RUM w stanie wyjątkowym

Z Jolantą Salą, dyrektorem Ośrodka Informatyki - TBD Urzędu Wojewódzkiego w Gdańsku, rozmawia Olo Sawa.

Z Jolantą Salą, dyrektorem Ośrodka Informatyki - TBD Urzędu Wojewódzkiego w Gdańsku, rozmawia Olo Sawa.

Pani jest przeciwnikiem Rejestru Usług Medycznych?

Broń Boże! Jeśli Rejestru nie zrobimy teraz, to nie zrobimy go nigdy. RUM musi powstać, aby możliwa była reforma służby zdrowia.

Ale wypowiada się Pani o realizacji Rejestru bardzo krytycznie.

Nikt nie może zaprzeczyć, że Rejestr robiony jest przez Ministerstwo Zdrowia i Opieki Społecznej spontanicznie. System ten nie ma profesjonalnej dokumentacji informatycznej - ani projektowej, ani wdrożeniowej, ani eksploatacyjnej. Nie ma też dopracowanej koncepcji RUM i niestety obawiam się, że w skali całego kraju popełnione dotąd błędy przy wdrażaniu systemu RUM będą mnożyć jego przeciwników.

W tak poważnym przedsięwzięciu informatycznym nie wystarczy amatorski zapał czy pospolite ruszenie informatyków zebranych ad hoc z przetargów, konieczna jest żelazna konsekwencja i profesjonalna odpowiedzialność. Tak wielki system nie może podlegać presji czasu i niestabilności założeń, bo wcześniej czy później zainteresuje się tym prokurator.

Dlaczego od razu prokurator?

Słowem prokurator posłużyłam się w przenośni, która może nie brzmi poetycko, ale kojarzy mi się z dowolną osobą lub instytucją weryfikującą działania w majestacie prawa lub badań naukowych. Podam tylko kilka przykładów, które stwarzają trudności.

Jak wiadomo, na początku eksperymentalnych wdrożeń systemu RUM w latach 1993-95 nie było żadnej podstawy prawnej, a wówczas każdy człowiek zauroczony użytecznością tej idei próbował znaleźć jakieś rozwiązanie i nawet pomocny wydawał się pomysł uzasadniający, że RUM uratuje klęskę żywiołową w służbie zdrowia i potrzebne jest ogłoszenie stanu wyjątkowego.

Ponadto każdy, kto wówczas sporządzał Rejestr, posługiwał się bazami PESEL wydanymi przez dyrektora Rządowego Centrum Informatycznego. Zostały one udostępnione na potrzeby RUM właściwie za ładny uśmiech. W sensie formalno-prawnym nie ma żadnych uregulowań dotyczących zachowania bezpieczeństwa danych osobowych i oczywiście nie wystarczy tutaj świadomość, że rodzi się największy w Polsce system informatyczny.

Patrząc na sprawę jeszcze z innej strony wbrew temu, co twierdzi ministerstwo, wdrażanie systemu "czarnkowskiego" jest bardzo kosztowne, a jego restrukturyzacja i dopasowanie do skali województwa z poziomu pojedynczego Zakładu Opieki Zdrowotnej jeszcze droższe. Z drugiej zaś strony właśnie model "czarnkowski" jest najlepiej udokumentowany. I znów pojawia się istotna wątpliwość - ryzykować tak czy ryzykować inaczej?

Koszty RUM jako systemu są generalnie bardzo wysokie, czego ministerstwo nie widzi lub widzieć nie chce, ale źle rozumiane oszczędności prowadzą do ewidentnych strat...

I tak można mnożyć poważnej wagi wątpliwości, ale nie w celu poszukiwania winnych. Większość ludzi pracujących przy RUM to pasjonaci zasługujący na najwyższe uznanie, ale o trudnościach trzeba mówić w celu zmobilizowania do wystarczająco szybkich i skutecznych działań eliminujących łatwe do przewidzenia błędy.

Obecnie mówi się o tworzeniu nowej koncepcji systemu. Czy Pani zdaniem istnieje "trzecia droga" do RUM?

Po "gdańskiej" i "czarnkowskiej"? Chyba nie, choć wypada poczekać na efekty opracowania nowych założeń systemu. Ministerstwo i większa część realizatorów koncepcji RUM marzą o strategii ALSO. Widząc niepowodzenie projektu Poltax zarządzanego centralnie, kierują swój wzrok na ministerstwo pracy i projekt ALSO jako system rozproszony, realizowany na zasadach rynkowych, niemniej jeszcze bardziej pluralistyczny, bo realizowany oddzielnie przez każde województwo. Uważam, że w przypadku rządowego systemu informatycznego to już nie jest demokracja, to anarchia.

Dokładnie w takim kierunku zmierza RUM, z jednej strony dobrze, że specjaliści w każdym województwie mają wolną rękę do organizowania przedsięwzięcia, a z drugiej, za tym nie stoi jednak precyzyjny projekt i jakakolwiek rzetelna specyfikacja standardów opracowanych przez ministerstwo.

Jak należało zatem wdrażać RUM?

Przede wszystkim koncepcja systemu powinna powstać przed realizacją, a nie podczas trwania procesu wdrażania prawie w całej Polsce, czyli w około 500 biurach RUM.

A teraz?

Teraz widzę szansę uratowania pierwotnej idei systemu opracowanej przez doktorów Andrzeja Horocha i Mirosława Jarosza poprzez stworzenie dużego, interdyscyplinarnego zespołu przy ministerstwie (niekoniecznie w Warszawie), który w ciągu roku opracowałby dokumentację projektową, wdrożeniową i eksploatacyjną docelowego systemu RUM. I przede wszystkim należałoby przyjąć założenie, że książeczki są kilkuletnim etapem przejściowym do kart chipowych. Książeczki są potrzebne głównie po to, aby stworzyć bazy danych i nauczyć ludzi korzystać z nowych informacji, i to zarówno pacjentów, jak i personel medyczny. Nowy RUM musi być zintegrowany z innymi systemami medycznymi, a także rejestrami państwowymi, takimi jak REGON czy PESEL.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200