Debug mode

Ten felieton miał najpierw nosić polski tytuł Tryb uruchamiania programu, ale doszedłem do wniosku, że to bez sensu. Nie znam osoby, która korzystałaby z narzędzi informatycznych w wersjach narodowych; nawet jeżeli dla jakiegoś środowiska wersje takie istnieją, to i tak informatycy darzą je głęboką pogardą. A w wersjach oryginalnych tryb uruchamiania programu nazywa się właśnie debug mode.

Ten felieton miał najpierw nosić polski tytuł Tryb uruchamiania programu, ale doszedłem do wniosku, że to bez sensu. Nie znam osoby, która korzystałaby z narzędzi informatycznych w wersjach narodowych; nawet jeżeli dla jakiegoś środowiska wersje takie istnieją, to i tak informatycy darzą je głęboką pogardą. A w wersjach oryginalnych tryb uruchamiania programu nazywa się właśnie debug mode.

We wspomnianym debug mode przestawiono tym razem nie program, a całą firmę. Okólnik, który Bill Gates wysłał do swoich pracowników, nakazuje im zaprzestać tworzenia jakiegokolwiek nowego oprogramowania. Jak informują media, żadnemu programiście Microsoftu nie wolno przez miesiąc napisać ani jednej linii nowego kodu. Zamiast tego, mają przejrzeć wszystkie dotąd napisane programy i odnaleźć ewentualne dziury w bezpieczeństwie systemów.

Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że w ciągu ostatnich miesięcy okazało się, że programy Micro- softu - systemy operacyjne, przeglądarka internetowa i klient pocztowy, wreszcie serwery platformy .NET - są bardzo słabo zabezpieczone przed naruszeniem bezpieczeństwa. Producent długo zdawał się nie zauważać problemu, a nawet wykonywał kuriozalne gesty wrogości wobec serwisów podających informacje o dziurach w zabezpieczeniach swoich produktów, aż wreszcie zareagował.

Myślę, że Microsoft spostrzegł nie tyle problem, ile rynek. Jedną z niewielu firm informatycznych, które w ostatnich miesiącach zanotowały istotny wzrost przychodów, była firma Symantec, dostarczająca kompleksowe systemy bezpieczeństwa. Moim zdaniem, potentat z Redmond, przestawiając się w debug mode, wcale nie posypuje głowy popiołem. Idę o zakład, że w pierwszym rzędzie zostaną poprawione zabezpieczenia w słabo sprzedającym się Windows XP i nowej platformie .NET. W ten sposób Microsoft upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu: poprawi wizerunek, a przy okazji zwiększy dochody.

Wyłączenie prac rozwojowych w firmie zatrudniającej dziesiątki tysięcy informatyków i wprowadzającej kilkadziesiąt produktów rocznie nie byłoby możliwe, gdyby firma ta miała realną konkurencję. Przedsiębiorstwo, które czułoby oddech na plecach, nie mogłoby tak po prostu "zatrzymać fabryki". Dziś na rynku systemów operacyjnych, przeglądarek internetowych, aplikacji biurowych i wielu innych panuje de facto monopol Microsoftu. Jeżeli ktoś potrzebował dowodu, że taka sytuacja dusi postęp techniczny, to trudno o bardziej wyrazisty niż "debug mode".

Od wielu lat uczestniczę w projektach informatycznych, w których buduje się złożone systemy dla przedsiębiorstw i instytucji publicznych. Nie zdradzę chyba tajemnicy, jeśli powiem, że zapewnienie jakości było największym problemem każdego z tych projektów. Jeżeli w dziedzinie inżynierii oprogramowania można powiedzieć coś na pewno, to to, że niewiele da się osiągnąć w momencie, gdy program jest już napisany. Zapewnienie właściwej jakości programu i zabezpieczeń w nim musi być przemyślane - od momentu planowania, przez analizę, projekt, implementację, aż po testy. Z siedzenia przez miesiąc i gapienia się w gotowy kod jak przysłowiowa sroka w gnat nic nie wynika.

Szczerze więc wątpię, aby efektem debug mode w Microsofcie była radykalna poprawa zabezpieczeń w programach. Mam za to nadzieję, że w dalszej perspektywie firmie tej uda się wykształcić procedury, które pozwolą na "wbudowanie" problematyki bezpieczeństwa w proces tworzenia każdego - każdego! - produktu. Mam nadzieję, że wszyscy na tym skorzystają.

No, może z wyjątkiem hakerów, ale ich mi nie żal.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200