W poszukiwaniu wspólnego języka

Wraz z powszechnym rozwojem zastosowań informatyki różnica pomiędzy lukratywnymi ośrodkami obliczeniowymi a zwykłymi użytkownikami zaczęła gwałtownie topnieć.

Wraz z powszechnym rozwojem zastosowań informatyki różnica pomiędzy lukratywnymi ośrodkami obliczeniowymi a zwykłymi użytkownikami zaczęła gwałtownie topnieć.

Mikrotechnologia pozwoliła na dostęp wprost z biurka do najnowocześniejszych zdobyczy informatyki. Pracownik dowolnej specjalizacji stał się bezpośrednim użytkownikiem komputera, a przybliżenie to w dużym stopniu ośmieliło go do wyrażania opinii oraz stawiania wymagań dla wykorzystywanych narzędzi informatycznych. Nastąpiło zetknięcie, a nawet przeniknięcie dwóch różnych światów: informatyków oraz odbiorców usług. Ci pierwsi przestali być postrzegani, jak przybysze z obcej planety i okazali się takimi samymi ludźmi, jak reszta personelu. Może wydawać się dzisiaj dziwne, ale - jak mnie pamięć nie myli - dwadzieścia lat temu nie istniał jeszcze oficjalnie taki zawód jak informatyk. Było to związane z obecnością tej dziedziny wiedzy tylko w ośrodkach obliczeniowych, w których obowiązywał jedynie specjalistyczny podział wśród zawodów informatycznych. Dopiero popularyzacja komputeryzacji wprowadziła do naszego życia określenie człowieka parającego się bliżej nie sprecyzowanym zakresem obowiązków z dziedziny informatyki.

Mnogość specjalizacji

Określanie kogoś informatykiem jest tak samo ogólne, jak nazwanie kogoś lekarzem. I nic w tym dziwnego, skoro liczba specjalizacji informatycznych zaczyna dorównywać specjalizacjom medycznym. Oczywiście, mowa o specjalizacjach nie związanych tylko i wyłącznie z obsługą zewnętrzną systemu, jak nadzór eksploatacyjny czy instalacja oprogramowania, co wymaga nieporównywalnie mniejszego zasobu wiedzy niż np. programowanie obsługi urządzeń na poziomie fizycznym. Im trudniejsza i węższa specjalizacja, tym fachowców mniej, u podstaw czego leży nie tylko skomplikowany zakres działalności, ale przede wszystkim przesunięcie ich do firm typowo specjalistycznych, nie parających się eksploatacją systemów, a ich konstrukcją. Jest rzeczą naturalną, że mniej musi być konstruktorów narzędzi niż producentów korzystających z tych narzędzi dla wytworzenia produktu końcowego. Z kolei użytkowników produktów jest znacznie więcej niż producentów, gdyż tylko ten warunek zapewnia równowagę rynkową.

Jeśli zdamy sobie sprawę z tego, ile istnieje na świecie rodzajów komputerów o różnych architekturach, z czym związane są ich listy rozkazów definiujące sposób programowej obsługi na poziomie asemblera, wówczas dojrzymy, jak ogromny zakres wiedzy leży u podstaw. Może się wydawać iż projektanci-programiści aplikacji mają lżejszą dolę, obracając się w środowisku paru języków wyższego rzędu, których implementacje w różnych typach systemów zachowują się podobnie. To prawda, z tym jednak, że projektant-programista staje się, chcąc czy nie, specjalistą merytorycznym z obsługiwanej dziedziny zastosowań i często jest to wiedza niebagatelna. I wreszcie ogromna rzesza administratorów, technologów, instalatorów i konserwatorów stanowiących właściwy frontüend dla eksploatacji systemów. Tych przedstawicieli informatyki jest najwięcej, jako że związani są oni bezpośrednio z eksploatacją, czyli użytkownikiem. Wykonując - zdawałoby się - dosyć rutynowe zadania, mają rolę o tyle niewdzięczną, że reprezentują środowisko informatyczne w zupełnie obcym otoczeniu, wśród ludzi o innej mentalności zawodowej niż oni sami.

Tak jak programista dowolnej specjalizacji, zatrudniony w firmie wytwarzającej oprogramowanie, może liczyć na znalezienie wspólnego języka zawodowego ze współpracownikami czy przełożonymi, tak np. administrator sieci komputerowej w dajmy na to hurtowni jest często narażony na niezrozumienie. Wynika to z roli oraz układu, w jakim się znajduje. Przełożeni i użytkownicy traktują informatyka zakładowego czasami jak pogotowie, co w zasadzie zgadza się z pełnioną przez niego rolą, ale często też wymagają pociągnięć stojących niemal na pograniczu magii, których nie powstydziłby się sam mistrz David Copperfield.

Szufladkowanie

O tym, jak informatyk jest postrzegany przez ludzi spoza branży, może świadczyć poniższa próba klasyfikacji.

- Dla wielu stanowi on panaceum na wszelkie komputerowe problemy, pełniąc swoistą rolę "lekarza zakładowego" w dziedzinie informatyki.

- Dla niektórych jest znowu synonimem "czarnej skrzynki" w ludzkiej postaci, czyli kogoś, komu przedstawi się problem, a on w mig go rozwiąże, tak jakby był przedłużeniem komputera.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200