Made in Europe

Stałym warunkiem zamówień publicznych finansowanych z unijnych pieniędzy jest świadectwo kraju pochodzenia produktu i usługodawcy. Preferowane są firmy z państw Piętnastki i krajów kandydackich. Wystarczy jednak amerykańskie oprogramowanie zapakować do pudełka w Irlandii lub Polsce, by sprostać unijnym wymogom. Czy warto w taki sposób chronić rynek?

Stałym warunkiem zamówień publicznych finansowanych z unijnych pieniędzy jest świadectwo kraju pochodzenia produktu i usługodawcy. Preferowane są firmy z państw Piętnastki i krajów kandydackich. Wystarczy jednak amerykańskie oprogramowanie zapakować do pudełka w Irlandii lub Polsce, by sprostać unijnym wymogom. Czy warto w taki sposób chronić rynek?

Awantura o IACS, która w efekcie doprowadziła do renegocjowania umowy między Agencją Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa a Hewlett-Packard Polska, przy okazji odkryła uprzedzenia Komisji Europejskiej (KE) do firm spoza Starego Kontynentu. Pojawiły się półoficjalne doniesienia, że Bruksela jest bardzo niezadowolona z tego, iż IACS jest wdrażany w Polsce przez koncern amerykański.

Kosmita też musi być Europejczykiem

Na pierwszy rzut oka zarzut wydawał się absurdalny: HP Polska działa jako spółka z ograniczoną odpowiedzialnością zgodnie z polskim kodeksem spółek handlowych, płaci podatki w Polsce, zatrudnia polskich pracowników. Jednakże z punktu widzenia niektórych urzędników Komisji Europejskiej tego typu międzynarodowe korporacje, które mają siedziby główne w USA, należy traktować jak firmy amerykańskie. W konsekwencji nie powinny one otrzymywać zamówień publicznych finansowanych z kieszeni podatnika europejskiego.

Warunek ograniczający pochodzenie produktów i usługodawców z krajów UE oraz państw stowarzyszonych (w tym Polski) jest zawarty we wszystkich umowach o pomoc przedakcesyjną: PHARE, ISPA i SAPARD (patrz ramka "KRYTERIA POCHODZENIA W PRZETARGACH UNIJNYCH"). Tyle że Polska za kontrakt z HP płaci z własnego budżetu. Można się domyślać, że Komisja Europejska, wysuwając argument o nieeuropejskości HP, próbowała wywrzeć nacisk na rząd RP i doprowadzić do powtórzenia procedury przetargowej. Od lat zaś wiadomo, że KE ma ulubione firmy, które regularnie wygrywają przetargi informatyczne: SchlumbergerSema (wdrożyła m.in. system wspomagający administrowanie publicznymi placówkami ochrony zdrowia w Wlk. Brytanii), Fujitsu-Siemens, DHV (holenderska firma konsultingowa zajmująca się zwłaszcza systemami katastralnymi; w Polsce prowadzi projekt MATRA - system informacji katastralnej).

Nacisk z Brukseli, połączony z groźbą odebrania dofinansowania z środków PHARE do zakupów sprzętu komputerowego i kolczyków dla bydła (w projektach pilotażowych nie związanych z kontraktem z HP), doprowadził do wielomiesięcznych kontroli w ARIMR przez różne służby. W rezultacie okazało się, że Fundusz Współpracy, który zorganizował przetarg na sprzęt komputerowy na potrzeby projektów pilotażowych, nabył go poza krajami UE. Tym samym zostały złamane unijne procedury. "Trudność w skontrolowaniu polegała na tym, że w zestawach komputerowych monitor był «made in Taiwan», a reszta z właściwego źródła" - wyjaśnili przedstawiciele NIK.

Cuda w przetargach

Polskim odpowiednikiem unijnych wymogów co do kraju pochodzenia są tzw. preferencje krajowe. Ma to niby wspierać rodzimy przemysł. Załóżmy, że pewna instytucja rządowa chce kupić komputery. Polscy producenci - Optimus czy JTT, ale również HP (fabryka pod Szczecinem!) - na starcie otrzymują o 20% punktów więcej niż Dell czy Fujitsu-Siemens. Ten ostatni w 1999 r. zasłynął tym, że mimo wymogu preferencji krajowych w przetargu na komputery do GUC, dostarczył swoje PC produkowane w fabryce w Augsburgu jako polskie, tyle że zmontowane we Wrocławiu przez JTT.

Absurdalność preferencji krajowych najlepiej obnażają afery podatkowe, w które uwikłano JTT i Romana Kluskę, byłego prezesa Optimusa. Ministerstwo Edukacji Narodowej w przetargach na wyposażenie pracowni internetowych usunęło warunek o preferencjach krajowych, ponieważ uznało, że większe oszczędności uzyska ściągając formalnie sprzęt z zagranicy, który nie jest obłożony podatkiem VAT. Tak doszło do reimportu. Komputery z Wrocławia i Nowego Sącza przekraczały granicę, by natychmiast wrócić już jako zagraniczne.

Nadchodzi jednak kres preferencji krajowych. Z chwilą przystąpienia Polski do Unii Europejskiej ten warunek zostanie zastąpiony przez skądinąd już znany przepis o kryteriach pochodzenia. Wtedy również staną w szranki o zamówienia publiczne z naszymi przedsiębiorstwami zaprawione w bojach firmy europejskie, jak wspomniana SchlumbergerSema.

Ale w jaki sposób można legalnie kupić bazę danych Oracle'a lub oprogramowanie Intergraphu? Nic prostszego. Tutaj unijny prawodawca jest bezradny i godzi się na odstępstwa. Wystarczy, że oferent przedstawi certyfikat kraju pochodzenia i będzie to np. Irlandia. Tam koncerny amerykańskie konfekcjonują oprogramowanie, przyklejając na opakowaniach nalepkę "made in Ireland". Znowuż zamawiający musi napisać w specyfikacji, że chce kupić "bazę Oracle lub podobną". Podobno wystarczy...

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200