Czy musi istnieć życie poza ekranem?

Mój znakomity kolega, dr P., ma zdrowy stosunek do chorej, jak sądzę, rzeczywistości. Siedzi przeto o rzut dyskietką od superkomputera i nabiera cech człowieka przyszłości. Sam do komputera podchodziłem zawsze jak pies do jeża. Po części dlatego, że mam chory stosunek do zdrowej, jak mnie zapewniają koledzy i prasa, rzeczywistości. Toteż za każdym razem, kiedy spotykam dr. P. gruntuję odczucia i dystans, na jaki odstaję od współczesności. Oczywiście, w miarę możliwości staram się odstawaą możliwie mało. Z marnym jednak skutkiem.

Mój znakomity kolega, dr P., ma zdrowy stosunek do chorej, jak sądzę, rzeczywistości. Siedzi przeto o rzut dyskietką od superkomputera i nabiera cech człowieka przyszłości. Sam do komputera podchodziłem zawsze jak pies do jeża. Po części dlatego, że mam chory stosunek do zdrowej, jak mnie zapewniają koledzy i prasa, rzeczywistości. Toteż za każdym razem, kiedy spotykam dr. P. gruntuję odczucia i dystans, na jaki odstaję od współczesności. Oczywiście, w miarę możliwości staram się odstawaą możliwie mało. Z marnym jednak skutkiem.

Zawsze mi się wydawało, że człowiekowi do przeżycia niezbędne jest nieco wody zdatnej do picia, trochę jadła ipowietrze, którym można oddychaą. Rozwój cywilizacji spycha jednak te trzy życiodajne czynniki na samo dno potrzeb tak, że częśą ludzi wydaje się nie byą przekonana o ich istotności. Wyparte poza nawias oczywistości funkcjonują jako elementy fizjologiczne najniższego rzędu. W opuszczone miejsce tzw. postęp, nauka i technologia wprowadzają inne elementy, o których sądzi się coraz powszechniej, iż są do życia niezbędne.

Takim koniecznym elementem życia ucywilizowanego jest np. samochód. Ileż to razy tzw. powracający przekonywalitubylców, że "życie w Ameryce bez samochodu nie jest możliwe".

Koniec XX wieku oferuje inną dominantę ludzkiej egzystencji - komputer. To już nie jest nawet modyfikacja, to jest Life on the Screen (życie na ekranie) jak twierdzi tytuł książki autorstwa pani Sherry Turkle z MIT. Pani Turkle jest jedną znajznamienitszych antropologów cyberprzestrzeni (anthropologists of cyberspace), czyli fachowcem od czegoś, co 20 lat temu mogłoby spodobaą się Lemowi, ale dla większości ludzi byłoby tylko zabawną lub dziwaczną grą słów.

W wywiadzie dla New Scientist (z dn. 27 kwietnia 1996) pani Turkle opowiadając o swojej książce położyła wielki nacisk na pewną scenę z jej życia. Siedząc kiedyś koło 13-letniego Tima i grając z chłopcem w SimLife (gra w kreowanie ekosystemów) doczekała się na ekranie komunikatu "Twój orgot jest właśnie pożerany". "Cóż to jest orgot?" - zapytała Tima, bez wątpienia osobę bardziej rozgarniętą w tej sytuacji. "Nieważne - odparło dziecko - ta informacja nie jest ci potrzebna, żeby graą dalej". Pytałem mojego syna, 12-latka, który już też przeżył niejedną grę komputerową, czy taka reakcja jest normalna. Najzupełniej. Natomiast w zdrewniałych umysłach belferskich zostaje zasiane ziarenko niepokoju - "Nie wiem, co to jest orgot?!". Podobnie u pani Turkle. Szukała, szukała i w końcu znalazła: "orgot jest pewnym rodzajem organizmu". Ta para-definicja i tak niczego nie wyjaśnia. Podejście Tima było powierzchowne czyli prawidłowe. Albo na odwrót. W każdym razie - przyszłościowe.

Ludzi pociąga Nieodgadnięte i Nieogarnione. Z braku czegoś inteligentniejszego życie naszych przodków zdominowane było przez religię. Cały czas trwały jednak poszukiwania czegoś bliższego ciału i umysłowi. Astrologia i odczytywanie losów z gwiazd są znakomitym przykładem. Wiek XX stworzył coś jeszcze bardziej pociągającego - psychoanalizę. Wszak ani dawne czasy, w których bogowie i prorocy nieskrępowanie hasali po ziemi, ani odległe gwiazdy nie zapewnią ci takiego Nieodgadniętego, jak twoja własna podświadomośą. Zwłaszcza jeśli miałeś szczęście mieą szykowną mamusię o bogatym życiu emocjonalnym oraz ostre, religijne wychowaniezapewniające stosowną liczbę "wyparą". I do tego też pije pani Turkle we wspomianym wywiadzie przypominając, że kończy książkę Life on the Screen przywołaniem jeszcze raz prawdy, iż żyjemy w wieku Freuda. Więcej nawet - twierdzi ona, że następuje przesunięcie z "kultury psychoanalitycznej" do "kultury komputerowej".

Relacje ludzi z komputerami są niezwykle silne. Przynajmniej jednostronnie. Zauważyłem to już przy pierwszych ZX. Ludzie, u których obserwowałem największe "ciągoty" komputerowe, byli bądź religijni, bądź poderotyzowani. Jako osobnik złośliwy świadomie kładłem tę opinię na karb swojej kąśliwości. Toteż bardzo się ucieszyłem czytając, jak {/it one of the leading anthropologists of cyberspace} wspomina: "Kiedy wylądowałam w MIT w 1976 roku po paru dniach najbardziej uderzyły mnie dwie rzeczy. Po pierwsze, że moi studenci mieli niezwykle silny, niemal erotyczny stosunek do komputerów (...). A po drugie, że w sytuacjach, w których do określenia pewnych czynności ja użyłabym języka psychoanalizy, oni używali zwrotów komputerowych. To było fascynujące, jak do teraz sądzę, słyszeć: <<Nie przerywaj mi, muszę wyczyścić sobie bufor>> (...)."

W latach 80. uczono ludzi przede wszystkim o komputerach, teraz już trudno się połapaą w nawale wiedzy jak ich używaą - nie ma czasu ma uczenie, co to jest orgot. Te silne emocje towarzyszące komputerom, to pociągające Nieodgadnione wróży, że komputer stanie się kolejnym elementem życia, konkurującym z wodą, pożywieniem i powietrzem. I dobrze.

Samochód dał człowiekowi poczucie siły i panowania nad przestrzenią. Dwa-trzy centymetry przesunięcia pedału gazu i kilkaset kilogramów żelastwa przespiesza pod nami zadając szyku i zadając cios przyrodzie. Codziennie miliony samochodów toczą się po powierzchni Ziemi wyrzucając do biosfery setki tysięcy ton niedopalonych węglowodorów, dwutlenku węgla, tlenków azotu itp. Wszystko na pohybel żywemu i wszystko po to, aby, między innymi, wyprodukowaą kolejne miliony samochodów, które wspomogą produkcję... itd. itp.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200