Znaleźć swoje miejsce na Ziemi

W rozważaniach nad zrozumieniem pojęcia "małe ojczyzny", często odwołujemy się do dwóch niemieckich terminów: Heimat i Vaterland. Tego pierwszego Niemcy używają, gdy z dumą mówią o sobie, że są przede wszystkim Hamburczykami albo mieszkańcami Altdorfu, a potem dopiero Niemcami.

W rozważaniach nad zrozumieniem pojęcia "małe ojczyzny", często odwołujemy się do dwóch niemieckich terminów: Heimat i Vaterland. Tego pierwszego Niemcy używają, gdy z dumą mówią o sobie, że są przede wszystkim Hamburczykami albo mieszkańcami Altdorfu, a potem dopiero Niemcami.

Ślązak czy też Gdańszczanin - nawet po kilkudziesięciu latach od wysiedlenia z macierzystych okolic - powie, że jego małą ojczyzną ciągle jest Breslau lub Danzig. W ich przekonaniu dopiero wspólnota małych ojczyzn tworzy Vaterland - wielką ojczyznę. Dla mnie współczesnym odpowiednikiem tego pojęcia jest globalna wioska. Jest to przecież nic innego jak małe ojczyzny połączone dzięki technologii informatycznej.

Słowo Heimat pochodzi od pragermańskiego słowa heima, które nie tylko oznaczało świat nam najbliższy, strony rodzinne, lecz również świat w ogóle, universum. W takim rozumieniu ojczyzna jawi się jako struktura otwarta na świat, droga, po której idzie człowiek, aby znaleźć swoje miejsce na Ziemi. Strony rodzinne nie wydzielają nas ze wszechświata, lecz nas z nim łączą. Dlatego małe ojczyzny pozwalają na samookreślenie, kim jesteśmy w kosmosie. Gwiezdnym pyłem? Nędznym atomem? A może przyczyną i zarazem skutkiem tego, że świat pędzi przed siebie na złamanie karku?

Gdyby nie Heimat, czulibyśmy się zanurzeni w kosmicznej próżni. Dzięki małym ojczyznom chwytamy grunt pod nogami. Zdobywamy tożsamość swojego bytu. Lecz czy aby zawsze mamy siły "powalczyć" o swoje "ja"? Czy jesteśmy świadomi, że mała ojczyzna powstaje w nas i zmienia się razem z nami? Heimat. Duch, którego trzeba w sobie wyzwolić, aby zawsze mieć do czego wracać.

Gente Ruthenus natione Polonus (Z rodu Rusin, narodowości polkiej)

Stanisław Orzechowski, XVIüwieczny publicysta polityczny i religijny, mógł jeszcze o sobie powiedzieć, że jest Rusinem narodowości polskiej. Nikogo to nie dziwiło ani gorszyło. Dualizm narodowościowy nie był dla ówczesnych ludzi problemem. Jan Dantyszek, poseł króla Zygmunta Starego na dworze hiszpańskim uznawał się za obywatela Gdańska (swojej małej ojczyzny) w służbie Jego Królewskiej Mości. Pisał po łacinie, mówił po niemiecku, trochę po polsku.

Kim był? Niemcem czy Polakiem? - wtedy to pytanie nie miało żadnego znaczenia. Dopiero ostatnie dwa stulecia zażądały od ludzi samookreślenia: kim jesteś? Litwin nie może być jednocześnie Polakiem. Polak - Litwinem. Mikołaj Kopernik musiał być dla jednych Polakiem, dla drugich Niemcem. Albo - albo. Nie było mowy, aby pomyśleć o przeszłości w kategoriach, że kiedyś bardziej miało znaczenie, czy ktoś jest wiernym, toruńskim poddanym Króla Rzeczypospolitej niż Niemcem lub Polakiem. Gorzej, gdy próbowano na siłę "przyłączyć" do jakiegoś narodu społeczności pogranicza o płynnej albo wręcz żadnej tożsamości narodowej. Wtedy za jedyne kryterium miało służyć deklarowane wyznanie.

Jeszcze kilka lat temu mieszkańcy przygranicznych terenów Białostocczyzny określali się jako "tutejsi". Jeśli mówili, że chodzą do cerkwi, to brano ich za Białorusinów. Jeśli modlili się w katolickim kościele - znaczy Polacy. Kto tam pamiętał o Orzechowskim i jego porzekadle?

Raj utracony

W dobie narastających nacjonalizmów pojęcie "małej ojczyzny" mogło tylko istnieć wewnątrz danej społeczności, która tym samym szukała cech różniących ją od obcych. Na tym tle łatwiej zrozumieć wywód o małych ojczyznach niemieckiego autora J. Partscha z 1896 r.: "W niemieckich sercach wszędzie zakorzeniło się głębokie przekonanie, że najważniejszą częścią naszego patriotyzmu jest miłość do bliższej ojczyzny i poczucie jej szczególnej wartości jako członka wielkiej całości. Na utrzymaniu tego poczucia, na kultywowaniu właściwości każdego plemienia i każdej prowincji spoczywa przyszłość nie tylko duchowego bogactwa, lecz spokojna, wewnętrzna równowaga, bezpieczeństwo i wielkość naszej niemieckiej ojczyzny".

O ile małych ojczyzn mogło być tyle, ile ludzi przyznawało się do jedności z Vaterlandem, to na styku z innymi społecznościami, już tylko występowała wielka ojczyzna. Nacjonalizm niwelował różnice między Kaszubem, Mazurem a Bawarczykiem, ponieważ obcy widzieli w nich wyłącznie Niemców. Kiedy zakończyła się II wojna światowa, Mazurzy musieli wyjeżdżać do Niemiec ze swoich małych ojczyzn, ponieważ nowa władza nie bawiła się w rozwiązywaniu krzyżówki, kto jest autochtonem, a kto nie. Mazurzy byli wrogami, Niemcami, którzy ponieśli klęskę, i na których należy "odkuć się" za wszystkie krzywdy.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200