Chciałbym i boję się

To, co publiczne, powinno być jawne - to głos zwolenników stosowania oprogramowania open source w administracji państwowej. Ale ci sami - z uwagi na bezpieczeństwo - nie zdecydowaliby się na wykorzystanie takich aplikacji w systemach o znaczeniu krytycznym. Powód? Nie powstał jeszcze rynek wsparcia rozwiązań open source.

To, co publiczne, powinno być jawne - to głos zwolenników stosowania oprogramowania open source w administracji państwowej. Ale ci sami - z uwagi na bezpieczeństwo - nie zdecydowaliby się na wykorzystanie takich aplikacji w systemach o znaczeniu krytycznym. Powód? Nie powstał jeszcze rynek wsparcia rozwiązań open source.

Informatycy z Urzędu Gminy Warszawa-Włochy po przeprowadzce do nowej siedziby stanęli przed dylematem, czy kupić licencję na pakiet biurowy Microsoft Office 2000 czy też poszukać nowego rozwiązania dla ponad 200 użytkowników. "Z doświadczenia wiemy, że wykorzystuje się nie więcej niż 10% funkcji Office. Zaproponowaliśmy zatem wdrożenie pakietu Star Office - oprogramowania typu open source. W naszej sali komputerowej odbyły się stosowne szkolenia i dzisiaj wszyscy korzystają z tego pakietu zainstalowanego na stacjach roboczych z Windows 2000" - mówi Cezary Ferenc, informatyk tej gminy. Jego zdaniem dzięki temu gmina zaoszczędziła ok. 350 tys. zł, bo tyle kosztowałaby licencja Microsoft Office.

Kolejne oszczędności wynikają z zastosowania serwerów linuxowych. Na nich działają poczta wewnętrzna i serwer Apache. Zamówiono też nowe serwery z Linuxem - bazodanowy i plików. "Gdzie tylko można, jako platformę wybieramy system Linux" - podkreśla Cezary Ferenc. Jednak zapytany, czy zdecydowałby się wykorzystywać oprogramowanie typu open source, np. w systemach księgowych, przecząco kiwa głową. "Z naszymi użytkownikami? W żadnym przypadku" - dodaje stanowczo.

Rozdwojenie jaźni

Okazuje się, że nawet najbardziej zagorzali zwolennicy open source nie zdecydowaliby się na tego typu rozwiązania w systemach krytycznych. "Gdy używałem Windows 98, zdarzało się, że pomimo otwartej tylko jednej aplikacji, procesor był zajęty prawie w 100%. Coś się działo poza moją kontrolą, mełły się jakieś procesy, nad którymi nie miałem absolutnie kontroli. W systemie Unix czy też Linux jest to niemożliwe" - opowiada płk Cezary Zalewski, dyrektor Biura Łączności i Informatyki Komendy Głównej Straży Granicznej. Z drugiej strony pułkownik nie ma pełnego zaufania do open source, chociaż Straż Graniczna z tego typu oprogramowania korzysta. "Kto mi zapewni wsparcie, jeśli zbuduję system istotny dla ochrony granic na open source, a ten okaże się wadliwy?" - zastanawia się.

To główny problem potencjalnych użytkowników oprogramowania open source i najważniejszy kontrargument producentów komercyjnych systemów. "Nie widzę oszczędności w tego typu rozwiązaniach. Tak naprawdę nie ma czegoś takiego jak bezpłatne oprogramowanie. Ktoś więc musi za to płacić" - stawia sprawę jasno Jerzy Dryndos, prezes Logotec Engineering SA. Jego zdaniem ci, którzy tworzą oprogramowanie open source, częstokroć robią to w godzinach pracy, np. administratorzy sieci w firmach.

Inwestycje IBM w tego typu oprogramowanie z jednej strony pozwalają wierzyć, że oto powstaje konkurencyjna platforma dla Windows. Z drugiej jednak open source wciąż charakteryzuje się słabą jakością dokumentacji, brakuje możliwości dotarcia do twórcy i zaplecza serwisowego. "Uważam, że tworzenie oprogramowania to biznes, nie zaś akcja dobroczynna" - deklaruje Jerzy Dryndos.

Trudno sobie wyobrazić, że producent oprogramowania prezentuje inne poglądy, dla niego bowiem rynek administracji publicznej stanowi pewne źródło dochodów. Zresztą powszechnie uważa się, że motorem rozwoju sektora IT są właśnie zlecenia z administracji publicznej. Wprowadzenie open source jako standardu w administracji, chcąc nie chcąc, prowadzi do poważnego uszczuplenia dochodów nie giganta z Redmond, lecz rodzimych firm programistycznych. Urzędnicy państwowi powinni rozstrzygnąć, czy bardziej opłacalne jest oszczędzanie na licencjach czy też zarabianie na podatkach pobieranych od firm IT. Można sobie oczywiście wyobrazić "trzecią drogę", czyli że firmy programistyczne zaangażują się w rozwój open source.

Za takim rozwiązaniem opowiadają się Patrice E. Schmitz i Sebastien Castiaux z firmy Unisys, którzy na zlecenie Komisji Europejskiej w ramach programu IDA (Interchange of Data between Administrations) opracowali studium Pooling Open Source Software określające możliwości stworzenia jednolitego oprogramowania i jego redystrybucji na potrzeby administracji krajów Unii Europejskiej. Według nich podstawą sukcesu jest zapewnienie serwisu dla wszystkich użytkowników. Takie rozwiązanie wymagałoby zmiany modelu biznesowego firm IT, które inaczej niż dotychczas czerpałyby zyski nie ze sprzedaży licencji, lecz oferowania usług dodatkowych, takich jak wdrożenia i wsparcie techniczne.

"Wierzę, że w następnych wyborach - jeśli zostaniemy wybrani na wykonawcę oprogramowania - udostępnimy kod źródłowy naszych aplikacji" - deklaruje Tomasz Szeler z łódzkiej firmy Pixel, przygotowującej system obsługi wyborów samorządowych. Jego zdaniem wkrótce przestanie mieć znaczenie sprzedaż licencji na oprogramowanie, te - np. gminom - będzie można dostarczać za darmo lub za złotówkę. O wiele istotniejsze będą umowy na usługi i to one zaważą na dalszym rozwoju rynku IT.

W oparach absurdu

Za sztandarowy przykład zdominowania rynku przez jeden system operacyjny uchodzi program Płatnik, który wymusza stosowanie systemu Windows, dyskryminując zwolenników innych rozwiązań. Sprawa ma głębszy wymiar. Przekonał się o tym Sergiusz Pawłowicz, któremu nawet na drodze sądowej nie udało się uzyskać informacji o sposobie szyfrowania przesyłanych informacji. Oznacza to, że nikt nie wie, czy i w jaki sposób zabezpieczone są nasze dane.

W 2001 r. niektóre urzędy skarbowe postanowiły nakładać kary za nieodprowadzenie podatku VAT od darmowych licencji na system Linux. Żeby było śmieszniej, wartość rynkową Linuxa urzędnicy ustalili według cen katalogowych Microsoftu dotyczących Windows. Na szczęście urzędy skarbowe po artykułach prasowych i interwencjach Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji wycofały się z tego pomysłu.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200