Zebrani na kolejnej konferencji "High-Tech Forum" zastanawiali się na wykorzystaniem Internetu jako pola działalności firm europejskich.

Nie ma czegoś takiego jak „europejski Internet”. Każdy kraj Starego Kontynentu to osobny składnik sieci globalnej. Uczestnicy spotkania - zorganizowanego na początku października br. w Amsterdamie - byli zgodni, że odmienności dzielące państwa Europy doskonale widoczne są także w Internecie. Barierą, na razie nie do pokonania, jest odmienność języków używanych na Starym Kontynencie. Choć coraz więcej osób, zwłaszcza młodych ludzi, posługuje się jęz. angielskim - stanowiącym podstawowy język używany w Internecie, to coraz więcej stron WWW będzie powstawać w językach narodowych. Zjawisko to jest związane z rosnącą wagą lokalnych serwisów WWW, gdzie Internet staje się narzędziem integrującym społeczności lokalne. Kłóci się to z zasadą uniwersalności Internetu w założeniach będącym medium, z którego mogą korzystać wszyscy, niezależnie od lokalizacji.

Rozwiązanie stanowi wprowadzenie automatycznego tłumaczenia tekstów różnych języków europejskich. Dostępne obecnie aplikacje charakteryzuje jednak niska dokładność, a ich stosowanie jest ograniczone do ściśle określonych specjalistycznych dziedzin (program tłumaczący jest przygotowywany dla dokładnie określonej tematyki - zna np. stosowane terminy i wyrażenia w tekstach medycznych). Można więc przewidywać, że wkrótce powstaną specjalistyczne serwisy WWW, oferujące zawartość wielojęzyczną, zależnie od preferencji użytkownika, generowaną dynamicznie przez program translacyjny.

Język nie jest, niestety, jedyną przeszkodą w ekspansji firm europejskich w Internecie. Najpoważniejszą są wysokie ceny usług telekomunikacyjnych, zwłaszcza w połączeniach zagranicznych.