Miejsca w piekle

Oczyma wyobraźni widzę to miejsce. W szczelnie odizolowanym pokoju bez okien siedzi przed komputerami kilkanaście osób. Każda z nich w przeglądarkę wpisuje frazy oznaczające różne zakazane towary i czynności (np. "domowe wytwarzanie narkotyków") albo po prostu słowa wulgarne, a potem przegląda, przegląda i jeszcze raz przegląda.

Oczyma wyobraźni widzę to miejsce. W szczelnie odizolowanym pokoju bez okien siedzi przed komputerami kilkanaście osób. Każda z nich w przeglądarkę wpisuje frazy oznaczające różne zakazane towary i czynności (np. "domowe wytwarzanie narkotyków") albo po prostu słowa wulgarne, a potem przegląda, przegląda i jeszcze raz przegląda.

Patrzą na pojawiające się na ekranie emblematy organizacji neonazistowskich i terrorystycznych, oglądają zdjęcia ludzi oddających się najbardziej wyuzdanym uciechom cielesnym, wgłębiają się w treść witryn propagujących przemoc, czytają o narkotykach, alkoholu i broni. Nurzają się w ciemnej stronie cyberprzestrzeni z pełnym zaangażowaniem - szybko, szybciej, bez wytchnienia, bez opamiętania, byle więcej, byle mocniej. I kto wie, może nawet nad drzwiami tego pomieszczenia widnieje napis z Boskiej komedii Dantego: Lasciate ogni speranza voi ch'entrate.

Czyżby było to piekło internautów? Czyżby tam właśnie po śmierci trafiali ci niegodziwi ludzie, którzy w Internecie umieszczają niedobre rzeczy? Nie, takie miejsce jest na ziemi, a pewnie nawet jest

ich kilka. Półtora roku temu na zaproszenie firmy Symantec gościłem w jej siedzibie w Cupertino w Kalifornii. Podczas spotkania z szefową marketingu zapytaliśmy, w jaki sposób powstaje lista stron zakazanych, będąca częścią tzw. filtru rodzinnego w produkcie Norton Internet Security. Odpowiedziano nam, że większość to treści ręcznie umieszczane w bazie przez sztab ludzi, którzy siedzą cały dzień, przeglądają treści w Internecie i klasyfikują je do jednej z kilkunastu kategorii. Potem każdy w domu może odciąć dostęp do każdej z tych kategorii. Oprócz Norton Internet Security podobną funkcję spełniają produkty firm NetNanny i CyberPatrol. W każdej z nich jest zapewne taki ciemny pokój, gdzie ludzie na okrągło oglądają zakazane treści. Brr, nie chciałbym się tam znaleźć...

Siostra Faustyna Kowalska, której postać przypomniał nam ostatnio Papież, mówiła, że jeżeli Pan Bóg chce wskazać człowiekowi, że jego pragnienia są grzeszne, daje mu sygnał. Jeżeli ktoś z pragnień tych nie rezygnuje, dobry Pan Bóg robi rzecz znacznie bardziej dotkliwą: spełnia pragnienie grzesznika. Chciałbym, aby piekło internetowych grzeszników wyglądało jak miejsce klasyfikacji treści w firmach produkujących filtry rodzinne. Żeby ktoś, komu życie upłynęło na tworzeniu internetowych jaskiń hazardu, musiał w piekle siedzieć przed komputerem, tak jak specjalista z Symanteca, drżącymi rękami szukając nowych stołów do wirtualnej ruletki i raz za razem przepuszczać przy nich swoje pieniądze - i za każdym razem od nowa przeżywać całe poniżenie, które hazard ściąga na ludzi. Aby ktoś, kto buduje strony z coraz wymyślniej fotografowanych intymnych detali, musiał całe dnie odwiedzać takie serwery - aż nie będzie mógł spojrzeć na płeć przeciwną. A człowiek, który w Internecie głosi pogardę dla innych za ich inność, musiał całe dnie czytać te wersy, ale w formie odnoszącej się do niego samego i jego bliskich.

Ale miejsce szczególne w internetowym piekle zarezerwowałbym dla rodziców. Tak, tak - właśnie dla rodziców. Tych, którzy kupują filtr rodzinny i uważają, że sprawę kontroli treści docierających do ich latorośli mają z głowy, po czym spokojnie zasiadają przed telewizorem, na dodatek mając głębokie poczucie, że zrobili coś ważnego dla swoich bliskich.

Tylko, zważywszy na to, jak dobrze sprzedają się filtry rodzinne i jak niewiele czasu statystyczni rodzice poświęcają dzieciom, miejsca w internetowym piekle wystarczyłoby i dla nich.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200