Gawędziarze i teoretycy

Teoretycy i gawędziarze zaawansowanej technologii przyzwyczaili się do udzielania prostych odpowiedzi na trudne pytania. Pierwsze z nich brzmi "dlaczego banki tworzą zamknięte sieci", na co gawędziarz-sympatyk bez zająknięcia odpowiada, że "świat zaludniają wyłącznie komputerowi włamywacze". Odpowiedź na pytanie "dlaczego banki są konserwatywne przy wyborze oprogramowania" jest równie banalna - "dlatego że w nowych pakietach roi się od błędów". Wreszcie odpowiedź na najważniejsze pytanie "dlaczego banki jak ognia unikają Internetu" brzmi zwykle "bo Internet jest nie-bez-pie-czny".

Teoretycy i gawędziarze zaawansowanej technologii przyzwyczaili się do udzielania prostych odpowiedzi na trudne pytania. Pierwsze z nich brzmi "dlaczego banki tworzą zamknięte sieci", na co gawędziarz-sympatyk bez zająknięcia odpowiada, że "świat zaludniają wyłącznie komputerowi włamywacze". Odpowiedź na pytanie "dlaczego banki są konserwatywne przy wyborze oprogramowania" jest równie banalna - "dlatego że w nowych pakietach roi się od błędów". Wreszcie odpowiedź na najważniejsze pytanie "dlaczego banki jak ognia unikają Internetu" brzmi zwykle "bo Internet jest nie-bez-pie-czny".

Pierwsze tegoroczne wydanie bostońskiego kwartalnika "Strategy and Business" na gawędziarzy-teoretyków podziała zapewne jak płachta na byka. Rzecz ma się bowiem o badaniach statystycznych przeprowadzanych wśród amerykańskich banków, które właśnie weszły albo wchodzą do globalnej sieci. Bill Burnham, autor artykułu na ten temat, otwierającego tegoroczne wydanie kwartalnika, ani razu nie używa słowa "niebezpieczeństwo". Nadużywa natomiast liczb, z których wynika, że pod koniec wieku ok. 30% "gospodarstw domowych" w USA, czyli 16,2 mln będzie korzystać z usług bankowych świadczonych przez Internet. Dla banków globalna sieć będzie wówczas stanowić źródło prawie 16% ogólnych zysków. Internetowych banków tylko w USA - jak twierdzi Bill Burnham - w roku 2000 będzie ponad 1500.

Największym niebezpieczeństwem dla instytucji finansowych, które w porę nie zaczną robić interesów w Internecie, są przede wszystkim pośrednicy. "Już teraz powstaje specjalna grupa firm znajdujących się między klientem a bankiem np. Quicken Financial Network Intuita, które zadowalając się skromną prowizją wyszukują i realizują zainteresowanym najlepszy kredyt konsumpcyjny lub ubezpieczenie na życie" - twierdzi redaktor "S&B". Na ich sukces składają się przede wszystkim malejące koszty, jakie ponosi klient w przypadku zmiany banku na konkurencyjną instytucję finansową. W USA do końca wieku mają one zmniejszyć się o 80%. Formą obrony banków przed pośrednikami jest technologia - inteligentni agenci, data mining, hurtownie danych.

Bank, jak każda instytucja życia gospodarczego, może stracić nie tylko na braku chęci do zakupu kilku przeglądarek WWW, ale także serwerów intranetowych. Omawiane przez "S&B" współczesne intranety są bowiem "bronią maluczkich". Czymś, co może wymyślić i prowadzić każdy, począwszy od dyrektora marketingu w danej korporacji, a skończywszy na zaopatrzeniowcu. Przykład US West, Lockheed Martin czy Levi Strauss, gdzie intranet nie jest jeszcze korporacyjnym standardem, ale raczej narzędziem jednego działu, dowodzi, że idea połączenia informacji hipertekstowymi zakładkami nie wyszła z zacisza gabinetów, ale w luźnej rozmowie szeregowych pracowników.

Wrogiem numer jeden intranetu są ludzkie przyzwyczajenia do sięgania co poniedziałek do tej samej przegródki po prasę bądź firmowy biuletyn. Pracownicy mogą znaleźć w sieci zbiór najnowszych informacji z poszczególnych działów, analizy bieżącej sytuacji czy nawet odpowiedź na pytanie - "co robimy dzisiaj?". Jednak - jak zauważa Lawarence Fisher z "S&B" - korporacyjny intranet musi mieć lokomotywę napędzającą pozostałe bloki informacyjne. Może być to "Facility Check" usługa świadczona przez intranet US West, która podpowiada pracownikom, skąd trzeba ciągnąć linię telefoniczną, by było to korzystne dla klienta i opłacalne dla operatora telekomunikacyjnego. Może to też być intranet poświęcony poszczególnym projektom realizowanym przez korporację na świecie. "Od tego, na ile interesujący serwer intranetowy udało się uruchomić, zależy liczba chętnych w korporacji do wzięcia udziału w projekcie" - opowiada Brett Monello, szef intranetu Silicon Graphics.

Za wcześnie jeszcze, by mówić o intranecie z tą samą swobodą, z jaką mówimy o telefonie bądź kopiarce - czytamy w "S&B" - ale za późno, by go nie wdrażać. (olo)

Strategy & Business, I kwartał 1997 r.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200