Kopiowany copyright

Muszę przeprosić Czytelników, ale znowu posługuję się własnym przypadkiem jako ilustracją pewnej tezy. Zwracano mi uwagę, że jakoś dużo tych przypadków, sugerując, iż ja to wszystko wymyślam z niskich pobudek albo wrednego charakteru.

Muszę przeprosić Czytelników, ale znowu posługuję się własnym przypadkiem jako ilustracją pewnej tezy. Zwracano mi uwagę, że jakoś dużo tych przypadków, sugerując, iż ja to wszystko wymyślam z niskich pobudek albo wrednego charakteru.

Śpieszę więc zapewnić Państwa, że wszystkie wydarzenia opisywane przeze mnie na łamach CW wydarzyły się naprawdę, brałem w nich osobiście udział lub opowiedziano mi je z tzw. pierwszej ręki. Tym razem będzie mi łatwiej, bo każdy może sam sprawdzić, że opisane fakty są prawdziwe.

A więc po kolei. Jakieś pięć lat temu, jak się wyniosłem za morze, postanowiłem prowadzić stronę z poradami komputerowymi, w szczególności dotyczącymi komputerów Macintosh. Wiedziałem z doświadczenia, że firma Apple jest bardzo czuła na punkcie poprawnego używania swoich znaków towarowych. Zresztą nie tylko ta firma chroni się, w cywilizowanych krajach własność intelektualna jest wysoce ceniona, bo na niej zasadza się nowoczesna gospodarka. Zdawałem sobie sprawę, że pisząc o różnych programach komputerowych, za każdym prawie razem powinienem dodawać jakieś znaczki, które niestety w HTML-u są trudno dostępne. Jestem leniwy, więc zacząłem zastanawiać się jakby tu wyjść z honorem, a jednocześnie nie przepracowywać się.

Na prawie znam się słabo, głównie z obserwacji sal sądowych, na których siadałem po lewej stronie. Bynajmniej nie miałem ochoty znaleźć się po stronie przeciwnej, a nadużywanie cudzych znaków, szczególnie w niepoprawnych formach, mogło mnie tam zaprowadzić. Życie nauczyło mnie, że jak coś boli, to trzeba do lekarza, jak coś na sumieniu uwiera, to do księdza, a jak grozi paragraf, to do adwokata. Znajomy mecenas przyjacielską ręką napisał dwa zdania, które powinny zabezpieczyć przed pieniaczami. Umieściłem je na Drugiej Stroniehttp://www.apple.com.pl/kuba/ na samym dole i tkwią tam do dziś: "Wszystkie znaki towarowe i handlowe, wymienione na tych stronach, stanowią własność odpowiednich firm i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych, przy pełnym poszanowaniu praw wynikających z zarejestrowania tych znaków. Autor niniejszych stron wyraża nadzieję, że przysługujące mu prawa będą analogicznie szanowane przez zainteresowane osoby".

Jak widać tekst jest osobisty i raczej mało prawniczy w swojej wymowie, szczególnie drugie zdanie. Prawdopodobnie był dobry, bo odpukując w niemalowane drzewo, do dziś nikt mnie nie pozwał o nieuprawnione użycie znaków towarowych. Oczywiście do głowy mi nie przyszło zastrzegać go, bo w polskim prawie każdy utwór, który został ustalony, jest już chroniony. A jakież może być lepsze ustalenie utworu niż opublikowanie go na sieci?

Tymczasem niedawno szperając po makowych stronach, znalazłem tekst, który poza dodaniem kilku słów (zresztą bez sensu) jest dokładną kopią mego zastrzeżenia:

"Wszystkie znaki towarowe i handlowe, wymienione na tych stronach, oraz zdjęcia i ilustracje produktów stanowią własność odpowiednich firm i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych, przy pełnym poszanowaniu praw wynikających z zarejestrowania tych znaków i własności. Wyrażamy nadzieję, że przysługujące nam prawa będą w podobny sposób szanowane przez zainteresowane osoby".

Proszę zajrzeć na stronęhttp://www.jabluszko.com/, a sami Państwo zobaczą, że nic nie wymyśliłem. Jest jednak różnica. Otóż po skopiowanym tekście dodano: "(c) Copyright Piotr Ciupiński 2002". Nasuwa mi się kilka nieciekawych myśli. Po pierwsze, w Polsce wszystko można ukraść i zdaje się, że nikogo to już nie dziwi. Ciekaw też jestem, jak długo taka zabawa będzie jeszcze trwała. Bo że będzie, to nie mam wątpliwości. Tylko beze mnie.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200