Kuba - wyspa jak światło pędząca

Przeczytałem w pociągu z Warszawy do Katowic odpowiedź Kuby Tatarkiewicza na nie publikowany jeszcze drukiem artykuł wstępny z lutowego (nie marcowego, jak sam błędnie poinformowałem - o czym za chwilę) Entera. Kuba - jako anarchista - jest wyspą na oceanie uporządkowanego profesjonalizmu emanującego z Naszej Branży w ogóle, a z CW w szczególności.

Przeczytałem w pociągu z Warszawy do Katowic odpowiedź Kuby Tatarkiewicza na nie publikowany jeszcze drukiem artykuł wstępny z lutowego (nie marcowego, jak sam błędnie poinformowałem - o czym za chwilę) Entera. Kuba - jako anarchista - jest wyspą na oceanie uporządkowanego profesjonalizmu emanującego z Naszej Branży w ogóle, a z CW w szczególności.

Odpowiedź na artykuł na miesiąc przed terminem (ukazania się), przekracza prędkość światła o co najmniej 100%. Lektura artykułu nie sprawiła na mnie wstrząsającego wrażenia - nawet trzecie czytanie nie pozwoliło mi znaleźć ani treści, ani tezy - jednak pomny słów mojego majstra z praktyk robotniczych (to było za Gierka), brzmiących: "Chłopaki, k..., najważniejsza jest k... kultura" postanowiłem się jednak włączyć. Drugim powodem było to, że stałem się mimowolną przyczyną całego tego zamieszania.

A było to tak: Mamy w PTI listę dyskusyjną (żeby się na nią zapisać, należy wysłać list o treści SUBSCRIBE PTI-L pod adresem [email protected]). Delegowany przez PTI do komisji internetowej prof. Zdzisław Szyjewski składa na tej liście sprawozdania. Andrzej Horodeński, przysłuchując się dyskusjom na liście, przesłał do mojej wiadomości (poza listą) treść przyszłego wstępniaka. Uznałem, że może on zainteresować listowiczów i - po uzyskaniu zgody Autora -posłałem dalej (forwardowałem) na listę.

Zgodnie z dobrymi obyczajami, a zwłaszcza obowiązującym prawem, opatrzyłem tekst znakiem copyright. Jako działacz PRO Kuba powinien wiedzieć, że jest taki zwyczaj. No i się zaczęło. Czytelnicy listy przesłali tekst na inne listy, których czytelnicy bardzo się zdenerwowali. Profesor Szyjewski przysłał mi pytanie, które otrzymał od kogoś z innej listy: - Co ja (Fuglewicz) zrobiłem dla polskiego Internetu? Niewiele, ale czy wszyscy muszą? Zresztą zwyczaj likwidowania listonoszy przybywających z niewłaściwymi listami zanikł w ostatnich stuleciach. Znów jakimiś okrężnymi drogami dotarł do mnie tekst tego, co się ukazało w 4 nr CW, ale za to bez podpisu. Po przeczytaniu skasowałem, z myślą, że młodzi, gniewni studenci rzeczywiście sprzyjają lewicy, jak to wykazywały sondaże. Teraz wiem już, że chodziło o obrzydzenie anarchisty wobec kopyrajtów. Jedna myśl wydała mi się obiecująca: autor domniemywał, iż ukrytym celem publikacji jest chęć zawłaszczenia Internetu w niskim celu zwiększenia obrotów (a kto wie czy nie dochodów) wydawnictwa LUPUS. Jako że na koktajlach zawsze spotykamy się z redaktorem Eiderem w tym samym segmencie stołu z kanapkami, dostrzegłem w tym swoją szansę. Niestety, Zarząd LUPUSA nie potwierdził, a nawet zaprzeczył jakoby czynił jakieś knowania w tym kierunku. Postanowiłem na przyszłość staranniej dobierać towarzystwo przy stole.

Teraz przez chwilę na serio. Zabieram głos w tej sprawie z dwóch powodów. Pierwszym jest mimowolne sprawstwo całego wydarzonka. Jeśli nawet Kuba, wzorem Episkopatu, czyni Horodeńskiemu reklamę godną filmu o księdzu kochającym inaczej, to jednak forma nie bardzo mi odpowiada. Argumenty ad personam są przez erystykę uznawane za argumenty niższego rzędu i myślę, że w sprawie tak poważnej dla naszego środowiska nie powinny być stosowane. Drugim powodem jest waga sprawy. Na liście dyskusyjnej PTI znalazł się obszerny tekst redaktora Nieuważnego, dający bardzo dobre zaplecze do trwającej dyskusji o Internecie. Osobiście wolałbym widzieć tekst Nieuważnego w CW, a Tatarkiewicza na liście. Ale to tylko zdanie czytelnika, który nie rości sobie prawa do ingerencji w prace Redakcji. Myślę, że bardzo dobrze stało się, iż Wysoka Komisja pod patronatem - znanej ze zdrowego rozsądku i skuteczności działań - Pani Minister Kozłowskiej dochodzi do konstruktywnych wniosków. Jeśli można coś uporządkować, to na pewno należy w tym kierunku czynić starania. Z drugiej strony, tezy artykułu Horodeńskiego traktuję jako wyrażenie w felietonowej formie poważnych obaw, co do dalszego rozwoju Internetu. Obaw tych do końca nie podzielam, bo raz wypuszczony z butelki Dżin Internetu nie da się już do niej zagnać. Wszystko będzie jak być powinno, na tym opiera się świat (notabene - przekład Drawicza już jest, szukajcie). Nie rozumiem czemu zasygnalizowanie tych obaw wzbudziło aż taką agresję.

Tekst Kuby Tatarkiewicza świadczy o bardzo wysokim poziomie adrenaliny w chwili pisania. Jak to w Internecie wszystko się pomieszało: Lenin z McCarthym, Zatoka Świń z Osiedlem Czerwonych Świn i tak dalej. W tekście Horodeńskiego znalazłem dwa słowa, które mogły urazić autora odpowiedzi: "Lenin" i "habilitacja". Po dogłębnej analizie dostępnych mi materiałów wysunąłem hipotezę, że chodzi raczej o to drugie. Na liście członków komisji Kuba występuje jako dr hab.

Kuba! Kto jak kto, ale Ty byś miał wiedzieć, że habilitacja nie hańbi.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200