Z Esther Dyson, honorowym gościem II Forum Teleinformatyki, rozmawia Przemysław Gamdzyk

Czy Internet nie jest dla nas - Polaków - w jakiejś mierze straconą szansą? Ani nie powstało w Polsce coś takiego jak serwer Yahoo!, ani jakikolwiek inny znaczący element internetowej technologii. Idziemy wyłącznie po wytyczonych śladach, korzystając z gotowych rozwiązań.

To nie kraje, a firmy współzawodniczą ze sobą w Internecie. W sieci nie można do końca identyfikować się ze swoim krajem. Ważniejsze jest to, co robi tam firma, w której się pracuje.

90% osób aktywnych na informatycznym rynku to mężczyźni. I większość z nich uważa, że to porażka, iż nie mogą zostać Billem Gatesem. To niebezpieczna obsesja. Nie trzeba być od razu światowym liderem. Należy za to szukać własnej drogi. Wy możecie przecież rozwijać polską zawartość informacyjną dostępną w Internecie. Jeśli chodzi zaś o technologie, to np. tak potrzebne nowe rozwiązania filtrowania i wyszukiwania informacji zostawiają ogromne pole do popisu. Można też tworzyć serwisy, które pełnią takie funkcje.

Inwestuję w Polskę OnLine - firmę na waszym rynku informatycznym dość unikatową, koncentrującą się bowiem na tworzenie internetowych serwisów informacyjnych. Firma ta cały czas rośnie. Kiedy przyniesie jakieś dochody? Może już za dwa lata.

Jest Pani przewodniczącą Electronic Frontier Foundation (EFF) - organizacji zajmującej się ochroną swobód obywatelskich w cyberprzestrzeni. Zapewne wkrótce przyjdzie nam się zmierzyć z problemami, z którymi dzisiaj borykacie się w Stanach Zjednoczonych - takimi jak cenzura obyczajowa w sieci czy prawny zakaz stosowania kryptografii. Jak możemy się do tego przygotować?

Ostatnią rzeczą jaka byłaby wam potrzebna, to gromada Amerykanów pouczających was, co macie robić. Ja też nie chcę tego robić, bo uważam, że byłoby to zachowanie aroganckie. Mogę co najwyżej przedstawiać nasze doświadczenia. Musicie stworzyć własne rozwiązania i sami spierać się na tym polu ze swoim rządem. A do członkostwa w EFF oczywiście gorąco zapraszam.