O standardach i wstępnym szacowaniu

Według słownika wyrazów obcych, student to osoba przykładająca się (od łac. studere). Można to interpretować jako samodzielne zgłębianie tajników dziedziny a nie tylko uczestnictwo w zajęciach.

Według słownika wyrazów obcych, student to osoba przykładająca się (od łac. studere). Można to interpretować jako samodzielne zgłębianie tajników dziedziny a nie tylko uczestnictwo w zajęciach.

Ustalono, że student informatyki i ekonometrii powinien w 9 semestrach odbyć 3200 godzin zajęć. Daje to 356 godzin na semestr, czyli ok. 24 godzin zajęć tygodniowo. Zajęcia to tylko część pracy. Powinny go ukierunkować i wskazać, co ma robić. Sam student potem powinien przykładać się - aktywnie studiować, poszukiwać i wykonywać zadane prace. Standard, służący jako zasada projektowania programów kształcenia w krajach zachodnich, mówi, że średnio zdolny student, żeby otrzymać ocenę dostateczną, musi pracować samodzielnie dwa razy tyle, ile czasu spędzana na zajęciach. No to liczmy dalej. Średnio zdolny student powinien pracować 72 godziny w tygodniu. Jeśli przyjąć, że jeden dzień w tygodniu musi wypoczywać, bo nie przeżyje, pozostaje 12 godzin dziennie. Jeśli śpi przepisowe 8 godzin, daje to razem 20 godzin. Pozostaje więc 4 godziny na przemieszczanie się, posiłki, życie prywatne i wszystko, czego jeszcze potrzebuje.

Wielu studentów ma 30 godzin zajęć tygodniowo, czyli w myśl wspomnianej reguły powinien samodzielnie pracować 90 godzin? Oznacza to 15 godzin pracy przez sześć dni w tygodniu, bo nie będzie oceny dostatecznej. Dla programów przewidujących 40 godzin zajęć tygodniowo liczenie bilansu czasu pracy studenta z zastosowaniem rozsądnego standardu jest nierozsądne.

Przedstawiony przykład to jedynie jeden z wielu przypadków, w których brak standardów oraz zaniechanie szacowania prowadzi do podejmowania zamierzeń, nie mogących przynieść rozsądnych rozwiązań. Inne, bliższe zainteresowaniom Czytelników, to POLTAX, rejestry w Ministerstwie Sprawiedliwości czy komputeryzacja szkolnictwa. Oszacowania trzeba robić nie po to, żeby stwierdzić, że coś nie ma prawa udać się, ale po to by wiedzieć, jakie przeszkody należy przezwyciężyć. Standardy zaś są niezbędne, by zapewnić osiąganie celów oraz współpracę.

Brakuje nam standardów i nie mamy nawyku szacowania. Stary system nauczył nas, że pewien organ centralny ustala limity, na podstawie których samodzielne organizacje próbują znaleźć „możliwie racjonalne” rozwiązanie problemu. Wiele wysiłku kosztuje poszukiwanie rozwiązania, po czym często okazuje się, że jest ono zupełnie nieudane, nieprzydatne czy wręcz sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem. Trzeba było przeprowadzić studium wykonalności i stwierdzić to wcześniej, po analizie szans, możliwości i ograniczeń.

Wpierw trzeba rozstrzygać o sensie poszukiwania rozwiązania. Stworzenie rozwiązania kalekiego, bezsensownego czy niemożliwego do wdrożenia jest skutkiem popełnienia błędu pierwszego rodzaju. Polega on na przyjęciu za poprawną błędnej hipotezy. Jest to bardzo niebezpieczny błąd, gdyż wiąże się z marnotrawieniem zasobów wykorzystywanych w poszukiwaniu i przygotowaniu rozwiązania, którego warunków ani ograniczeń wcześniej nie zbadano.

Standardy i nawyk szacowania są podstawą udanego wstępnego przygotowywania wszelkich projektów. Nasi studenci, od których zacząłem felieton, są poddawani eksperymentowi, podobnie jak liczni użytkownicy, na których prawnicy, urzędnicy i inni specjaliści uczą się zamiast skorzystać z dobrych doświadczeń innych i zaprojektować rozwiązanie odpowiadające potrzebom i mieszczącym się w ograniczeniach.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200