Jak Fredro z Mickiewiczem, czyli lodówka

Odnoszę wrażenie, że jestem bardzo staro-świecki. Przejawia się to między innymi poprzez moje zainteresowania pozazawodowe. Dzisiejsi nowocześni młodzi uprawiają sporty ekstremalne albo podróżują w takie miejsca, o których nigdy nawet nie słyszałem. A ja lubię czytać biografie.

Odnoszę wrażenie, że jestem bardzo staro-świecki. Przejawia się to między innymi poprzez moje zainteresowania pozazawodowe. Dzisiejsi nowocześni młodzi uprawiają sporty ekstremalne albo podróżują w takie miejsca, o których nigdy nawet nie słyszałem. A ja lubię czytać biografie.

Przyznam się, że lubię je bardziej niż literaturę zwaną piękną, a to dlatego iż biografie są prawdziwe, czyli wydarzyły się naprawdę, choć może niedokładnie tak jak nam się wydaje. Po drugie, są dużo ciekawsze, bo wyobraźnia ludzka jest znacznie uboższa niż życie. Niestety, w szkole dalej katuje się młodzież głodnymi kawałkami. Potem zadaje się głupie pytania, choć pewnie nie tak głupie, jak to zapamiętane przeze mnie: jakie kwiatki stały na oknie pani Kolichowskiej? Nie pamiętasz, drogi Czytelniku? Nie martw się, nikt poza kilkoma specjalistami też nie pamięta! Zresztą, czy ma to jakiekolwiek znaczenie? Nie ma oczywiście żadnego, poza tym, że przypomina mi co rusz licealną polonistkę, której nazwiska już nie pamiętam, ale kwiatki Kolichowskiej jak najbardziej. Nie pamiętam też wielu innych rzeczy, w tym całej akcji powieści Nałkowskiej, nawet z tytułem miałbym kłopot. Na szczęście, Internet ma ściągi dla wszystkichhttp://sciaga4u.nauka.pl/xxlecie/prace/5.htm, wystarczyło w przeszukiwarce wpisać "Kolichowska".

Tak mnie ten sukces uskrzydlił, żem postanowił sprawdzić pewien fakt z właśnie czytanej biografii, fakt, który uciekł mej pamięci. Choć może niedokładnie tak było - studiując fikcyjne kwiatki, nie mieliśmy już czasu na prawdziwe życie. Otóż proste pytanie brzmi: "Gdzie i kiedy spotkali się Mickiewicz oraz Fredro"? W biografiach Mickiewicza fakt takiego spotkania jest na ogół pomijany, więc w szkole, gdzie życiorys Fredry ogranicza się do wojen napoleońskich, nie dowiemy się także o tym spotkaniu. A musiało ono być ciekawe, choć pewnie sztywne. Nie będę Państwa zbyt długo dręczył niepewnością, proponuję jednak skorzystać z ulubionej wyszukiwarki, wpisując tam "Fredro + Mickiewicz". Polski Googlehttp://www.google.com/search?q=Fredro+%2B+Mickiewicz&hl=pl&lr=&start=10&sa=N daje mnóstwo odnośników, nawet o pociągach InterCityhttp://www.ondraszek.silesianet.pl/rozkladex.htm, ale jakoś nic o spotkaniu obu poetów.

Zmodyfikowałem poszukiwania, dopisując jeszcze "+ spotkanie". Dalej nic. A przecież obaj panowie naprawdę spotkali się w Paryżu w 1850 r. Niestety, nie wiem o czym rozmawiali, pewnie o pogodzie albo innych tematach obojętnych, bo byli ludźmi dobrze wychowanymi i z pewnością z osobą obcą nie spierali się o religię ani o sens życia. Sam jednak fakt spotkania jest znaczący, bo zakotwicza życiorysy w dokładnym miejscu historii, czego niestety nie da się powiedzieć o Internecie, który wiadomości podaje jak sieczkę, równo zmieloną i zupełnie nie posegregowaną. Być może to wina urządzeń przeszukujących, ale chciałbym, aby komputer był jak lodówka: włączam i zapominam. Samo działa. Tymczasem zamiast poświęcać czas doskonaleniu wyszukiwania informacji przez urządzenie ostatecznie do tego przeznaczone, większość użytkowników spędza życie na doskonaleniu samego urządzenia, instalując kolejne łaty i nowe wersje oprogramowania.

A może jednak spotkanie Adama oraz Aleksandra mniej było znaczące dla naszej historii niż fikcyjne spotkanie Zenona i Justyny? Ostatecznie o tym drugim pisze się setki wypracowań, analizując okoliczności i skutki aż do bólu, którego nigdy nie było. Ale w komputerach coś z tego pozostało i teraz jest bardziej realne niż prawdziwa historia. Jak pelargonie.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200