Rocznica Kongresu - słów kilka o lesie

Nie jestem pewny, czy to właśnie ja pierwszy powinienem odzywać się w tej sprawie, ale ponieważ jakoś nikt się do tego nie zabrał, może więc jednak ja zacznę?...

Nie jestem pewny, czy to właśnie ja pierwszy powinienem odzywać się w tej sprawie, ale ponieważ jakoś nikt się do tego nie zabrał, może więc jednak ja zacznę?...

Przygotowania zajęły ponad rok. Pan Wacław Iszkowski powziął ideę, namówił innych - powołano zespoły, zebrano opinie, napisano materiały, sformułowano tezy i zalecenia. Pierwszy Kongres Informatyki Polskiej odbył się. I tyle.

No, może jeszcze kilka miłych wspomnień o wspaniałej atmosferze twórczego myślenia zespołowego o tym, czy "Polska może się wybić na własną informatykę?"

Zabrakło w minionym roku kontynuacji; zabrakło zdarzenia, które pokazałoby, iż polskie środowisko informatyczne rok wcześniej wypracowało wielowymiarową koncepcję rozwoju teleinformatyki na naszym podwórku. Stało się tak, pomimo że kalendarz spotkań i imprez środowiskowych był nadzwyczaj bogaty - w tym lesie wyrosło wiele drzew; tak wiele, że jakoś zniknął sam las.

Dla mnie osobiście historyczne znaczenie Kongresu polegało na osiągnięciu kilku zaledwie, ale za to kluczowych celów:

  • uświadomieniu nam wszystkim, że rewolucja teleinformatyczna to proces, który może być społecznie kontrolowany poprzez tworzenie wspólnie dyskutowanej i uzgadnianej wizji - po Kongresie Polska znalazła się w gronie społeczeństw, które wypracowały własny program rozwoju teleinformatyki, powiązany z realiami systemu prawnego i ekonomicznego kraju; program sięgający ambicjami poza rok 2000.

    Szkoda tylko, że ani zalecane jako pilne inicjatywy ustawodawcze, ani spodziewane i wyczekiwane przez organizatorów systemów informatycznych w administracji regulacje systematycznego planowania środków finansowych na rozwój teleinformatyki nie zostały wprowadzone w życie. Decyzja nowo powołanej, rządowej Rady Teleinformatyki o przyjęciu w całości programu działania na podstawie Raportu z I Kongresu została jakoś dziwnie utajniona i przeszła bez większego echa czy choćby głębszego komentarza ze strony zainteresowanych środowisk, tak przecież aktywnych w okresie przygotowań do Kongresu.

  • dobitnym stwierdzeniu, że palącym problemem jest stworzenie warunków do rozwoju polskich kadr informatycznych we wszystkich rozlicznych specjalnościach.

    Szkoda jedynie, że Polskie Towarzystwo Informatyczne nie zdołało wyegzekwować od rządu obiecanej w listopadzie 1993 r., w Krakowie, ustami i podpisem wicepremiera Aleksandra Łuczaka, niewielkiej zresztą pomocy finansowej, potrzebnej do uruchomienia polskiej edycji instytucjonalnego nadzoru nad przebiegiem karier zawodowych w informatyce, na licencji British Computer Society. Podczas ostatniego Infofestiwalu w Krakowie zapytałem Pana Profesora Turskiego o przyczyny zatrzymania prac nad tym znakomitym projektem, przy narodzinach którego byłem obecny, jeszcze jako wysoki urzędnik rządowy. Oszczędzę Państwu słów frustracji i bezsilności Pana Profesora.

  • wobec skali przemian technicznych w telekomunikacji uznaniu, iż nakazem dnia, wobec bliskiej perspektywy powstania społeczeństwa informacji, jest tworzenie warunków do powszechnego dostępu do środków teleinformatyki - od domów rodzinnych i szkół zaczynając, na szybkiej infostradzie ponadrządowej kończąc. Zalecenia dla sprawnego tworzenia tych warunków przewidują m.in. odpowiednią politykę podatkową i celną, zmiany w modelu kształcenia młodzieży i dorosłych, konsekwentną demonopolizację usług telekomunikacyjnych itd. Właściwie cały Raport z Kongresu to gotowy przepis na co najmniej 10-letnią, realistyczną strategię państwa, którego obywatele mają ambicje powitania XXI wieku wśród najlepiej rozwiniętych społeczności świata.

    Szkoda tylko, iż kapitalny zapis strategii, będący wytworem zbiorowej pracy najlepszych umysłów polskich w teleinformatyce, ani razu nie stał się przedmiotem rzetelnej debaty ciał rządowych, ani - tym bardziej - parlamentarnych.

    O mizerii usiłowań upowszechnienia idei infostrady już nie wspomnę - wystarczy pobieżna lektura CW i innych czasopism branżowych. Na razie musi nam wystarczyć przypatrywanie się powstawaniu nowego monopolu - internetowego w NASK-u (wraz z jego bezsilnością wobec utalentowanych crackerów i hackerów). Jak w tych warunkach - dyktatu technicznego i ekonomicznego monopolistów, bez skutecznych gwarancji sprawności i bezpieczeństwa - przekonać i tak już nieufnych decydentów o nieuchronności procesu powszechnej informatyzacji?

  • w trakcie prac nad materiałami Kongresu powstał świetny zespół ludzi potrafiących myśleć w kategoriach lasu, a nie drzew. Zespół ten, wolny od zależności od bieżących, wąsko rozumianych interesów politycznych, powinien nadal pracować. Jego zapleczem rządowym może być wreszcie ukształtowana Rada Teleinformatyki, pod warunkiem, że pozostanie także zaplecze szersze - środowiska informatycznego, firm i użytkowników, czyli to, co stanowi najcenniejszy dorobek Kongresu - metoda organizacji zbiorowego myślenia, dzięki której mogli się spotkać i efektywnie pracować przedstawiciele grup oraz instytucji społecznych o wspólnych zainteresowaniach, ale rozbieżnych interesach. Jestem pewien, iż każdy, kto był uczestnikiem tej wielkiej przygody intelektualnej, nie zapomni jej, właśnie dzięki pomysłowi Wacława Iszkowskiego, aby spotkać się w gronie ludzi niekoniecznie jednakowo myślących.

    W ubiegłym roku taki zespół nie pracował, wszyscy zajęli się swoimi drzewkami. Może to i dobrze, może czas taki, że las będzie rósł sobie spokojnie bez gadania o nim?

  • W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

    TOP 200