Łańcuszek (nie)szczęścia

Pewnie zastanawiają się Państwo, dlaczego mamy w Polsce kryzys. Nie jestem ekonomistą, nie zamierzam także podać jeszcze jednej łatwej recepty, komu należy zabrać, a kogo wsadzić. Jednakże obserwując sytuację nieco z zewnątrz, a będąc jednocześnie uczestnikiem polskiego rynku (może nie całego, ale na pewno rynku oprogramowania), zauważyłem pewną prawidłowość. Otóż najgłośniej krzyczą ci, którzy mają ku temu najmniej prawa.

Pewnie zastanawiają się Państwo, dlaczego mamy w Polsce kryzys. Nie jestem ekonomistą, nie zamierzam także podać jeszcze jednej łatwej recepty, komu należy zabrać, a kogo wsadzić. Jednakże obserwując sytuację nieco z zewnątrz, a będąc jednocześnie uczestnikiem polskiego rynku (może nie całego, ale na pewno rynku oprogramowania), zauważyłem pewną prawidłowość. Otóż najgłośniej krzyczą ci, którzy mają ku temu najmniej prawa.

Zaczynając od mego podwórka, muszę się przyznać, że przestałem się już dziwić ludziom domagającym się pomocy technicznej dla kradzionego oprogramowania. Cóż, widać tak musi być, że ludzie kradną, mają problemy, a potem jeszcze czelność zwracania się do producenta o pomoc.

Jak się jednak dobrze zastanowić, to problem zatacza bardzo szerokie kręgi. Bo czym tak naprawdę różni się złodziej oprogramowania, nie na darmo zwany piratem, od górnika z kopalni nie płacącej składek na ZUS, rolnika żądającego dopłat do swej produkcji oraz stoczniowca domagającego się interwencji Skarbu Państwa w jego upadłej, prywatnej firmie? Wszyscy oni otrzymują lub chcą otrzymać nienależne pieniądze lub świadczenia. Od kogo? Ano, w gruncie rzeczy od nas wszystkich. Jeśli nie sprzedam oprogramowania, to nie zapłacę podatków, być może w ogóle przestanę zarabiać, co spowoduje, że inne firmy też zaczną mieć kłopoty, zmaleją więc wpływy Skarbu Państwa, czyli efekt będzie taki sam jak gdyby wydano nasze pieniądze. Jeśli taki łańcuszek staje się coraz bardziej popularny, to w pewnym momencie może się okazać, że nie będzie czego dzielić, poza biedą.

Oczywiście, o tak dalekosiężnych konsekwencjach nie myśli żadna ze wspomnianych osób. Mój kontakt ze złodziejem urwał się, gdy szczegółowe pytania o wersję oprogramowania ujawniły prawdę o jego źródle. Nie zdążyłem więc zapytać miłego skądinąd młodego człowieka, dlaczego uważa, że powinienem mu pomagać za darmo. Wiem, że bez wahania wysłał pytanie na listę dyskusyjną i wcale nie spotkał się z potępieniem. Zresztą z ręką na sercu, niech przyznają się Państwo sami sobie, czy całe oprogramowanie na Waszym komputerze jest legalne?!

W przypadku kradzieży oprogramowania mówi się, że okradzionemu nic nie ubyło, bo i tak nie sprzedałby tego towaru. Tak, to prawda. Tylko takie nastawienie do cudzej pracy bardzo łatwo przenosi się na wszelką pracę. W konsekwencji deprecjonuje się każdy wysiłek. Czasami pytają mnie ludzie, czym tak naprawdę Polska różni się od bogatych krajów Europy Zachodniej i USA. Wydaje mi się, że podstawowa różnica tkwi w liczebności grupy ludzi przyzwoitych. Mam wrażenie, że w Polsce dominują ci, którzy uważają, że frajerów należy oskubywać, bo właśnie są frajerami, czyli nie potrafią kombinować i oszukiwać. Kiedy taka postawa zaczyna zwyciężać, to bardzo prędko okazuje się, że nie ma już kogo naciągać na darmowe oprogramowanie, zasiłki i beneficja.

Bez masy krytycznej ludzi przyzwoitych żadne społeczeństwo nie może normalnie funkcjonować. Przez jakiś czas, do następnych wyborów lub rewolucji, może uda się wyszarpać coś jeszcze. Ale w pewnym momencie nie będzie komu i czego wyszarpywać. Społeczeństwo, które wydaje więcej niż zarabia, prędzej czy później będzie musiało zapłacić za tę niefrasobliwość. Niezależnie od tego, czy to polskie społeczeństwo, czy angielskie, francuskie lub amerykańskie. A łańcuszek zaczyna się od każdego z nas. Dobrze o tym pamiętać.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200