliśmy i - jak się okazuje - nadal mamy do czynienia.

Od czasu do czasu, rozmawiając tu i tam z kolegami z branży, dowiaduję się, że przedstawione historyjki wcale nie należą do przeszłości, a sytuacje takie bywają tym bardziej absurdalne, że dotyczą informatyków. Informatyków, od których w wielu instytucjach najpierw wymaga się pracy o najróżniejszych porach doby, a potem rozlicza z porannych, minutowych spóźnień. Absurdalność ta dotyczy także wielu innych niż informatyka zajęć.

W jednych firmach pracownicy, korzystając z odpowiedniego systemu, sami prowadzą swe sprawy kadrowe, w innych trwają polowania z podejrzeniem o czary.

Rzecz w tym, że coraz więcej pracy wykonuje się w domu, w podróży i w tej lub innej lokalizacji własnej firmy, przy pierwszym lepszym wolnym stanowisku. Dla wielu szefów jest to źródłem nieustannego stresu, bo nie mają pojęcia, jak sobie z tym poradzić. Tak jak przed laty, wielu z nich nie potrafi oszacować pracochłonności zlecanych zadań, sięgają więc po najprostszy miernik: jest przy biurku, a więc pracuje, spóźnia się, więc się leni... Co jednak zrobić, gdy jest poza zasięgiem wzroku?

Z zupełnie innych powodów nie jestem jednak entuzjastą wirtualnych stanowisk pracy. Wprost przeciwnie - jest to dla mnie kolejny, wyższy stopień odhumanizowania pracy, którą rozumiem znacznie szerzej niż jako mniej lub bardziej ekwiwalentną transakcję wymienną. Odhumanizowania, które nie pozwala zamieniać oderwanych poczynań jednostek w poczucie wspólnego wysiłku i - czasem - sukcesu. Lepsze to jednak niż łork-dżokej w dowolnym, współczesnym wydaniu.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200