Nasza droga informatyka

Nad problemem ekonomicznej wartości usług i produktów informatycznych dyskutowano od dawna, jednak tylko w wąskim gronie specjalistów. Dziś powrócił on ze zdwojoną siłą i zainteresował wszystkich.

Nad problemem ekonomicznej wartości usług i produktów informatycznych dyskutowano od dawna, jednak tylko w wąskim gronie specjalistów. Dziś powrócił on ze zdwojoną siłą i zainteresował wszystkich.

Nasza droga informatyka

Jerzy Kalinowski

Obecna sytuacja na rynku informatycznym, choć często określana jest mianem recesji, to w ścisłym, ekonomicznym tego słowa znaczeniu recesją nie jest. Termin ten bowiem został zarezerwowany przez ekonomistów do określania stanu gospodarki, w którym przez dwa kolejne kwartały utrzymuje się ujemne bądź zerowe tempo wzrostu. Ba, byłoby świetnie, gdyby inne działy gospodarki utrzymywały podobne tempo rozwoju, jak obecnie "ciężko dotknięta recesją branża IT".

Poprzednie lata przyzwyczaiły nas do kilkudziesięciuprocentowych współczynników wzrostu. Wiele firm z branży IT nie znało pojęcia kosztów, liczył się tylko wzrost. Z imponującymi wskaźnikami dynamiki obrotów rywalizowały równie wysokie stawki marż zysku. "Pamiętam czasy, w których za przestawianie pudełek ze sprzętem firmy doliczały sobie 25% marży, a czasem nawet i więcej" - mówi Jerzy Kalinowski, prezes AMG.net i wiceprezes Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji.

Zobacz też

Taniej i więcej - rozmowa ze Stanisławem Kucharskim, dyrektorem ds. systemów informatycznych ABB Group Service Center"

To, co dla jednych jest obecnie powodem do zmartwień, dla innych stanowi jedynie objaw normalizacji rynku. Kwintesencją dotychczasowych aberracji było niedawne szaleństwo dotcomów, gdzie wartość firmy wiązano z przewidywanymi kursami jej akcji, nie zaś z jej rzeczywistym potencjałem. "Rok 2000 był czasem ostrej selekcji naturalnej przedsiębiorstw tak zwanej nowej gospodarki. Jedne z nich radzą sobie bardzo dobrze, inne - tych jest większość - pierwszą przymiarkę do wejścia w nowe czasy zakończyły bankructwem. Zbyt optymistycznie oceniano wówczas znaczenie technologii dla rozwoju społeczno-gospodarczego" - ocenia Jerzy Kalinowski. Choć większość wierzy w to, że wahadło koniunktury prędzej czy później przywróci czas prosperity, to warto również uwzględnić pesymistyczny wariant rozwoju wydarzeń.

Zbyt wiele innowacji

Czy obecny spadek koniunktury jest początkiem procesu zmian, które będą miały daleko idące konsekwencje dla całego rynku IT? Jeśli korekta rynkowa nie okaże się chwilowa i trwale obniży poziom cen usług i produk- tów informatycznych, to oczywiście zmniejszy to strumień pieniędzy wpływający na ten rynek. Spowoduje to zmniejszenie liczby działających na nim podmiotów i ogólne ograniczenie skali ich działalności.

Warto przypomnieć często stawianą tezę, iż informatyka jest młodą dziedziną, przez co model ekonomiczny jej wyceny był nieustabi- lizowany. Generalnie (mówimy tu o oprogramowaniu i jego wdrożeniach) klienci nierzadko przepłacali. To dawało firmom IT pokaźne środki finansowe, które mogły przezna- czać na dalsze, szeroko zakrojone inwestycje, głównie prace rozwojowe. Napędzało to mechanizm gwałtownej rotacji produktów informatycznych na rynku, błyskawicznego starzenia się produktów i pojawiania się wciąż nowych, udoskonalanych ich wersji. Rynek pokazuje, że klienci nie chcą dłużej na to się godzić. "Dziś można zaobserwować ogromną nadmiarowość dostępnych rozwiązań w odniesieniu do chłonności odbiorców. Jest to powiększająca się przepaść. Typowy użytkownik potrzebuje znacznie mniej, niż mu się oferuje" - uważa Sławomir Trautman, obec-nie niezależny konsultant, wcześniej Ű Ű prezes i dyrektor sprzedaży w Intentia Polska. Czy przestaną więc działać mechanizmy zapewniające dalsze finansowanie tak szybkiego wzrostu rynku IT? "Dzisiaj klienci chcą płacić jedynie za wartość dodaną, za to, co faktycznie zyskają dzięki wykorzystaniu nowych technologii" - mówi Jerzy Kalinowski.

Być może takie "urealnienie cen", wyhamowanie rozwoju na rzecz podniesienia jakości produktów i obsługi klienta jest zjawiskiem nieuchronnym, jeśli informatyka ma się stać dojrzałą dziedziną. Kwestia cen sprzętu nie budzi emocji - komputer, tak jak lodówka, musi kosztować określoną sumę. Rzecz zasadza się na cenie oprogramowania i jego wdrożenia. W tym biznesie najważniejszym składnikiem kosztów jest pra-ca ludzka. Często przyjmuje się, że stosunek nakładów ma się jak 1:3 (oprogramowanie do wdrożenia). Tak duża dysproporcja wynika, po pierwsze, z wciąż niskiej jakości oprogramowania, po drugie, odbiorcy informatyki bardzo wolno dochodzą do wniosku, że z wyjątkiem obszaru krytycznych procesów biznesowych, lepiej będzie dostosować się do rozwiązania informatycznego, niż czynić na odwrót.

Metodologie wyceny systemów pisanych na zamówienie już są dopracowane: wiadomo, ile powinno trwać i kosztować stworzenie aplikacji, która ma zawierać określoną liczbę punktów funkcyjnych. "W coraz większym stopniu będzie można stosować rentę technologiczną. Używanie przez lata wypróbowanych rozwiązań i technik informatycznych przy jednoczesnym wykorzystaniu najnowszych wyników badań naukowych pozwala obniżać ceny kolejnych wdrożeń" - twierdzi Witold Staniszkis, prezes Rodan Systems. Oczywiście, najpierw trzeba dokładnie wiedzieć, co ma być wykonane. "Wciąż nie może znaleźć zrozumienia tak banalna reguła, że dobre określenie wymagań systemowych i właściwa analiza potrzeb użytkownika muszą pochłonąć znaczącą część budżetu projektu, nawet jego trzecią część" - mówi Jerzy Kalinowski.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200