BSA a kwestia smaku

Informatycy z polskich przedsiębiorstw są przeciwni piractwu komputerowemu. Straszenie ich więzieniem uważają – mówiąc eufemistycznie – za nieeleganckie.

Informatycy z polskich przedsiębiorstw są przeciwni piractwu komputerowemu. Straszenie ich więzieniem uważają – mówiąc eufemistycznie – za nieeleganckie.

Pierwszym etapem jesiennej akcji antypirackiej Business Software Association (BSA) było wysłanie do 25 tys. polskich firm broszury przestrzegającej przed korzystaniem z nielegalnego oprogramowania. Amerykańskie stowarzyszenie - nawołując do przestrzegania prawa autorskiego - posłużyło się kolorową broszurą, w której zdjęcia więziennego korytarza, skazańca za kratami i oskarżonych na sądowej ławie sąsiadują z nagłówkami w rodzaju: „Piraci słono zapłacą za kradzież oprogramowania”, „Piraci za kraty” i „Wojna z piratami wybuchnie jesienią”. Jednak nie szczegóły wykonania ulotki szokują polskich informatyków, ale jej ogólny wydźwięk, sprawiający, iż informatyka może się niektórym kojarzyć wyłącznie z kratami i więzieniem.

„Dla informatyka starej daty lektura listu od BSA może być szokującym doświadczeniem” – uważa Grzegorz Nowaczewski, inżynier systemowy z Daewoo Dacom Communications. Jego zdaniem, forma broszury pasuje bardziej do kinowych reklam niż listu wysyłanego imiennie do prezesów firm i głównych informatyków. Sekunduje mu Leszek Bartol, główny informatyk z Amica Wronki, zadając autorom broszury retoryczne pytanie: czy chcą wpędzić polskich informatyków w depresję.

„Zakład sąsiaduje z więzieniem, dlatego widok blind i judaszów nie robi na mnie wrażenia, ale broszura wysyłana przez BSA zdaje się być nietaktem i świadczy o braku szacunku autora listu do swoich adresatów” – twierdzi Leszek Bartol. On i jego koledzy z innych polskich przedsiębiorstw podkreślają, że nie są zwolennikami piractwa komputerowego, lecz w akcjach antypirackich powinno podkreślać się pozytywne aspekty korzystania z legalnego oprogramowania. „Myślę, że do ludzkiej świadomości bardziej trafia argument o możliwości korzystania z aktualizacji i pomocy technicznej w przypadku posiadania licencji niż sankcji karnych w wypadku jej braku” – mówi Grzegorz Nowaczewski.

Podobne zdanie wyrażają szefowie polskich firm informatycznych, którzy sądzą, iż jesienna kampania BSA nie wpływa dobrze na obraz branży. „Metoda zastraszania nie odniesie tutaj zamierzonego skutku. Klient korporacyjny jest na tyle dojrzały, że zdaje sobie sprawę z konsekwencji używania nielegalnych kopii” – twierdzi Tomasz Czechowicz, prezes JTT Computer. Według niego, broszura BSA wysyłana imiennie do kadry zarządzającej spółek nie jest najlepszym sposobem wywierania nacisku na grupę decydentów. „Ktoś pomylił adresata, wysyłając ten list” – dodaje Tomasz Czechowicz.

Podobnego zdania jest Tomasz Sielicki, prezes firmy ComputerLand SA, stwierdzający, iż BSA a priori przyjęła, iż adresaci jej listu są winni piractwu. „List ten źle wpływa na obraz branży teleinformatycznej, która nie może kojarzyć się nikomu z więzieniem” – twierdzi Tomasz Sielicki, dodając, że -niezależnie od słuszności celów - BSA powinna posługiwać się mniej agresywnymi metodami i prowadzić raczej kampanię edukacyjną niż akcję zastraszania.

Wśród głosów oceniających formę jesiennej kampanii BSA znaleźć można również te, które pozytywnie odnoszą się do charakteru wysłanego listu. „Trzeba było uderzyć mocno” – mówi Włodzimierz Cudak, kierownik działu organizacyjno-prawnego katowickiej Fabryki Przewodów. Jego zdaniem, działalność piratów przynosi Polsce wstyd za granicą i należy ją zdecydowanie ukrócić. „Zajmowanie się piractwem może kosztować kogoś 5 lat życia i to przecież nie w przedszkolu tylko w zakładzie, gdzie są trochę inne okna” – mówi Włodzimierz Cudak. Bezpośrednią formę broszury chwali też Piotr Smólski, dyrektor Hewlett-Packard Polska. „List jest bardzo dobrze skomponowany. Ciekawe i ostre hasła odpowiadają skali problemu, który gdzie jak gdzie, ale w Polsce jest poważny” – mówi Piotr Smólski, zadając jednak pytanie: czy duże przedsiębiorstwa są dobrym adresatem takiego listu.

„Za dużo korespondencji znajduję codziennie na biurku, by przejmować się takimi broszurami” – mówi Edward Nitek, dyrektor-pełnomocnik ds. informatyki w KGHM Polska Miedź SA. „Nie miałbym nawet czasu tego przeczytać” – konkluduje Edward Nitek, potwierdzając opinię, że większość informatyków należy do kategorii zbyt zajętych ludzi, by przejmować się każdą przychodzącą korespondencją.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200