Wszystko na wyprzedaż

Natura jest drugim przyzwyczajeniem człowieka. Postanowiłem zacząć robić ogonki pecetowe. Używany przeze mnie od lat program Fontographer w wersji macintoshowej pozwala na kompilowanie postscriptów oraz truetypów pod Windows, ale nie ułatwia modyfikacji tablic TTF, które dopiero nadają charakter fontom wielojęzykowym (patrz próbka http://www.apple.com.pl/fontypc.html).

Natura jest drugim przyzwyczajeniem człowieka. Postanowiłem zacząć robić ogonki pecetowe. Używany przeze mnie od lat program Fontographer w wersji macintoshowej pozwala na kompilowanie postscriptów oraz truetypów pod Windows, ale nie ułatwia modyfikacji tablic TTF, które dopiero nadają charakter fontom wielojęzykowym (patrz próbkahttp://www.apple.com.pl/fontypc.html).

Rad nierad zadzwoniłem do firmy Macromedia i zapytałem, czy mają formę tzw. cross-upgrade'u, mówiąc po polsku - czy sprzedają taniej program, gdy ma się wersję z innej platformy. Uprzejmie powiedziano mi, że nie. Ale zaraz dodano: no, gdyby pan miał cały nasz zestaw graficzny. Tak się złożyło, że ostatnie uaktualnienie dla Mac OS zakupiłem jako... Studio Graficzne, kosztowało bowiem dokładnie tyle samo, ile uaktualnianie samego programu.

Byłbym idiotą, nie kupując. Różnica była spora: program FOG kosztuje w sprzedaży detalicznej ok. 330 USD, zaś FreeHand Graphics Studio 7 Upgrade od dowolnego składnika, także od Fontographera, tylko 199 USD.

Za wersję pod Windows zapłaciłem też 199 USD i otrzymałem przy okazji odmiany wszystkich graficznych programów firmy Macromedia (pełna cena zestawu 449 USD). Na tym jednak nie koniec przyjemności. Reklama nowych produktów firmy Adobe zachęciła mnie do zainteresowania się Illustratorem 7.0. W katalogu jednej z firm wysyłkowych zauważyłem ofertę sprzedaży tego wspaniałego programu za jedne 150 USD, gdy posiada się... FreeHanda!

Zadzwoniłem, trzymając na podorędziu kartkę z numerem seryjnym mej wersji (a właściwie dwu, bo wszedłem już legalnie w posiadanie dwu różnych numerów). Okazało się, że numery nikogo nie obchodzą.

Wystarczy przefaksować odbitkę pierwszej strony podręcznika. Nazywa się to Trade-Up, co po polsku można by przetłumaczyć jako zamiana kijek-siekierka. Cena nie jest równie korzystna jak dla posiadaczy wcześniejszej wersji (ci płacą tylko 99 USD), ale znacznie niższa niż dla chcących kupić program po raz pierwszy (390 USD).

W tym samym katalogu zauważyłem, że z kolei posiadacze Illustratora mogą zakupić Graphics Studio za 150 USD, co Macromedia nazywa Competitive Upgrade, gdy użytkownik przesiada się z CorelDraw albo Canvas lub ClarisDraw.

Od razu pomyślałem sobie, że w Polsce taka akcja reklamowa nie udałaby się, bo powstałyby łańcuszki zainteresowanych zakupem jednej wersji i ułatwiających zakup innej zupełnie obcym osobom! A potem zauważyłem, że analogiczne sztuczki marketingowe są wykonywane przez Adobe także dla programu PageMaker (cena luzem 560 USD, „uaktualnienie" od Quark Xpress za 130 USD). Niestety, Quark wyłamuje się, nic nie oferując...

Jeszcze lepsze przebicie uzyskuje się, kupując kartę Baravado do obróbki obrazu wizyjnego za 625 USD, otrzymując za darmo pełną wersję programu Adobe Premiere (cena katalogowa 499 USD), przy okazji zaś kupując za 100 USD modem Global Village Speakerphone 33,6 kbps - normalna cena tego modemu 260 USD.

Potem już tylko kupujemy MS Office za 270 USD (pełna cena 450 USD) gdy ma się ClarisWorks (dodawane za darmo do większości komputerów z Mac OS) i zaraz nabywamy dla znajomego za 90 USD WordPerfecta (luzem 169 USD). Lub zamieniamy CW na FileMakera Pro za 100 USD przy normalnej cenie 200 USD.

Czy w tej sytuacji ktoś sprzedaje, a ktoś kupuje jakieś programy za oryginalną cenę?! Jaka w ogóle jest cena programów???

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200