Złodzieje komputerów

Prawie pół wieku temu nakręcono sztandarowe dzieło włoskiego neorealizmu, czyli film ''Złodzieje rowerów'' Vittorio De Sici. Nasza telewizja niedawno go po raz n-ty pokazała. Tak, to arcydzieło się nie zestarzało. Tyle, że współczesny złodziej rowerów raczej nie tknie, prędzej zainteresują go komputery.

Prawie pół wieku temu nakręcono sztandarowe dzieło włoskiego neorealizmu, czyli film ''Złodzieje rowerów'' Vittorio De Sici. Nasza telewizja niedawno go po raz n-ty pokazała. Tak, to arcydzieło się nie zestarzało. Tyle, że współczesny złodziej rowerów raczej nie tknie, prędzej zainteresują go komputery.

Tak się złożyło, że wśród znajomych i zaprzyjaźnionych firm w ostatnim okresie nasiliła się fala kradzieży sprzętu, nie tylko komputerów, lecz także skanerów, drukarek, dysków zewnętrznych, nawet klawiatur. Procedura zawsze jest podobna. Ktoś w tłumie klientów odwiedza firmę, prawdopodobnie dobrze obserwuje zainstalowane stanowiska, a potem znajduje chętnego na tanią komputeryzację. Włamanie do sklepu jest dokonywane przez szybę, czasami z użyciem ciężarówki (tłuczenie szyby zabezpieczonej folią antywłamaniową). Do biur włamuje się po przecięciu krat i wyważeniu zamków, czasami przez parterowe lub sufitowe okno. W jednym z przypadków musiano skorzystać z pomocy dziecka, gdyż dziura w kratach nie przepuściłaby dorosłego.

Kradzieże są z pewnością nadawane, gdyż nigdy nie giną papierowe dokumenty, pieniądze (sic!), nawet gorsze urządzenia. Porządek, w jakim wynoszone są przedmioty, też wskazuje na pełen profesjonalizm złodziei. Jeśli mają mało czasu, to zawsze przede wszystkim biorą jednostki centralne, potem dopiero monitory, drukarki, dyski. Z reguły klawiatury i myszy giną na końcu. Natomiast komputery przenośne znikają nawet w czasie zwykłych godzin pracy - można je przecież schować do teczki.

Na nic alarmy, także z radiowym powiadamianiem załogi ochroniarzy, bo złodzieje wiedzą, że od wezwania do przyjazdu mają parę minut. Można zresztą nękać pilnujących przez organizowanie fałszywych alarmów. Jest to proste, bo mocniejsze uderzenie kamieniem w szybę zwykle wyzwala czujniki. Cóż z tego że ochrona przyjedzie, jeśli ochroniarze i tak nie mogą aresztować faceta uciekającego z komputerem w ręku. Nie mają takiego prawa, gdyż naruszaliby nietykalność cielesną obywatela... Nim przyjedzie policja złodziej spokojnie oddali się, czasami zresztą pozostanie na miejscu przestępstwa, by obserwować czas reakcji i sposoby ochrony. A potem powtórzy włamanie.

Osoby pilnujące biura, a zamykane w nim na noc, także nie gwarantują bezpieczeństwa, bo mogą po prostu zostać sterroryzowane i związane. Nikt zdrowy na umyśle nie będzie narażał życia dla paru pudełek. Choć pudełka takie mogą być bardzo drogie. Niedawno znajomy ocenił, że odkupienie sprzętu ukradzionego w czasie niespełna dziesięciu minut (potem złodzieje zostali spłoszeni przez okolicznych mieszkańców, gdyż rzecz działa się w kamienicy) może przekroczyć kwotę 25,000 PLN. Nie licząc oczywiście strat danych, w szczególności baz klientów, których odtworzenie z dokumentów papierowych może potrwać nawet parę miesięcy.

A cóż na to nasze państwo? Ano tak samo reaguje, jak na kradzież oprogramowania: po prostu nic nie robi! Jeśli raz w majestacie prawa dopuszczono do usankcjonowania kradzieży własności prywatnej, to niby dlaczego państwo miałoby się przejmować kolejnymi kradzieżami? Owszem, w urzędach państwowych także giną komputery, lecz na ogół są one przestarzałe i niezbyt interesujące dla złodziei. Po co martwić się problemem obywateli? Policja narzeka na brak kadry, sprzętu i pieniędzy na normalne działania. Złapanie przestępcy udaje się tylko od wielkiego dzwonu. Podobno tylko 2/3 sprawców morderstw jest odszukiwane, a mniej niż 50% procent sprawców kradzieży udaje się aresztować.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200