Wybory u internautów

Polski Internet miał niewielki wpływ na wyniki niedawnych wyborów do parlamentu.

Polski Internet miał niewielki wpływ na wyniki niedawnych wyborów do parlamentu.

Przed tegorocznymi wyborami parlamentarnymi polski Internet nieco zaktywizował się politycznie. Dużą popularnością (liczoną w dziesiątkach tysięcy odwiedzin dziennie) zaczęły cieszyć się nowo powstałe serwisy wyborcze, z których zdecydowanie wyróżniały się: www.wybory97.pl (związany z serwerem firmy Okonet), serwis utworzony przez Optimus Net oraz własne strony informacyjne Polskiej Agencji Prasowej (najwięcej aktualnych informacji).

Okazało się jednak, że oprócz normalnej politycznej różnicy zdań, widocznej zwłaszcza na liście tematycznej pl.soc.polityka.wybory, może dojść do konfliktów między firmami mającymi na serwerach informacje wyborcze. Telewizja „Wisła” we współpracy z Optimus Net zamierzała przeprowadzić wirtualną debatę wyborczą, w której internauci mogliby zadawać pytania politykom, odpowiedzi zaś byłyby natychmiast umieszczane w sieci. Ostatecznie Telewizja „Wisła” skorzystała jednak z usług Centrum Nowych Technologii - internetowej firmy z Trójmiasta.

Pracownicy OptimusNet - nieco rozżaleni przejęciem przez CNT prowadzenia wyborczej debaty - postanowili nieco „poprzeszkadzać”, dokonując na serwerach CNT, jak to sami nazwali, "testów wydajności i sprawności systemu". Działania te nie zakłóciły debaty (która dała asumpt do nowego skandalu - tym razem już ściśle politycznego, prominentny działacz ROP nie dopuścił bowiem do udziału w debacie przedstawiciela UPR). Stały się natomiast powodem do dość głośnej awantury (głośnej w Internecie), w której CNT został oskarżony o kradzież pomysłu i rozwiązań, jakie wcześniej opracował Optimus Net. Optimus SA wystosował oświadczenie, w którym winą za zaistniały konflikt obarczył jednego z pracowników, który działał "poza godzinami pracy, z wykorzystaniem sprzętu komputerowego i wyposażenia należącego do Optimus SA". Wówczas Centrum Nowych Technologii zażądało oficjalnych przeprosin i takowe ze strony kilku pracowników Optimus Net otrzymało.

Leszek Bogdanowicz, szef Centrum Nowych Technologii, zwrócił się z listem w tej sprawie do CERT NASK. Otrzymał odpowiedź jasno wskazującą, że testowanie jakiegokolwiek serwera w pajęczynie WWW, bez jego wiedzy i zgody jest niedopuszczalne.

Czas stanowienia precedensów

Państwowa Komisja Wyborcza uznała, że witryny poszczególnych kandydatów umieszczone na serwerach WWW stanowią agitację niedopuszczalną w czasie ciszy przedwyborczej. Zdumiało to wielu internautów, dla których strony WWW nie różniły się zbytnio od plakatów wyborczych (które jak wiadomo wszędzie pozostały i w wyborczą niedzielę), zaś geograficzna niezależność Internetu stawiała pod znakiem zapytania zasięg jurysdykcji prawa polskiego w cyberprzestrzeni. Kwestia ta będzie szczególnie istotna w następnych wyborach, gdy popularność i wykorzystanie Internetu będą bez porównania większe. Jak bowiem traktować publikację sondaży, informacji o kandydatach czy przebiegu wyborów podczas ich trwania na zagranicznym serwerze lub wysłanie listu na polską listę dyskusyjną przez użytkownika z Ameryki?

Część osób odpowiedzialnych za serwery WWW, na których umieszczone były informacje wyborcze, zlękła się postawy PKW i zablokowała dostęp do wielu stron na czas ciszy przedwyborczej.

UPR tylko wirtualnie

Obecność w Internecie poszczególnych ugrupowań wygląda różnie, choć główne partie mają już swoje serwery i domeny. Jednak informacje o poszczególnych kandydatach przygotowywane są raczej ich własnym sumptem, a nie odgórną dyrektywą partii i komitetów wyborczych. Co charakterystyczne, brakowało informacji o najbardziej znanych postaciach i politykach.

W praktyce okazało się jednak, że wpływ internetowej propagandy jest nieznaczny.

W przedwyborczym sondażu, dostępnym dla wszystkich internautów, prowadzonym na serwerze www.wybory97.p,l zdecydowanym faworytem okazała się Unia Prawicy Rzeczypospolitej. Całkowita klęska, jaką poniósł 20 września ten komitet wyborczy, zdaje się jednak świadczyć, że niewielu pośród polskich internautów jest aktywnych politycznie, gdyż grupa ok. miliona osób, które korzystają z sieci w Polsce, mogłaby wpłynąć na wynik wyborów. Tymczasem rezultat sondażu zupełnie nie przystawał do rzeczywistego wyniku wyborów. Jarosław Zieliński, prowadzący serwis www.wybory97.pl., ocenia to dość jednoznacznie: - "W sondażu brali udział przede wszystkim ludzie młodzi, wykształceni, zamieszkali w dużych miastach. Stanowią oni naturalny elektorat takich ugrupowań, jak UPR czy Unia Wolności".

Internet nadal nie jest traktowany przez partie polityczne w Polsce jako narzędzie ich codziennej pracy, będące przede wszystkim tanim i efektywnym medium komunikacji, także przy dystrybucji wszelkiego rodzaju materiałów i informacji. Takie zadanie spełnia on z powodzeniem w Stanach Zjednoczonych.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200