Rocznica Kongresu - słów kilka o lesie
- Andrzej Florczyk,
- 29.01.1996
Nie jestem pewny, czy to właśnie ja pierwszy powinienem odzywać się w tej sprawie, ale ponieważ jakoś nikt się do tego nie zabrał, może więc jednak ja zacznę?...
Nie jestem pewny, czy to właśnie ja pierwszy powinienem odzywać się w tej sprawie, ale ponieważ jakoś nikt się do tego nie zabrał, może więc jednak ja zacznę?...
Przygotowania zajęły ponad rok. Pan Wacław Iszkowski powziął ideę, namówił innych - powołano zespoły, zebrano opinie, napisano materiały, sformułowano tezy i zalecenia. Pierwszy Kongres Informatyki Polskiej odbył się. I tyle.
No, może jeszcze kilka miłych wspomnień o wspaniałej atmosferze twórczego myślenia zespołowego o tym, czy "Polska może się wybić na własną informatykę?"
Zabrakło w minionym roku kontynuacji; zabrakło zdarzenia, które pokazałoby, iż polskie środowisko informatyczne rok wcześniej wypracowało wielowymiarową koncepcję rozwoju teleinformatyki na naszym podwórku. Stało się tak, pomimo że kalendarz spotkań i imprez środowiskowych był nadzwyczaj bogaty - w tym lesie wyrosło wiele drzew; tak wiele, że jakoś zniknął sam las.
Dla mnie osobiście historyczne znaczenie Kongresu polegało na osiągnięciu kilku zaledwie, ale za to kluczowych celów:
Szkoda tylko, że ani zalecane jako pilne inicjatywy ustawodawcze, ani spodziewane i wyczekiwane przez organizatorów systemów informatycznych w administracji regulacje systematycznego planowania środków finansowych na rozwój teleinformatyki nie zostały wprowadzone w życie. Decyzja nowo powołanej, rządowej Rady Teleinformatyki o przyjęciu w całości programu działania na podstawie Raportu z I Kongresu została jakoś dziwnie utajniona i przeszła bez większego echa czy choćby głębszego komentarza ze strony zainteresowanych środowisk, tak przecież aktywnych w okresie przygotowań do Kongresu.
Szkoda jedynie, że Polskie Towarzystwo Informatyczne nie zdołało wyegzekwować od rządu obiecanej w listopadzie 1993 r., w Krakowie, ustami i podpisem wicepremiera Aleksandra Łuczaka, niewielkiej zresztą pomocy finansowej, potrzebnej do uruchomienia polskiej edycji instytucjonalnego nadzoru nad przebiegiem karier zawodowych w informatyce, na licencji British Computer Society. Podczas ostatniego Infofestiwalu w Krakowie zapytałem Pana Profesora Turskiego o przyczyny zatrzymania prac nad tym znakomitym projektem, przy narodzinach którego byłem obecny, jeszcze jako wysoki urzędnik rządowy. Oszczędzę Państwu słów frustracji i bezsilności Pana Profesora.
Szkoda tylko, iż kapitalny zapis strategii, będący wytworem zbiorowej pracy najlepszych umysłów polskich w teleinformatyce, ani razu nie stał się przedmiotem rzetelnej debaty ciał rządowych, ani - tym bardziej - parlamentarnych.
O mizerii usiłowań upowszechnienia idei infostrady już nie wspomnę - wystarczy pobieżna lektura CW i innych czasopism branżowych. Na razie musi nam wystarczyć przypatrywanie się powstawaniu nowego monopolu - internetowego w NASK-u (wraz z jego bezsilnością wobec utalentowanych crackerów i hackerów). Jak w tych warunkach - dyktatu technicznego i ekonomicznego monopolistów, bez skutecznych gwarancji sprawności i bezpieczeństwa - przekonać i tak już nieufnych decydentów o nieuchronności procesu powszechnej informatyzacji?
W ubiegłym roku taki zespół nie pracował, wszyscy zajęli się swoimi drzewkami. Może to i dobrze, może czas taki, że las będzie rósł sobie spokojnie bez gadania o nim?