5:1 po przerwie

W całym moim długim życiu tylko raz byłem na stadionie oglądać mecz piłkarski. Za samowolkę dziesięciolatka dostałem tydzień zakazu opuszczania koszar, tfu, to jest chciałem napisać mieszkania i jakoś już mnie więcej nie ciągnęło na trybuny. Szczególnie jak widziałem watahy szalikowców, demolujące co się da na drodze ze stadionu Legii.

W całym moim długim życiu tylko raz byłem na stadionie oglądać mecz piłkarski. Za samowolkę dziesięciolatka dostałem tydzień zakazu opuszczania koszar, tfu, to jest chciałem napisać mieszkania i jakoś już mnie więcej nie ciągnęło na trybuny. Szczególnie jak widziałem watahy szalikowców, demolujące co się da na drodze ze stadionu Legii.

Ale do dziś pamiętam, że wynik pięć do jednego jest dla naszych bardzo dobry. Oczywiście, zawsze pozostaje pytanie kim są owi "nasi", ale ten semantyczny problem kibica pozostawiam do rozwiązania Państwa sumieniom.

Na tych łamach "nasi" to my. Klienci, którzy kupują wyroby przemysłu informatycznego, tocząc przy okazji ciągły mecz z producentami i sprzedawcami. Albo "oni", bo to my produkujemy i sprzedajemy żelastwo lub oprogramowanie. Każdy może sobie wybrać, po której stronie barykady chce się znaleźć. W tym nieustającym meczu wygraną jest cena zakupu dowolnego produktu. Jak wiadomo w gospodarce rynkowej cena jest równa ilości pieniędzy, którą nabywcy chcą zapłacić za towar. Ani mniej, ani więcej. Na ogół na początku wprowadzania nowego modelu komputera cena nowości jest wysoka, bo i koszty produkcji są jeszcze duże, a każdy klient chce mieć jak najlepszy i najszybszy komputer w okolicy.

Rok temu znajomy miał nieco pieniędzy i postanowił kupić sobie gigahercowego PC. Długo go namawiałem, aby się dobrze zastanowił, czy rzeczywiście ma to sens, ale przekonywał mnie, że to się opłaca, bo przez jakiś czas będzie miał spokój. Rzeczywiście, kupił sobie dobrze doładowaną kobyłę, z CD-RW, pół gigabajta pamięci, 30 GB dysku. Dał za to prawie trzy tysiące papierów, ale miał na biurku smoka, choć składaka.

Minęło dwanaście miesięcy i po tej przerwie postanowiłem i ja kupić kilka komputerów do pracy. Jestem starym sknerą, więc zacząłem szukać tu i ówdzie, aż znalazłem ofertę na komputery skądinąd wspominanej na tych łamach firmy Hewlett-Packard serii VL400. W pierwszej chwili, pamiętając zakup mego przyjaciela, nie bardzo chciałem wierzyć, że za niecałe sześćset mogę mieć wprawdzie tylko ćwierć giga pamięci, ale dysk czterdziestkę i gigaherc oraz DVD-ROM. Moje wahanie zostało odebrane przez sprzedawcę jako próba targowania się i zaoferował mi jeszcze kilkanaście dolarów obniżki oraz darmową wysyłkę, jeśli kupię pięć sztuk. Tak więc za jeden komputer mego znajomego po niewielkiej przerwie udało się kupić pięć nowych, markowych jednostek.

Oczywiście, jest to bardzo złe dla ekonomii, bo jeśli wszyscy Państwo będziecie powstrzymywali się od zakupów nowości, to będą one dłużej droższe i nikt z nas nie zrobi dobrego interesu. Na szczęście, zawsze gdzieś są frajerzy z wypchanymi portfelami, którzy finansują rozwój przemysłu informatycznego, a w każdym razie produkcję nowych, lepszych modeli komputerów. Bo z oprogramowaniem jest dokładnie odwrotnie: to na początku ofiarowuje się zniżki, zachęcające do uaktualnienia, by potem łupać masy, które muszą kupić nową wersję, bo ma ona inny format plików. Tak więc jeśli ktoś chce wiedzieć, to używam rocznego staruszka z najnowszymi wersjami programów. Powstaje pytanie, kiedy jest najlepszy czas na kupowanie sprzętu. Mam wrażenie, że przerwa między wprowadzeniem nowego modelu a jego przeceną skraca się z roku na rok. Ciekawe jak skończy się ten mecz?

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200