Wielki Brat patrzy

Zaczyna się niewinnie: zamawiamy coś przez telefon, podajemy nasz adres w sklepie, aby otrzymać kartę stałego klienta lub po prostu przeglądamy strony !WWW. Za każdym razem nasz adres lub jego elektroniczna część są notowane i zapamiętywane. Na zawsze.

Zaczyna się niewinnie: zamawiamy coś przez telefon, podajemy nasz adres w sklepie, aby otrzymać kartę stałego klienta lub po prostu przeglądamy strony !WWW. Za każdym razem nasz adres lub jego elektroniczna część są notowane i zapamiętywane. Na zawsze.

Aby nie być gołosłownym, podam parę przykładów z pierwszych tygodni mego pobytu u Wielkiego Brata. Nie musiałem ich specjalnie dobierać - one wydarzyły się same.

Dzwonię do firmy dostarczającej telewizyjny program kablowy z reklamacją, że świeżo zainstalowany konwerter nie przełącza kanałów. Proszą mnie o numer klienta (nie mają jeszcze wszystkich danych o mnie, bo nie znają numeru telefonu), wpisują do komputera, gdyż słyszę przez słuchawkę stukot klawiatury, i już po chwili skrzynka jak zaczarowana zaczyna pokazywać 108 kanałów. Ciekaw jestem, czy skrzynka notuje, co oglądam. Postanawiam namiętnie zmieniać kanały.

Zamawiam urządzenie peryferyjne w firmie wysyłkowej, w której nigdy przedtem nic nie kupowałem. Podawszy nazwisko, zostaję zapytany, czy mam na imię Kuba. Mam, tylko akurat dla potrzeb karty kredytowej używam innego, pierwszego imienia z paszportu, więc domyślam się, że moje dane zostały wpisane z jakiegoś zapytania o katalog. Tym bardziej, że chcą mi paczkę wysłać do Polski.

Przeglądam strony WWW w poszukiwaniu ciekawostek. Aby dostać się do katalogu fontów, muszę podać co najmniej imię i nazwisko oraz adres zamieszkania i elektroniczny. Nie wiem, po co komu takie dane, ale nazwisko wpisuję z błędem. Już po tygodniu otrzymuję stertę tzw. junk mail, czyli reklamówek. Wszystkie mają błędnie zapisane nazwisko. Tak samo.

Kupuję oprogramowanie w sklepie na rogu - pytają mnie o kartę stałego klienta. Odpowiadam, że ma ją mój syn, który akurat jest w szkole, ale mogą sprawdzić w komputerze. Wiem, że otrzymał taką kartę w tym właśnie sklepie. Niestety, komputer nie wykazuje obecności żadnego nazwiska na TATAR (więcej sprzedawca nie może wpisać do bazy danych). Muszę więc wypełnić formularz, aby dostać 5% obniżki, która i tak jest już wliczona w cenę podaną na opakowaniu gry. Formularz zostaje schowany, a ja mam kartę z numerem w kodach paskowych. Oczywiście, otrzymuję do domu katalog reklamowy firmy. Drugi, bo syn też dostaje. Znaczy się, jest w bazie!

Zawsze chciałem mieć podkładkę na ramię do słuchawki telefonicznej. Przechodząc koło sklepu wielkiego koncernu telefonicznego, widzę wymarzony gadżet. Gdy kupuję, sprzedawczyni pyta mnie o numer kierunkowy mego telefonu i wpisuje go do komputera. Podaję fałszywy, bo niby dlaczego mają wiedzieć, gdzie będę podpierał słuchawkę.

Myślę, że wystarczy, jak na początek. Tymczasem biurokraci z obu stron Atlantyku przygotowali projekt traktatu międzynarodowego o własnościach intelektualnych w bazach danych. Niby niewinna legislacja, ale jej skutki mogą mieć poważne rozmiary. Otóż wszystkie bazy danych będą podlegały ochronie (i sprzedaży), tak jak inne dzieła. W szczególności dotyczy to książek adresowych i telefonicznych. Ale także wyników sportowych, porównań szybkości działania komputerów (sic!), a nawet prognoz pogody. Oczywiście, przemyślni Bracia mają na uwadze przede wszystkim Internet, bo tam łatwo sprawdzić, co kto publikuje. Jeśli chcą Państwo wiedzieć, co nas czeka jako przyszłych członków Unii Europejskiej, zajrzyjcie proszę pod adres www.public-domain.org/database, a znajdziecie tam Draft Treaty on Intelectual Property in Respect to Databases. Tylko NIE podawajcie swego prawdziwego nazwiska i adresu w przeglądarce, bo one też Was dekonspirują.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200