Zakurzony fortepian informatyka

Mówi się, że młodzi ludzie, którzy dziś wchodzą na rynek pracy, będą zmieniali zajęcie średnio co najmniej trzy razy przed pójściem na emeryturę, o ile w ogóle będą mieli jakąś pracę w zawodzie. Nawet w moim pokoleniu pięćdziesięciolatków, jak się dobrze zastanowić i odrzucić zawody miłosne, to też mieliśmy kilka profesji. Przykładowo, Państwa felietonista uczył, badał, pisał, sprzedawał, a nawet robił ogonki i kuł, że nie wspomnę o zarządzaniu, choć rządzeniem jak dotąd nie parałem się. I dobrze, bo bym mógł sobie ubrudzić ręce oraz duszę.

Mówi się, że młodzi ludzie, którzy dziś wchodzą na rynek pracy, będą zmieniali zajęcie średnio co najmniej trzy razy przed pójściem na emeryturę, o ile w ogóle będą mieli jakąś pracę w zawodzie. Nawet w moim pokoleniu pięćdziesięciolatków, jak się dobrze zastanowić i odrzucić zawody miłosne, to też mieliśmy kilka profesji. Przykładowo, Państwa felietonista uczył, badał, pisał, sprzedawał, a nawet robił ogonki i kuł, że nie wspomnę o zarządzaniu, choć rządzeniem jak dotąd nie parałem się. I dobrze, bo bym mógł sobie ubrudzić ręce oraz duszę.

Perspektywa ciągłej konieczności douczania się i przestawiania na nowe tory życia nie powinna być czymś przerażającym dla osób z branży komputerowej. Przecież Internetu nie było dziesięć lat temu, podobnie jak trzy lata temu nie było sieci bezprzewodowych, a jutro, no, może za rok, będziemy pracowali nad udoskonalaniem usług, których nawet jeszcze nie zdefiniowano. Dzisiejszy student wydziału informatyki może być pewny, że nim skończy studia, to pojawią się nowe systemy operacyjne, nowe i lepsze wersje oprogramowania użytkowego, nowe zastosowania starych pomysłów. Za kilka lat w naszej branży wszystko będzie inne. W jakimś sensie jest to ciągłe wyzwanie do wyścigu, jakże inne od atmosfery np. w szkołach artystycznych.

W młodości często chodziłem na skwerek przy akademii muzycznej i słuchałem kakofonii prób na różnych instrumentach, dobiegającej z otwartych okien. W tej szkole nic się nie zmieniło przez ostatnie trzydzieści lat. Ktoś katował klawiaturę, smyczek albo pałeczki i dziś jego młodsi koledzy też katują. Tak samo męczą się dziś puzoniści, skrzypkowie i klarneciści, że nie wspomnę o śpiewakach, którzy usiłują wydobyć wysokie C dokładnie tak samo jak to robił Jan Kiepura. No, może trochę przesadziłem z tym brakiem zmian, bo w szkole przy Okólniku przez te lata pojawiły się komputery i one to właśnie zmieniły szacowne mury. Dziś kompozytor nowoczesnej muzyki pewniej więcej myśli o samplowaniu niż o piórze, którym zapisuje partyturę. Zresztą zawód kopisty nut, kiedyś ekskluzywny, dziś właściwie też przestał istnieć, bo na komputerze da się nuty pisać szybciej, porządniej i można je poprawiać do woli, nim się przeleje na papier.

Z powyższych obserwacji wynikałoby, że nie zmieniły się zawody, w których dotąd nie zastosowano komputerów, a w każdym razie nawet jeśli je zastosowano, to tylko w roli pomocniczej. Widać to zresztą dobrze w naszym najbliższym otoczeniu. O ile ten felieton piszę i przesyłam do redakcji w technologii, która nie byłaby zrozumiała dla kogoś przeniesionego w czasie o lat pięćdziesiąt, o tyle za chwilę wezmę się do sprzątania kurzu spod komputera miotłą, która byłaby jedynym znajomym sprzętem w moim domu dla kogoś z dziewiętnastego wieku. Ba, pewnie nawet mój prapradziadek nie zdziwiłby się na widok dłut i młotka, których używam do kucia w kamieniu, ale w żaden sposób nie byłby w stanie pojąć, jak to się dzieje, że jego ruchomy portret pojawia się na ekranie i do tego jeszcze gada sam z siebie.

Tak więc jeśli Państwa potomkowie chcą mieć spokój zawodowy, niech uczą się czegoś staroświeckiego. Odkurzanie fortepianów będzie zawsze potrzebne, a kiedyś może się okazać zawodem znacznie lepiej płatnym niż pisanie oprogramowania.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200